Czytam=komentuję
Rose
Dryń.
Dryń.
Przytuliłam mocniej poduszkę, jakbym usłyszała najsłodszą kołysankę.
Po chwili. Po głębokim westchnieniu.
Po jednym obrazie, który sprawił, że moje serce zaczęło bić gwałtowniej.
Coś w mojej głowie wróciło na właściwe tory.
Przecież to był pierwszy września!.
Dzień, w którym wracałam po raz ostatni do szkoły, do mojego prawdziwego domu..
Do tej pory pamiętam wspomnienia, które wracały do mnie podczas przygotowywania się do wyjazdu na gwarną stację King's Cross.
Nie mogłam uwierzyć, że jedyne miejsce do którego pasowałam będę zmuszona opuścić.
Właśnie dlatego poważnie zastanawiałam się nad objęciem posady nauczyciela w Hogwarcie. Lubiłam naukę, łatwo potrafiłam wytłumaczyć trudne zagadnienia, zazwyczaj miałam dobry kontakt z dziećmi...
W tym planie była jednak zionąca luka. Na to stanowisko byłam za młoda.
Jako dziecko marzyłam o byciu pierwszą kobietą-minister. Nie miałam pojęcia o tym, że to wcale nie jest stanowisko, które obejmowali jedynie mężczyźni.
Gdy miałam dwanaście lat i dowiedziałam się o tym drobnym szczególe moje marzenia runęły jak piramida z kart. A kiedy zrozumiałam, że to nie zdarzało się tak często i przypomniałam sobie jakie to wymagające stanowisko...
No cóż, karty wróciły na swoje miejsce.
Chciałam być kimś zważywszy na to czyją córką byłam- Ronalda Weasleya i Hermiony Granger. Pamiętam zaskoczenie i niedowierzanie rodziny od strony ojca, gdy usłyszeli o moim przydziale do domu kruka, Ravenclawu. Większość mojej rodziny było w Gryffindorze.
Także Hugon,
James i Lily, chociaż on już skończył szkołę i zaczął pracować jako auror, dorabiając trochę w sklepie z produktami wujka Georga, również należeli do Gryfonów.
Innym wyjątkiem od reguły był Albus. Trafił do Slytherinu i szybko zaprzyjaźnił się ze Scorpiusem Malfoyem. Łatwo się domyśleć, że był to dla wszystkich ogromny szok.
Ale nie dla mnie.
Albus był człowiekiem ambitnym, inteligentnym, sprytnym, ale gdzieś głęboko w nim uśpiona była jego wrażliwość. Młody Malfoy był jego konkurentem- pilny uczeń ( choć niekoniecznie potulny), niewiarygodnie przystojny ( choć wtedy bym tego nie przyznała), ze względami u dziewczyn.
Potter zdawał sobie sprawę, że dojdzie dużo dalej z arystokratycznym blondynem.
Współpracowali ze sobą, rozmawiali, aż w końcu między nimi pojawiła się nić porozumienia, szacunku.
Zaprzyjaźnili się. Mimo, że pod wieloma względami byli do siebie podobni w moich oczach byli zupełnie różni. Pogodny, rozumiejący innych Al i arogancki, zabawowy Malfoy. Przynajmniej za takiego uważałam Scorpiusa. Zazwyczaj, gdy się widywaliśmy przekomarzaliśmy się, ale nie było między nami waśni. Zawszy był Al, który im zapobiegał.
I była też Chloe. Od pierwszego dnia w Hogwarcie byłam pewna, że się zaprzyjaźnimy. Miałam wiele koleżanek, ale to ona rozumiała mnie najlepiej. Jej pogoda ducha poprawiała mi humor. Często żartowałyśmy, odrabiałyśmy razem lekcję w wieży Krukonów.
Chloe była najbystrzejszą osobą jaką znałam, a wszyscy którzy uwielbiają żarty o blondynkach mogą szukać shcronienia przed moim gniewem.
Spojrzałam na niebieski krawat leżący na stosie starannie poskładanych ubrań w olbrzymim kufrze. Delikatnie musnęłam go dłonią, a łza zakręciła mi się w oku. To nie był czas na wzruszenie. Przede mną był mój ostatni rok i chciałam zrobić wszystko by był nadzwyczaj udany.
Zamknęłam kufer, nie wiedząc, że niedługo wpadnę w prawdziwy huragan zdarzeń.
Scorpius
Skrzat domowy podał mi starannie wyprasowany elegancki, czarny garnitur.
Ubrałem go i skropliłem ciało odurzającymi perfumami, których używałem odkąd pamiętam.
Szykowałem się na mój ostatni rok. W mojej głowie miałem wyobrażenia dzikich imprez, litrów Ognistej, dziewczyn...ale też stosów papierzysk nękających mój umysł, ocen od których zależała moja po części już i tak zaplanowana i zapewniona przyszłość. Łatwo mogłem dostać jakąś fuchę w Ministerstwie dzięki wpływom ojca. Wyszedłem z mojej ekskluzywnej sypialni, zostawiając w niej zapach perfum. Zniosłem kufer po schodach, jak dzielny chłopiec, bez pomocy służby. Chwyciłem w biegu kanapkę, uważając by się nie pobrudzić. Pożegnałem rodziców i wyszedłem z dworu. Przed bramą ujrzałem auto mojego kumpla, Albusa.
Mieliśmy 17 lat i pierwszy raz sami jechaliśmy na dworzec. Samochody z pewnością były jednym z moich ulubionych mugolskich wynalazków. Tak jak jako kapitan drużyny Ślizgonów w Quiditchu uwielbiałem lot na miotle, tak jako mężczyzna uwielbiałem te szybkie maszyny.
Otworzyłem drzwi, przywitałem się z przyjacielem i zanim zdążyłem się wygodnie rozsiąść na skórzanym fotelu, zauważyłem, że nie jesteśmy sami. Z tyłu siedziała ruda dziewczyna, którą od razu rozpoznałem. To nie mogła być wesoła, wymalowana i wystrojona Lily Potter, siostra Ala.
Z tyłu siedziała Rose Weasley, jego kuzynka. Włosy miała upięte w koka, założyła czarny t-shirt i narzuciła na siebie kraciastą koszulę. Na jej butach, czarnych trampkach za kostki było pełno kolczastych jetów. Rzęsy musnęła lekko tuszem, a policzki pudrem.
Dostrzegłem, że wyładniała przez lato, ale wciąż nie była w moim typie.
-O Weasley, jedziesz z nami?- zapytałem niby od niechcenia- Nie boisz się, że cię gdzieś wywieziemy?
Zmierzyła mnie wzrokiem, jak na Weasleyówne przystało i po chwili odpowiedziała:
-Jeszcze tak złego mniemania o was nie mam. A teraz pozwolisz, że udam, że was tutaj nie ma. Zrelaksuję się przed dotarciem na King's Cross.
Mówiąc to oparła głowę o zagłówek, a nogi założyła za mój fotel.
Moja ślizgońska natura nie pozwalała jej odpuścić.
Odczekałem parę minut i włączyłem jedną z płyt leżących w schowku. Z głośników było słychać muzykę; gitary elektryczne i perkusja robiły niesamowity hałas.
Zwiększyłem głośność, wywołując oburzenie Krukonki.
I wtedy ja i Al zaczęliśmy śpiewać.
Tego było dla niej za wiele.
-Wyłącz to, debilu- wycedziła przez zęby, kipiąc ze złości.
-Ojej, czemu? Co się robiło po nocach,Weasley?
Zmierzyłem ją wzrokiem.
Wyglądała, jak mechanizm, który zbyt wcześnie został odłączony od prądu.
Funkcjonowała na reszcie baterii.
Była niewyspana.
Pod oczami miała cienie, które starała się ukryć pod prawie niezauważalnym makijażem.
Powieki zamykały się, gasła.
Dałem jej spokój.
Zauważyłem, że Weasley była wysoka. Ja sam miałem ponad 185 centymetrów wzrostu, ona na pewno więcej niż 170. Była kompletnym przeciwieństwem swojej przyjaciółki, która czekała na nią na Peronie 9 i 3/4.
Zauważyłem, mojego kuzyna.
Nathan Zabini.
Rozmawiał z grupką młodszych dziewczyn. Ciemnoskóry chłopak pochwycił nas kątem oka.
Od razu zaczął iść w naszą stronę, by się przywitać.
Po chwili rozmowy, wymianie wrażeń z wakacji wsiedliśmy do pociągu. Z naszym fartem do pakowania się w dziwn sytuacje, wiadome było, że zostało tylko parę wolnych przedziałów.
W jednym siedziała grupka pierwszaków, w drugim jacyś kujoni...
Al wskazał nam inny przedział.
Siedziała w nim dziewczyna o płomienno-rudych włosach.
Tamtego ranka miałem okazję zapaść jej w pamieć .
Była razem z nią jej blondwłosa koleżanka.
-To teraz na pewno się ucieszy- pomyślałem, rozsuwając drzwi od przedziału i ukazując im szereg białych zębów.
Edytowany- 31.07.2015