czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 8


Rose

Po lekcjach Chloe i ja byłyśmy bardzo zmęczone. Przez wakacje odzwyczaiłyśmy się od siedzenia w miejscu  45 minut i słuchania nudnawych wykładów nauczycieli. Jako Krukonka oczywiście uwielbiałam uczyć się nowych rzeczy, udowadniać swoją inteligencje czy konkurować z innymi. Niektórzy profesorowie, jednak nawet najciekawszy temat potrafili zamienić w istną katorgę.
A szczególnie, gdy powtarzali materiał z poprzednich lat. Opowiadali dokładnie takimi samymi słowami, jak za pierwszym razem, a ja nie mogłam się powstrzymać od ciągłego zastanawiania się czy schematy lekcji znają już na pamięć.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie na parapecie przy jednym z ogromnych okien. Promienie jesiennego słońca, wlewające się do pomieszczenia zaczęły przyjemnie muskać naszą skórę, a ja oparłam głowę o ścianę i spróbowałam się zrelaksować. Jakoś nie miałam ochoty na konfrontacje z Laurą Macmillan, a wiedziałam, że właśnie poszła do dormitorium zaklinając, że to co przydarzyło się jej poprzedniego dnia nie ujdzie na sucho, temu kto to zrobił. I, że nic ją nie obchodzi kto to był.
I tak dostanie za swoje, nawet jeśli ma więcej przywilejów od niej.
Nagle tłum trochę się przerzedził i wyjrzałam co się dzieje. Okazało się, że Scorpius Malfoy przepycha się uparcie między młodszymi uczniami, a za nim biegnie Evie, starając się dotrzymać mu kroku. Wyglądali, jakby wiedzieli coś bardzo ważnego i musieli to natychmiast komuś przekazać.
Blondyn był już daleko od nas, ale Nott złapała go za ramie i coś do niego powiedziała.
Chłopak natychmiast obrócił się i oboje zaczęli iść w naszą stronę. Ku mojemu zdziwieniu zatrzymali się centralnie przede mną i Chloe.
Blondyn wyglądał na trochę zdenerwowanego, cały czas przygryzał dolną wargę i zastanawiał się jak ma się odezwać.
-Rose, słuchaj...- zaczął w końcu.
-Słucham cały czas- mruknęłam, wstając z parapetu i patrząc wyczekująco na Evie i Scorpiusa.
-Urocza, jak zwykle.- odpowiedział, mierząc mnie od góry do dołu wzrokiem, co niekoniecznie mi się spodobało.- Wiem trochę więcej od ciebie o Puckeyu. Pomyślałem tylko, że troszczysz się o swoją kuzynkę i nie pozwolisz temu dupkowi bawić się Lily.
Obelga, którą wypowiedział, gdy mówił o Ślizgonie, zabrzmiała w jego ustach dziesięć razy bardziej obraźliwie niż normalnie. Przełknęłam ślinę, gotowa na najbardziej niepokojące wieści.
-To znaczy?
-Nie traktuje, żadnej dziewczyny poważnie. Chcesz, żeby ona przez niego cierpiała, wypłakiwała w twoich ramionach?-przybliżył się trochę w moją stronę, a w jego oczach błysnęło coś przypominającego...troskę? Czemu miałoby go obchodzić życie prywatne mojej kuzynki?
- Otrząśnij się! To damski bokser!
Po tych słowach zalała mnie niewyobrażalna fala gniewu. Nie mogłam pozwolić, by Lily coś się stało. Znałam ją od dziecka, mimo że byłyśmy zupełnie inne, dbałam o to co się z nią dzieje.
-Gdzie ona jest?- wykrztusiłam, a w słowo zniecierpliwionemu blondynowi wpadła jego towarzyszka.
-W bibliotece. Z Puckeyem.
                                                                             Scorpius

Kiedy dotarliśmy do biblioteki, ujrzeliśmy poszukiwaną parę przy jednym ze stolików w najustronniejszym kącie sali. Cienie kładły się na ich ciałach.
Chłopak delikatnie całował rudowłosą.
Ciekawe czy jego pozorna szczerość była tym, co ciągnęło do niego Evie. 
Nie zdążyłem powstrzymać Weasley. Moja wyciągnięta ręka spotkała powietrze.
Podbiegła do nich. Oderwała ich od siebie. Zdziwiona Lily patrzyła na nią nierozumiejącym wzrokiem, ściskając przedramiona Puckeya.
-Co jest?!
-On cie wykorzystuje!- krzyknęła Rose. i po chwili zasłoniła sobie usta.
Odciągnąłem Weasley do tyłu i powiedziałem do jej kuzynki spokojnym tonem:
-Mogłabyś po prostu z nami chwilę porozmawiać?
Zawiesiła swoje gniewne spojrzenie na mnie i zdałem sobie sprawę, ile ta dziewczyna ma temperamentu. Wyglądała, jakby miała ochotę rzucić mnie na pastwę sklątki tylnowybuchowej.
Dobra, więcej niż jednej.
-Dlaczego miałabym was wysłuchać, skoro wy nawet nie potrafiliście powiedzieć ,,cześć''?
W tamtym momencie moja cierpliwość się skończyła,  pociągnęłam ja za rękę, a ona chcąc nie chcąc wstała z krzesła. Oczywiście w jej ślady poszedł Puckey, który natychmiast do mnie doskoczył, Wyrwał ją z moich ramiom i  objął jak najdroższy skarb.
Cóż, za opiekuńczy gest.
-Szukasz kłopotów, Malfoy?- powiedział, wyraźnie artykułując każdą sylabę.
-O to samo mógłbym spytać ciebie.
Brunet puścił dziewczynę i zaczął się do mnie zbliżać.
 Był trochę wyższy ode mnie.
Na jego twarzy widniał pokpiwający uśmieszek. Miałem ochotę spytać się, czy dobrze się bawi.
Położył mi dłoń na ramieniu, co przyprawiło mnie niemal o mdłości.
-Nie powiesz mi chyba, żebym od niej też trzymał się z daleka? W takim tempie to nie będę mógł się zbliżyć do żadnej dziewczyny.
-Odwal się tylko od moich znajomych- warknąłem, zwalając jego dłoń.
Chłopak zaśmiał się teatralnie, a jego głos odbił się echem po pomieszczeniu.
-Scorpius Malfoy uważa, że Lily Potter, Gryfonka, to jego przyjaciółka!- machnął rękom żebym się do niego przybliżył, ale tego nie zrobiłem.- Powiedz, co cię tak odmieniło?
Miałem dość tej pogaduszki, podniosłem pięść i skierowałem ją ku jego twarzy.W ostatniej chwili się uchylił i podstawił mi nogę. Prawie upadł bym na podłogę, ale ktoś mnie złapał. Zwróciłem głowę ku  tajemniczej osobie i ujrzałem Weasley. Pomogła mi wstać i chwilę się na siebie zapatrzyliśmy. W mojej głowie pojawiło się majaczące wspomnienie, mnie i Rose całujących się pośród tłumu uczniów. Wydawało się takie realistyczne. Nie wiedziałem,  dlaczego o tym pomyślałem. Może wydarzyło się to na imprezie i tego nie pamiętałem...Skoro tego nie pamiętałem, czemu teraz rozjaśniło mi się w głowie? Nie to było głupie i nielogiczne....
A jednak zastanawiające.
- Och, może to ona?- spytał,  wskazując Rose i wciąż się śmiejąc- Powinieneś nie być tak podatny na tę dziewczynę. I najlepiej nie opowiadać jej głupot. Każdy popełnia błędy. Nie wmówisz mi, że ty nigdy nie zrobiłeś niczego, czego żałowałeś?
Pomyślałem o każdej porażce w moim życiu.Każdym potknięciu, rysie na szkle.
Kiedy w mojej głowie przewijały się ich dziesiątki, jedno wciąż powracało. Jak bumerang odnajdywało drogę z powrotem.
Zraniłem cudze uczucia, sam wyrządzając sobie krzywdę. Moje rany wciąż się nie zabliźniły.
W 5 klasie do naszej szkoły doszła nowa uczennica, Inez Arnaud. Wysoka, zielonooka dziewczyna o długich brązowych włosach wiązanych w kucyka. Wciąż pamiętałem rysy jej twarzy- delikatne, ale przyciągające wzrok. Była córką czarodzieja z Francji i hiszpańskiej mugolki..
Trafiła do Gryffindoru.
W tamtym roku Slytherin i Gryffindor bardzo ze sobą rywalizowali. Po tym, jak Gryfoni w poprzednim roku przegrali w Quiditcha na rzecz Ślizgonów, między naszymi domami panowała napięta atmosfera. Puchar Domów trafił wtedy do Puchonów, chociaż nikt się tego nie spodziewał.
Byłem popularny w swoim domu; byłem szukającym i to głównie dzięki mnie odnieśliśmy tamte zwycięstwo. Pławiłem się sławą, bo nie potrafiłem dostrzec innych pozytywnych aspektów w swoim życiu. Potem zorientowałem się, że zawsze miałem Ala, Nathana, Evie, ale wtedy zdawałem się tego nie doceniać. I nagle pojawiła się ona. Rozmawiałem z nią wiele razy podczas korepetycji, które musiałem brać z numerologii. Świetnie się dogadywaliśmy. Postrzegałem ją jako ideał. Inteligentna, uczynna, pracowita, ale też zgrabna i ładna. Zaczęliśmy się do siebie coraz bardziej zbliżać. Czasem wpadałem na nią przez ,, przypadek'', by móc zamienić z nią parę zdań. Kiedy ja nie potrafiłem zrozumieć co inni tak we mnie uwielbiają, ona pozwoliła mi uwierzyć w siebie. Pokazała mi, że sam tworze swoją osobowość i że nie muszę się zachowywać, tak jak inni tego ode mnie oczekują, ale być sobą.
I że mam ludzi, którzy się za mną wstawią, gdy będę ich potrzebował...
Ja, jednak zawsze dążyłem do perfekcji i zapominałem o tym, co naprawdę ważne.
Spotykaliśmy się po kryjomu, wariowaliśmy na swoim punkcie.
Zawsze pomagała mi wyjść z dołków, rozjaśniała każdy pochmurny dzień.
Kiedy dostała się do drużyny Gryffindoru w Quiditcha, szlała z radości.
Została szukającą, co oznaczało, że nie mogliśmy już rozmawiać o sporcie, nie mogliśmy razem ćwiczyć...bo byliśmy przeciwnikami.
Coś zaczęło się psuć, ale nie zostawiła mnie.
Rzuciłem się w wir nauki, treningów, imprez, spotkań z przyjaciółmi i utrzymywania naszego związku w tajemnicy...Próbowałem to wszystko pogodzić i być we wszystkim idealny.
Nie dawałem rady. Byłem coraz bardziej zmęczony, nie miałem dla niej czasu, zaczęliśmy się więcej kłócić.
Nadszedł finałowy mecz Slytherin vs. Gryffindor. Byłem zdolny zrobić tyle, ile będę musiał by zdobyć swój tron.
To był mój pierwszy rok na stanowisku kapitana i nie miałem zamiaru stracić pucharu.
W gonitwie za ,,latającym złotem'' zwaliłem Inez z miotły. To był wypadek. Nigdy nie brałem pod uwagę skrzywdzenia kogokolwiek, w celu otrzymania tego czego chciałem.
N i e    j e j.
Jakiś nauczyciel natychmiast do niej podbiegł, by sprawdzić, czy wszystko dobrze.
Miała zapewnioną opiekę. Lepszą niż sam mogłem jej zagwarantować.
Złapałem znicz.
Drużyna wiwatowała. Reszta Ślizgonów zbiegła z trybun. Boisko zrobiło się ciemniejsze od szmaragdowych szat powiewających na wietrze,Nie wiem nawet, kiedy znalazłem się w Pokoju Wspólnym Slytherinu i zaczęliśmy świętować zwycięstwo.
Nie tam powinienem wtedy być. Puchar nie był tą nagrodą, o którą powinienem był walczyć.
Inez wyszła ze skrzydła szpitalnego cała i zdrowa, ale gdy mnie spotkała powiedziała, że ze mną zrywa.
Zawiodłem ją. Myślała, że celowo chciałem zrobić jej krzywdę.
Była o tym tak przekonana, że zaczynałem w to wierzyć. Przepraszałem i przepraszałem, ale ona nie chciała do mnie wrócić. Aż pewnego dnia, kiedy w końcu postanowiła mi wybaczyć zobaczyła, że całuję się z kimś innym. Rozpacz, którą czułem po jej stracie sprawiła, że szukałem pocieszenia u kogoś innego... , Okazało się, że dziewczyna, którą pocałowałem to jej przyjaciółka.
Byłem nierozumnym głupcem.. Nic nie mogło, tego zmienić.
Inez odeszła ze szkoły i nigdy już się ze mną nie skontaktowała.
Jak mogłem nazywać się lepszym od Puckeya?
Nagle zorientowałem się, że chłopak wdarł się do mojego umysłu i penetrował moje wspomnienia. Poczułem jeszcze większy ból, gdy wyrwałem się z objęć dni, które minęły. Czułem się, jakbym przestał się topić po to, by móc oddychać trującym powietrzem.
Po raz kolejny miałem ochotę rzucić w tego dupka czymś bardzo ciężkim.
Oczywiście miałem różdżkę, ale krzesło wydawało mi się lepszym wyborem. Rzuciłem się w stronę stolika, gdy poczułem, że ktoś mnie ciągnie do tyłu...
.Evie, Rose i Chloe, cały zastęp troskliwych dziewczyn, próbował mnie powstrzymać
.To było w jakiś chory sposób zabawne. Puckey podszedł do Lily i zaczął ją uspokajać. Dziewczyna była wystraszona jak postrzelone zwierzę.
Zacząłem się zastanawiać, co robiłem źle? Co ze mną było nie tak? Dla wszystkich chciałem dobrze.
Znienawidzony przeze mnie Ślizgon wyprowadził z biblioteki swoją dziewczynę, a ja osunąłem się na podłogę przy jednej ze ścian.
Czułem się parszywie; bolała mnie głowa.
-Co się tak patrzycie!?-warknąłem w stronę dziewczyn, żadna jednak się nie ruszyła.
 Chciałem zostać sam. Tak jak wtedy, gdy byłem młodszy.
Nagle uświadomiłem sobie coś ważnego. Gdzie była bibliotekarka, czemu nie zareagowała na tę kłótnię? Nieświadomy wymamrotałem to pytanie na głos.
-Puckey chyba rzucił Mufliato. Biblioteka jest duża. Nie widziała nas, nie słyszała...- odpowiedziała Rose.
Usiadła obok mnie i złapała mnie a ręce. Zdziwił mnie ten gest, ale nie puściłem jej ciepłych dłoni.
Przypomniałem sobie wspomnienie pocałunku z Weasley. I wtedy pomyślałem, że mogło być prawdziwe...że siedziało gdzieś we mnie, a on je wydobył. Ciekawe czy zrobił to, bym poczuł się jeszcze gorzej.
Czym się od niego różniłem?- krzyczało całe moje ciało.
Evie patrzyła na mnie smutnymi oczami, Chloe była zmieszana. Nott przerwała milczenie, które otaczało nas jak szczelna pułapka; zaproponowała, żebyśmy wszyscy poszli do jej dormitorium i posiedzieli tam, trochę porozmawiali. Pomogłem Weasley wstać i wszyscy skierowaliśmy się do lochów. Ku mojemu ogromnemu zadowoleniu nie spotkaliśmy Puckeya.
Siedzieliśmy we czwórkę w jednym pokoju, opowiadaliśmy różne historie, które nam się przydarzyły, żartowaliśmy, jakby nic się przed chwilą nie stało. Czułem jak napięcie uleciało ze mnie jak powietrze z przekutego balonika. Znów mogłem oddychać, nie czując bólu.
 Zauważyłem, że Evie dobrze się czuje w towarzystwie Krukonek. Świetnie się dogadywała z Rose, a z Chloe mogła podyskutować o grze w Quiditcha. Zdałem sobie sprawę, że nie widziałem nigdzie Ala, ani Nathana. Już miałem  ich szukać, ale gdy wstałem Evie pociągnęła mnie za rękę i upadłem na podłogę wprost na szachy czarodziejów. Parę figurek się połamało. Gdy próbowałem odszukać zepsute części i zestawiłem ze sobą dwie różne figurki, zaczęły się ze mnie śmiać. Widząc ich miny nie potrafiłem, nie zrobić tego samego. Po chwili wszyscy leżeliśmy obok siebie w ciszy. Nie zdawałem sobie sprawy, że przez przypadek staliśmy się przyjaciółmi. Nasza czwórka. Nie wiedziałem też, jak zmieni to moje dotychczasowe życie.

Edytowany: 10.08.2015

6 komentarzy:

  1. Bardzo ładnie. Świetny rozdział. Powodzenia i weny
    Ass

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Cieszę się, że mam następnego czytelnika.

      Usuń
    2. Ass? Tak nieładnie!
      Dobra, napisze komentarz już tutaj :D Świetny rozdział! Dużo tu wspomnień Scorpa. Ten Puckey wzbudził we mnie jeszcze gorsze emocje niż w poprzednim rozdziale... nie znoszę gościa.
      A w sprawie Scorpa strasznie mi przykro.. przecież nie chciał jej zrzucić! Mógł się jednak wywinąć z tej imprezy na jego cześć i posiedzieć przy niej... meh, trochę sobie rozjebion związek, no ale mówi się trudno.
      Cała ta akcja z Puckeyem jednak dobrze się skończyła. Przecież zostali przyjaciółmi "przez przypadek" :D no i Scorp przypomniał sobie o pocałunku. Ciekawe czy coś z tym faktem zrobi czy pozostawi samo sobie...
      Kolejna świetna robota! Genialna historia, coraz bardziej mi się podoba ;>
      Wybacz że czytam tak na raty, ale czas i obowiązki mnie gonią :/
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Zgadzam się z ASHĄ :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. O jejku!
    Pierwsza rzecz! Jaki długi rozdział :O :3
    Druga: GENIALNY <3
    Podoba mi się postawa Scora, bo widać, że szanuje kobiety :3 No w miarę :D
    Rosie jaka kochana kuzynka! Ciesze się, że zareagowała odpowiednio na Lily!
    Uwielbiam mecze Quidditcha :33
    Och, jak świetnie, że dziewczyny tak się zakuplowały! Przynajmniej mam taką nadzieję :33
    Podsumowując!
    Kocham bloga, historię i rozdział ;3
    Lece dalej, przepraszam, że tak w skrócie, ale czas mnie goni ;/
    Pozdrawiam!♥
    http://dramione-milosc-przez-glupote.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział :) Bardzo przyjemnie mi się go czytało.
    Scorp jaki troskliwy! Uwielbiam go *_*
    Pozdrawiam!
    nowa-w-hogwarcie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń