czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 17



Rozdział dedykowany Kwasowi za długaśne komentarze, które wywołały szeroki uśmiech na mojej twarzy.
Rose

Mimo towarzystwa Scorpiusa przez cały wieczór, w nocy nie mogłam spać. W głowie wciąż miałam obraz mojego ojca siedzącego przy stole w domu. We wspomnieniach czytał nowy numer Proroka i popijał mocną kawę. Tym co nie chciało opuścić moich myśli był fakt, jak bardzo lubił gazety. Nie mógł wiedzieć, że kiedyś ja i Hugo przeczytamy w nich o jego porwaniu.
Od najmniejszych obaw powoli zagłębiałam się w te ciemniejsze, straszniejsze, bardziej bolesne.
Miałam ochotę walić głową o ścianę, dopóki wszystko, co nieproszone nie wyparuje.
Co jeśli zrobią mu krzywdę?Albo stanie się marionetką w ich rękach?
Próbowałam zagłuszyć te myśli, chowający głowę w poduszcze. Czułam się, jakbym próbowała uspokoić je przyłożeniem palca do ust, podczas gdy plamowały rebelię za moimi palcami. Kiedy próbowałam trzymać je na uwięzi, wyrywały mi się. I nie byłam tym zawiedziona.
Do moich drzwi pukało poczucie winy jak przypomnienie o niezapłaconej grzywnie; szeptało słodkim głosem słowa terroru.

Jaka z ciebie córka, że w ogóle się nie przejmujesz?

Wiedziałam, że jeśli reszta aurorów odkryłaby kryjówkę Zbuntowanych Byłych Śmierciożerców, mojemu ojcu mogłoby się coś stać podczas walki .
Nie byłam pewna czy chciałam znać odpowiedzi na pytania, których z każdą minutą miałam coraz więcej. Wolałam, by utonęły we łzach pod moimi powiekami, pofrunęły za sowami po gwiaździstym niebie.

Spojrzałam się na śpiącą Macmillan. Jej twarz była niemal niewidoczna, schowana w fałdach poduszki. Zastanawiałam się czemu pomogła Malfoyowi i co chciała w zamian. Nie potrafiłam uwierzyć, 
że mogła okazać się miłosiernym Samarytaninem.
Nie po tylu latach znajomości.
Laura była jednak moim najmniejszym problemem. Tak błahym, że aż zrobiło mi się przyjemnie,
gdy o niej pomyślałam. 

Po wyjątkowo mrocznej nocy przyszedł dzień i nie mogłam zrobić nic oprócz wstania z łóżka 
i zamaskowania swojego zmęczenia przez kosmetyki.
W lustrze w łazience zobaczyłam swoją twarz. Byłam blada, miałam sińce pod oczami, rude włosy pozostawały w nieładzie. Kiedy na siebie patrzyłam miałam ochotę zniknąć. Wyparować razem z wodą z błyszczącej, nieskazitelnie białej umywalki.
Wydawałam się samej sobie zwykłym przywidzeniem. Nie miałam żadnego wpływu na to,
co działo się w mojej głowie ani na to, co działo się z moim ojcem. Byłam bezsilna.
Z pośród wszystkich paskudnych uczuć, jakie zdarzało mi się czuć to zdawało się najbardziej bezlitosne.
Wiedzieć jak wiele rzeczy podąża w złym kierunku podczas, gdy możesz jedynie patrzeć jak oddalają sie od wytyczonego kursu. Robić to samo, co każdego dnia.
W pewnym momencie zaczyna ci się wydawać, że to nie ma sensu. A skoro powtarzasz te czynności codziennie...co z twoim życiem?

To błędne koło zaczynało mnie przerażać. Nigdy, ale to nigdy w ten sposób nie myślałam.
Miałam wszystko starannie zaplanowane, nic nie wymykało mi się spod kontroli!
Żyłam w kłamstwie, myśląc, że tak będzie cały czas.
Kiedy wiązałam krawat, ręce mi się trzęsły; miałam ochotę zwinąć się w kłębek i wypłakać rzeki.
Ale nie mogłam- powtarzałam te słowa jak mantrę.
Kiedy byłam gotowa do wyjścia usiadłam na łóżku, czekając aż Chloe, która się przed chwilą obudziła ubierze się i spakuje książki.
Nie byłam pewna czy byłam zadowolona z tego, że nie odezwała się do mnie ani słowem, 
pomijając krótkie przywitanie.
Wciąż zastanawiałam się jak będzie wyglądał ten dzień, ten rok.
Moje myśli wygrzebały z głębi umysłu słowa chłopaka, który na jeden wieczór uspokoił moje demony. Teraz wszystkie zdania wypowiedziane przez blondyna obracały się przeciwko mnie.

Zawsze jest pojęciem względnym. Zmienia się z czasem.

Myślałam, że tata każdego dnia będzie w stanie zrobić mamie kawę.
Zawsze.
Słowa nietrwałe jak liść zabrany przez wiatr.

Szłam z moją najlepszą przyjaciółką po długich schodach na śniadanie do Wielkiej Sali; wczorajsze widmo okryło nas płachtą milczenia.
Kiedy byłyśmy już na jednym z pięter zza rogu wyszli czterej Ślizgoni na czele ze Scorpiusem. Przełknęłam głośno ślinę. Nie chciałam z ich strony żadnych pytań albo pustych słów.
Zanim zdążyłyśmy dojść do ich czwórki, Nott zaczęła biec w naszą stronę tak delikatnie, 
że jej kroki były prawie niesłyszalne.
Wzięła mnie w objęcia, przytulając bardzo mocno.
Zdziwił mnie ten gest. Znałyśmy się od kilku tygodni. Dziewczyna musiała wiele rozumieć.
Miałam nadzieję tylko, że nie myślała, że jestem w skrajnie beznadziejnej sytuacji i stąd ta litość.
Dziewczyna była chuda, mimo to ciepło rozlało się po całym moim ciele jak po gorącym napoju.
Kiedy się ode mnie odsunęła spojrzała się na mnie ciemnymi oczami.
-Chciałybyście może zjeść dziś przy naszym stoliku?- spytała, a Chloe nie odpowiedziała, czekając jak ja zareaguję na tę propozycję.
Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam i weszłyśmy do sali, w której poprzedniego dnia było pełno uczniów czytających artykuł o moim ojcu.
Kiedy usiadłam obok Evie i Scorpiusa poczułam chęć ucieczki.
Blondyn sięgnął po talerz z kanapkami i wsadził jedną na mój talerz.
Zmierzyłam go lekko wrogim wzrokiem, jakbym chciała bezgłośnie zakomunikować, że ma natychmiast zabrać jedzenie sprzede mnie, ale on tylko zaoferował mi krzywy uśmiech.
-Mam cię nakarmić, kochanie? Musisz coś zjeść.-przekomarzał się, a ja wciąż protestowałam nie wyobrażając sobie, że potrafię coś przełknąć.
-Sama tego chciałaś- stwierdził, podnosząc kanapkę i skierował ją w stronę moich ust- Powiedz AAA!
- Scorpiusie, jesteś trooszkę upierdliwy- przeszkodziła mu Evie- Rosie, zjedz to, zyskasz spokój.
Westchnęłam i wzięłam gryza. Nie czułam smaku. Wciąż wydawało mi się, że w moje gardło wypełnia ocen o wysokiej zawartości soli.
Udało mi się przerzuć kromkę ni to chleba ni to bułki i stwierdziłam, że jest mi jeszcze gorzej.
-Może stąd pójdziemy już, hmm?- zaproponowałam cicho.
Ku mojej uldze wszyscy się zgodzili. Malfoy położył dłoń na moim ramieniu. Nie potrafiłam przejmować się, w jaki sposób mogą patrzeć na tą dziwną scenę ludzie wokół nas. Potrzebowałam obecności kogoś, kto zdawał się obchodzić moim losem.
Kiedy znaleźliśmy się na korytarzu, usadził mnie na jednych schodach. Czułam się, jakby znał moje myśli na wylot.
Zajął miejsce obok i ku mojemu zdziwieniu położył moją głowę na swoich kolanach.
-Co ty robisz?- wymamrotałam.
-Miałem pomóc ci to przetrwać. Nie czujesz się lepiej?- poczułam jego ciepły oddech przy uchu.
Pozostała trójka Ślizgonów i Chloe klapnęli na schodkach niżej.
Nie miałam pojęcia jak bardzo byli zaskoczeni tym, że Scorpiusowi na mnie zależy; przymknęłam oczy, starając się zrelaksować.
- Musimy chyba zdecydować co robimy, nie? Nie możemy przecież być bezczynni.-po raz pierwszy zabrał głos Zabini.
-To co proponujesz?- wtrącił się Al, bardzo napiętym głosem- Możliwe, że wiedzą o naszym węszeniu. Mój wujek został porwany. Twoja rodzina, rodzice Malfoya i Nott mogą być zagrożeni.
Kiedy słuchałam ich dyskusji zdawałam sobie sprawę jak daleko od bezpieczeństwa znajdowała sie nasza sytuacja.
-Plus wszystko co się dowiemy musimy powiedzieć Macmillan.- podsumował Scorpius, co sprawiło, że podniosłam się do pozycji siedzącej i otworzyłam powieki.
-Nigdy nie rób więcej interesów z Laurą, ok?- powiedziałam, mierząc go wzrokiem.
-Nie miałem wyboru.
Poczułam, że się lekko rumienie, co nie uszło uwadze Nathana, który puścił do mnie oczko.
Bosko.
- Hogwart chyba jest najbezpieczniejszym miejsce w jakim moglibyśmy być, tak?- odezwała się Evie, poprawiając opadające jej na twarz ciemne włosy.
-To samo myśleli podczas Drugiej Bitwy o Hogwart- wymsknęło się Chloe.
Niestety nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Miała rację.
-Myślisz, że niby co zrobią? Jak uważasz, że dostaną się do zamku i zwerbują nas? Już bardziej prawdopodobne jest, że zrobią atak na Ministerstwo.- zastanawiał się Malfoy.
Chloe zasmucona udzieliła mu logicznej odpowiedzi:
-Najpierw mogą obalić Ministerstwo, a potem zwerbować nas. Ale czy mają wystarczająco ludzi by stawić czoło aurorom?
-Część z nich poszukuję mojego ojca, prawda? A urzędnicy nie walczą najlepiej. Istnieje ochrona, 
ale niewielka po tym jak nastały bezpieczne czasy.- dokończyłam ich dyskusję.
Scorpius schował twarz w dłonie.
Nathan utkwił wzrok w posadzce.
Chloe zamilkła.
Ja pozostałam przerażona.
Tylko duży dzwon bił głośno, nakazując nam powrócić do szkolnej rzeczywistości, a tłum uczniów robił harmider zagłuszający nasze czarne myśli.

Evie 

Wiadomość o zniknięciu ojca Rose była dla mnie sygnałem do przebudzenia, znakiem, że rzeczywiście zaczyna się dziać coś złego. Moje obawy zaczęły się pojawiać, gdy ktoś latem włamał się do mojego mieszkania.
Jeśli byli to Zbuntowani Byli Śmierciożercy, co pragnęli osiągnąć przez takie działanie?
Moja mama zgłosiła to zdarzenie i do mugolskiej policji i do Ministerstwa. Gdyby zdecydowali się zrobić coś takiego drugi raz, bardzo możliwe, że zostaliby złapani.
Oprócz przeświadczenia, że światu magii grozi niebezpieczeństwo w mojej głowie zapaliła się lampka, mówiąca mi jak przez zniknięcie Ronalda Weasleya musi czuć się jego córka.
Ku swojemu niezadowoleniu w mojej głowie pojawiła się dokładna wizja wszystkiego,co wydarzyło się tak wiele lat temu, kiedy straciłam ojca. Po raz kolejny przypomniałam sobie ból, który był moim wiernym towarzyszem. W ciemności moich myśli płonął ogień, który przecinał mrok jak światło świecy; Scorpius.
 To, że miałam go przy sobie, kiedy potrzebowałam otuchy było jak gałąź, której złapałam się w obawie przez utonięciem w zimnej toni cierpienia. Jemu też nie było łatwo, a jednak troszczył się o mnie jak o własną siostrę.
Nie byłam pewna czy Chloe mogła powiedzieć Weasley coś pomocnego, jakkolwiek blondynka byłaby inteligentna czy wrażliwa.
Nie mogła tego rozumieć. W tym przypadku nie istniały poboczne perspektywy- wiedziałam o tym aż za dobrze.
Zrobiło mi się żal Rosie. Nie potrafiłam zrozumieć czemu na tym świecie dzieję się tak wiele zła.
Czemu wszystko, co się robi pozostawia po sobie konsekwencje; czasami tak straszne i raniące, że ciężko sobie z nimi poradzić? To przez nie miliony osób jest zanurzonych w bólu aż po czubek głowy.
Ludzi takich jak ja. Takich jak rodzina Weasley. Wiedziałam o tym, że żyli w biedzie przez lata, aż w końcu Ron zdobył majątek i został szanowanym aurorem. Ale co po tym, gdy niesamowicie się narażał i wszystko co robił miało oddziaływanie zarówno na niego, jego rodzinę jak i na społeczność czarodziei?
Kiedy zobaczyłam rudowłosą na korytarzu podbiegłam do niej i przytuliłam. Liczyłam, że moje sumienie trochę się uspokoi. Nawet jeśli źle odebrała mój gest, przynajmniej wiem, że próbowałam coś zrobić.

Na wielu lekcjach siedziałam ze Scorpiusem lub Nathanem. Nie miałam koleżanek. Zawsze powtarzałam sobie, że z wyboru. Z dziewczynami z mojego domu nie potrafiłam znaleźć wspólnych tematów. Nie znosiłam ich gadania o bzdurach i narzekania na wszystko, co nieistotne.
Codziennie zdawałam się wypełniać test wyboru, w którym brakowało jednej odpowiedzi.
Sprowadzał sie do dwóch propozycji: śmiać się z ich problemów lub śmiać z naiwności i próżności.
Nie znosiły Quiditcha, dlatego w naszej drużynie byli sami chłopcy. Myślę, że nawet jeśli któraś z nich uważałaby inaczej nigdy by się nie przyznała, by przypadkiem nie naruszyć swojej ,,idealnej'' reputacji,

Z Zabinim natomiast zdarzało mi się dogadywać znacznie rzadziej niż spierać.
Otwarcie wyrażałam się na temat jego postępowania względem kobiet. Nie liczył się z tym, że mógł je zranić. Doznałam podobnych ran przez Toby'ego; nie życzyłam tego nikomu. 

Nie chciałam mieć żadnych bliskich kontaktów z kimś jego pokroju.
Jednak nie potrafiłam się na niego złościć na dłuższą metę, bo zbyt często rozładowywał emocje, które  przygniatały nas swoim ciężarem.
Moją największą wadą była nadmierna pobłażliwość i musiałam nastawić się, że ciągle będę płacić za nią cenę. 
Nadeszła ostatnia lekcja- OPCM z Puchonami.
Mimo że zajęcia były ciekawe, nie przepadałam za przebywaniem na nich.
Uczniowie Domu Węża często wykorzystywali sytuację do pojedynkowania się z przesadnie miłymi członkami Hufflpuffu. Patrząc na ich zachowanie i pośmiewiska, przestawałam mieć wiarę w społeczeństwo i głoszoną przez dom naszych przeciwników ,,sprawiedliwość''.
Jesteś niemiły? Wspaniałe, nikt nie będzie cię lubił! 
(oprocz innych twego pokroju)
Jesteś miły? Możesz spróbować hibernacji w nadziei, że obudzisz się w odmienionej rzeczywistości.

Usiadłam przy jednej z ławek i powoli rozpakowałam książkę, różdżkę i pióro z kałamarzem.
Kątem oka zauważyłam, że Zabini bez słowa opada na miejsce obok mnie.
Wydawało się, że jego pozytywny humor skutecznie ulotnił się po naszej porannej rozmowie z Scorpiusem, Rose, Alem i Chloe.
Był wyjątkowo przybity! Ale w końcu nie bez powodu..
Z zamyślenia wyrwało mnie błahe pytanie bruneta:
-Wiedziałaś, że między Malfoyem a Weasley...-poruszył sugestywnie brwiami.
Uśmiechnęłam się delikatnie, bo moje myśli zmieniły kierunek, jakby natrafiły na ślepą uliczkę. Czasem, był jak znak pokazujący ci, że warto na chwilę zboczyć ze ścieżki rozsądku. 
To w jego obecności śniłam najwiecej teorii.
-Wiesz, że dobrze go znam. Dziwnie się ostatnio zachowywał. W sumie nie spodziewałam się, że ona o tym wie, ale...
-Powiedz mi, czemu ja nie widzę takich rzeczy?
Wzruszyłam ramionami, zanim zdążyłam się zastanowić.
-Ucz się od najlepszych, Zabini.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk różdżki uderzającej o stół. Skierowałam wzrok ku naszemu nauczycielowi, który obalił klątwę ciążąca na tym stanowisku.

Pan Miller był mężczyzną w średnim wieku z powoli łysiejących ciemnymi włosami, ale z bujną brodą. Kiedyś musiał być przystojny.
-Proszę o uwagę! Zrobimy sobie dzisiaj mały konkurs dla odmiany! Każdy dostanie odpowiednią ocenę do swoich umiejętności, a ci co wygrają dostaną ich aż dwie- za styl i za zwycięstwo. Zaczynamy!
Westchnęłam. Nie mogłam przegrać z Zabinim, bo moja duma zostałaby zmiażdżona. Przykładałam  większą wagę do nauki niż on. Poza tym wiedziałam, że będzie mi to wypominał do końca życia, bo właśnie taki był Nathan.
Zwlekłam się z krzesła i stanęłam w gotowości do pojedynku. Przez twarz mojego przeciwnika przebiegł łobuzerski uśmieszek. Zważywszy na to, że najlepszy kontakt miałam z Malfoyem i często spędzałam czas z jego kolegami, zazwyczaj nie wróżyło to niczego dobrego.
Zanim zdążył cokolwiek zrobić, krzyknęłam:
-Drętwota!
W ostatniej chwili uskoczył przez zaklęciem lecącym w jego stronę i odpowiedział na mój atak, zaczynając czuć gniew:
-Rictusempra!
-Expelliarmus!- odparowałam.
Walka trwała jeszcze długo. Uskakiwaliśmy, rzucaliśmy wszelkie czary obronne i atakujące, a wokół nas inni uczniowie robili to samo z mniejszym lub większym zacięciem. Mogłam zauważyć, że profesor kręci się po sali i zapisuje coś w swoim dzienniku. Część pojedynków została rozegrana zanim naprawdę się zaczeła. Przyniosły fatalne skutki jakby były prezentami, o które warto sie bić.
 Niektórzy ludzie poświęciliby wszystko dla własnych powódek, takich jak sukces.
Kiedy już brakowało mi sił do dalszych starań, a w głowie jakiś głosik zaczynał mi szeptać, bym się poddała, wpadłam na pewien pomysł.
-Immobilus!- wymierzyłam różdżkę w postać bruneta, spowalniając zaklęciem jego ruchy.
Krzyknął, a na mojej twarzy pojawił się mały uśmieszek satysfakcji.
Hej, prawie pokonałam Nathana Zabiniego!
Skończyłam pojedynek identycznym zaklęciem, jakim zaczęłam i chłopak poleciał w tył omal nie stykając się ze ścianą.
Patrzył na mnie z dziwnym wyrazem, wymalowanym na twarzy, jakby wszystko sprawiało mu jakąś nieopisaną przyjemność.
Masochista-pomyślałam.
- Bardzo dobrze, panno Nott.- usłyszałam głos profesora- Powyżej Oczekiwań i Wybitny. A pan, Panie Zabini...no zadowalający.
Teraz wzrok Ślizgona się zmienił- ciskał pioruny.
-Nie znoszę cię- podsumował.
-Po prostu nie możesz się pogodzić z tym, że przegrałeś z dziewczyną.
Powoli podniósł się na nogi i skierował w moją stronę.
-Ok, przyznaję się. Dziewczyna ze mną wygrała. Ale przynajmniej nie jestem jak nasz drogi Scorpius Malfoy, podatny na zauroczenia jakiejś Krukonki. Pod tym względem, wszystkie wy dziwne stworzenia zwane kobietami, nie macie u mnie szans.
-No, oczywiście. Któż by raczył złamać serce panu Zabiniemu. Ale powiedz co ty się tak czepiasz swojego kuzyna, co? Czegoś mu zazdrościsz?- spytałam na poły znudzona na poły rozbawiona jego wywodami.
Prychnął, a potem rzucił bez przekonania:
-Laski, która nie będzie chciała się od niego odczepić, serio?
-Przestań, on jej potrzebuje podobnie jak ona. Nie masz w ogóle uczuć?
-Nie wiem. Umów się ze mną. Może mnie przekonasz do zmiany postępowania. W końcu cały czas biadolisz o tym jak to, źle robię często randkując. Kiedy ty spotkałaś się z kimś płci przeciwnej, pomijając przyjacielskie wypady ze mną, Potterem i Malfoyem?
Udałam, że się zastanawiam, ale znałam prawdę. Moje serce zostało tak doszczętnie złamane przez Toby'ego, że nawet nie myślałam, by zaczynać nowy związek czy w ogóle strać się zawrzeć jakieś znajomości.
- To, że ja się z nikim nie spotykam, nie znaczy, że muszę ci coś udowadniać i zgadzać się na twoje propozycje jak połowa szkoły.
Miałam zamiar zakończyć z nim tą głupią rozmowę, bo wiedziałam, że za chwilę wybije dzwon kończący lekcje i będę mogła odetchnąć od całego zamieszania, które mnie otaczało.
-No dawaj! Nie bądź sztywniaczką!- krzyknął za mną, a parę głów jak na zawołanie odwróciło się w naszą stronę. Poczułam, że lekko się czerwienie, ale nie zamierzałam odejść bez powiedzenia ani jednego słowa. Szybko do niego doszłam i jak najspokojniej powiedziałam:
-Nie mam zamiaru być jak te laski, które tolerują twoje tanie gadki. Nie jestem sztywniaczką tylko dlatego, że ty tak uważasz. I jak na przyjaciela- tu zagestykulowałam cudzysłów- jesteś troszkę dwulicowy.
Zdziwiona swoim własnym zachowaniem wzięłam głęboki wdech.
Czy to możliwe, że wywołanie przez niego sprawy Puckeya, wyprowadziło mnie z równowagi?
Czy rzeczywiście bałam się kolejnego zranienia?
Zaraz! Co mnie to w ogóle obchodziło. Było o wiele ważniejszych spraw niż chłopcy. Ojciec Weasley zniknął, a Zabini najwidoczniej i tak potrafi sobie znaleźć powód do rechotania.
-Będę próbował, Nott!- wołał wciąż rozbawiony- Nie zostaniesz siostrą zakonną! Wujek Zabini się 
o ciebie troszczy.
Usłyszałam falę chichotów. Szkoda, że mnie to nie bawiło.
Podeszłam do Ala i Scorpiusa, na których twarzy malowała się dziwna mieszanka uczuć.
-Czego chciał, Evie?- spytał mnie Malfoy, przypatrując się Nathanowi, którego humor zmienił się prawie tak szybko i diametralnie jak kobiety podczas miesiączki.
-Chyba wyczerpała mu się lista kandydatek do romansowania. Znalazłby sobie pożyteczniejsze hobby.- podsumowałam, pakując rzeczy do torby.
Gdy wypowiedziałam to zdanie, lekcja dobiegła końca co było dla mnie więcej niż bardzo pozytywną informacją.
Z ust blondyna wypłynął dźwięczny śmiech. Położył dłoń na moich plecach, pokazując Potterowi, by poszedł za nami.
-Wspieraj go. To zainteresowanie przetrwało najdłużej ze wszystkich przelotnych pasji Nathana.


Po dniu, pełnym sprzecznych emocji; światła i ciemności próbujących znaleźć siłę przebicia,
 nie spodziewałam się, że wydarzy się jeszcze coś, co mnie zdziwi. I szczerze na to nie liczyłam.
Kiedy weszłam na kolację do Wielkiej Sali chłopcy już siedzieli przy stole Slytherinu, a obok nich Rose 
i Chloe. Uśmiechnęłam się na ich widok i mrugnęłam w ich stronę. Cieszyłam się, że spędzaliśmy ze sobą więcej czasu, bo zdążyłam je polubić. Zupełnie różniły się od dziewczyn, od których roiło się w Domu Węża.
Usiadłem obok blond Krukonki i nałożyłam sobie na talerz jeden z ciepłych posiłków. Spojrzałam się kontrolnie na talerz Weasley i zauważyłam, że zdążyła już zjeść. Złapałam wzrok Scorpiusa, który chyba zrozumiał na co patrzę i uśmiechnął się bez cienia radości.
Nie dane mi było jednak spróbować zapiekanki z warzyw i sera, bo rozległ się doniosły, dźwięczny głos Mcgonagall.
W sali jak na zawołanie ucichło i większość twarzy skierowało się w stronę Stołu Nauczycielskiego.
Ostatnie osoby, które jeszcze szeptały do siebie zamilkły skrępowane, gdy dyrektorka zaczęła mówić:
-Mam ogromny zaszczyt was poinformować, że do naszej szkoły wróciła stara uczennica, która była Gryfonką i do Gryffindoru też będzie należeć w tym roku- dziwny uśmiech zabłąkał się na ustach kobiety.
Jej słowa zagłuszył gwar ciekawskich uczniów, którzy wymieniali się swoimi przypuszczeniami dotyczącymi powracającej do Hogwartu uczennicy.
Zastanawiałam się jak wiele osób w ostatnich latach opuściło to miejsce przed zakończeniem nauki...
-Powitajcie z powrotem- rzekła, robiąc pełną napięcia pauzę- Inez Arnaud.
Mój wzrok nieświadomie powędrował najpierw ku Scorpiusowi, na którego twarzy wyraźnie malowało się zdumienie, a potem w stronę ogromnych wrót. Wchodziła przez nie znajoma dziewczyna.
 Te same ciemne włosy i śródziemnomorska karnacja.
Coś jednak nie pozwalało mi utożsamić jej z osobą, którą zapamiętałam.
Przeniosłam wzrok na jej drogie, eleganckie ubrania, starannie zrobiony makijaż...
Kim była ta dziewczyna? Nie potrafiłam przywołać jej z odłamów pamięci.

Edytowany-08.02.16

8 komentarzy:

  1. Ooo! *w*
    Dedyk? Ojej ale mi milutko! *w*
    Zaklepuję miejscówkę :3 ale mój komentarz na temat treści dodam tak koło północy, bo muszę przerobić chemię ;_;
    Wyczekuj! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Jeszcze nie ma północy, a chemia grzecznie nauczona. Mm. Przynajmniej mam więcej czasu na komentarz :D
      W takim razie.. genialny! Mam to przeliterować? :p bo mam nadzieje że trafiło... świetny rozdział, połknęłam go na raz! Wręcz się nie mogłam odciągnąć od telefonu :D
      "- Scorpiusie, jesteś lekko upierdliwy" chichrałam się jak głupia, w sumie nawet bez większego powodu :D ale to było mega! :3
      Ahhh perspektywa Evie.. cudeńko! Stała się taka bardziej realna. Utwierdzilam się że ją uwielbiam. Jest za dobra na dom węża! A Zabini chyba czuje mięte. Tak mk się wydaje, , że tych dwoje powinno być ze sobą :3
      Swój swego zrozumie, dobrze że Rosie ma taką Evie na podorędziu, a i nawet Scorp okazał się pomocny! Cieszy mnie też strasznie że cała ta grupka zaczyna coraz więcej czasu ze sobą przebywać! Oby to się tylko nie zepsuło...
      Inez? Czy ja dobrze pamiętam *jest późno, cały dzień zakuwałam, jak się mylę to ćśś, zawsze można powiedzieć że to prawda na opak!* że Inez to była Scorpa? Nie jestem pewna ;-; ale jak tak to nieźle narąbane.. ;___; a jak zepsuje ich związek to ja ją zepsuje i tak wesoło już nie będzie! Ha! :3
      Czy satysfakcjonuje? Umm no nie wiem. 6stron to sporo, ale zważając na zajebistość testu to 60 to za mało! :D chyba gdzieś tam wspominałam że mogłabym Cię czytać godzinami! *których mi brak :/*. A co do dramione, to napiszę tu szybko. Zabiorę się za nie i to bez dwóch zdań, ale dopiero po kwietniu :< teraz mam taki wycisk, że nocki zarywam, byleby się nauczyć wszystkiego. A jak na złość jeszcze dorzucają materiału :/
      W każdym razie rozdział świetny! Perfekcyjnie oddałaś smutek Rosie i uczucia Evie. Obie stały się przez to bardzo realne i ludzkie :3
      Nie wiem czy jest wszytko co chciałam napisać.. chyba nie.. ale wybacz padam na łepek i oczy mi się zamykają :C
      CUDO! ♥ na lepsze Scorose z pewnością jeszcze w życiu nie trafiłam :3
      Pozdrawiam i życzę dużo weny, czasu, wytrzymałości i więcej nowych czytelników! :D

      Usuń
    2. Bardzo, ale to bardzo dziękuję <3.Twoje komentarze są niezastąpione.
      Co do Inez- dobrze pamiętasz i mam co do niej pewne plany, hihi :P.
      Ale bd siedzieć cicho, żadnych spoilerów.

      Usuń
  2. Świetny! wielu błędów nie ma :) 6 kartek jak najbardziej mnie satysfakcjonuje, mogło by być nawet więcej :) super piszesz, czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej !
    Rozdział zaskakuje,interesuje i wprawia w lekki niedosyt,więc z niecierpliwością czekam na kolejny :*
    Ostatnie zdanie było wspaniałe,jak całokształt :-)
    Pozdrawiam
    Layls
    dramione-teatr-uczuc.blogspot..com

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra no to nadchodzę :P
    Rozdział bardzo mnie zaskoczył.
    Wszystko w nim super grało
    No i ostatni zdanie
    Piękne
    Kiedy planujesz dodać next
    Nie mogę się doczekać
    Pozdrawiam
    Aqua
    zapraszam na 9 rozdział
    http://aquasenshi.blogspot.com/2014/03/rozdzia-9.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, na razie nie mam pojęcia. W przyszłym tyg może być ciężko z czasem, ale postaram się dodać jak najszybciej.

      Usuń
  5. Cześć kochana, wybacz mi dłuuuugą nieobecność ale miałam tyle na głowie. I mieć będę :(
    Rozdział cudowny, biedna Rose, współczuję jej(choć nie lubię Rona).
    Natomiast persfektywa Evie była super. Nott jest naprawdę fajowa i powoli zaczynam ją bardziej lubić niż Rose...ale ciiii...to taka tajemnica. I czy mi się zdaję czy...powiedz mi proooooszę, że Nathan się zakocha w Evie, ale tak zakocha, zakocha, zakocha!!! Ja to czuję. To wisi w powietrzu!
    Ps. Czekam na nexta.
    xoxo

    OdpowiedzUsuń