czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 19

Rose

Suma tragicznych wydarzeń tego tygodnia osiągnęła apogeum. Kiedy mój tata został porwany, poczułam się jakby ktoś wyrwał cząstkę mojego serca.
Myślałam, że znajdę wsparcie w Scorpiusie, ale jak mogłam myśleć, że nasza znajomość będzie wstanie się utrzymać? Wprawiało mnie w smutek choćby najmniejsze podejrzenie, że jednak nic dla niego nie znaczyłam. Czemu miałabym być dla niego ważna? Ja 
i ten denerwujący kumpel mojego kuzyna? Ja i Wielka Gwiazda Pan Scorpius Jestem Kapitanem Quiditcha i Ja Tu Rządzę?
Gdyby ktoś bardziej rozsądny spojrzał się na nas z boku, a właściwie z każdej możliwej strony, uznałby, że przynoszę swoją głupotą hańbę domowi Roweny Ravenclaw.
Z drugiej strony wciąż wydawało mi się, że to co widzą obcy jest tylko jedną stroną zwirciadła. Jakby patrzyli się w lśniąca powierzchnię oceanu, ale nie dostrzegali dna spowitego ciemnością. Może powinnam uwierzyć przeznaczeniu, które popchnęło nas na tę samą drogę? Nie chciałam, by coś decydowało o moim losie. Zwłaszcza, jeśli było to coś mistycznego i nienamacalnego. Chciałam trzymać swoje życie w garści i być wszystkiego pewna.
Brak przekonania budzi obawy. Obawy wyprowadzają z kontroli.
Taka jest logiczna kolej rzeczy. Dobrze o tym wiedziałam i nie potrzebowałam dowodów. Wystarczyło mi tyle, ile miałam.
Jakbym nie próbowała, nie mogłam powstrzymać serii petard, które odpalały się w najskrytszych zakamarkach mojego serca, 
gdy patrzyłam na Inez i Scorpiusa.
Nie straciłam jeszcze na tyle rozumu, by nie wiedzieć jak wiele kiedyś dla niego znaczyła.
Zdawałam sobie sprawę, że on uważa ją za część przeszłości. Może była tylko wspomnieniem, które zapala się jak iskierka w deszczowe dni spędzone w cieple nowego domu. Mimo to, pomogła mi uzmysłowić sobie to, co ważne.
Czy mam pewność, że mnie nie skrzywdzi? Czy nie skończę, uciekając przed przeszłością?
Wiedziałam, że takie rozwiązania nigdy nie mają sensu, że nie czynią nikogo silniejszym. Ludzie chwytają się ich, gdy czują, że powoli upadają, czasem po raz kolejny; rozumieją, że nie zniosą bólu, który powoduje zderzenie z twardą powierzchnię. Nie zniosą skutków.
Nie chciałam nie chciałam nie chciałam być jedną z takich osób. Ta myśl nieustannie pojawiała się w mojej głowie, wywoływała dreszcze na całym moim ciele. Ciarki znaczyły moją skórę zbyt często, bym nie przyzwyczaiła się do ich obecności.

Cały tydzień wszyscy rozprawiali o balu; część dziewczyn chwaliła się z kim idzie lub co założy, chłopcy opowiadali o swoich ,,grubych'' planach, a reszta była nastawiona podobnie jak ja ( czytaj: obchodziło ich to tak jak zeszloroczny śnieg). Byli tez tacy, którzy .użalali się nad sobą, szukając w sobie wad, jakby wygląd, pożądanie i sława były priorytetami w życiu.
Chloe starała się nie zamęczać mnie sprawami związanymi z balem, ale kiedy przyszedł piątek,dzień uroczystości, po prostu nie wytrzymała. Lekcje się skończyły i wszyscy, łącznie z naszą dwójką, zmierzali do swoich dormitorium, biblioteki lub innych miejsc 
na terenie zamku.
-Wciąż nie mam pojęcia, co założyć. Wiesz, że nie mam zbyt dobrego gustu.
-Masz normalny gust- westchnęłam- I to nie ma znaczenia. I tak podobasz się Albusowi.
W tamtym momencie niczym obraz w przyśpieszeniu, za plecami mojej przyjaciółki pojawił się Potter i zasłonił jej oczy.
-Oczywiście, że tak. Rosie zawsze ma racje.- powiedział, zabierając dłonie i nachylając się zwinnie, by pocałować ją lw policzek.
Zaledwie muśnięcie.
Cieszyłam się widząc jak Chloe się rozpromienia, a mój bliski krewny tryska energią.
Chciałabym umieć zachowywać się tak jak oni. Ale czy rzeczywiście miałam sobie coś do zarzucenia? Miałam się czym przejmować. Przynajmniej nie histeryzowałam i nie płakałam po kątach, zamiast iść na lekcje. Starałam się być silna. Wiedziałam, że mój ojciec nie moze okazywać słabości w sytuacji w jakiej się znalazł. Gdzieś na tym pokręconym świecie walczył ze swoimi demonami o kontrolę nad emocjami. Nie wierzyłam, że mogło być inaczej. To wykraczało poza mój aktualny próg bólu.
Albus wcisnął się między mnie i Winters, otaczając swoimi rękami każdą z nas. Szczerzył się.
Po chwili na moją twarz wypłynął mizerny uśmiech, nad którym nie potrafiłam zapanować.
-Gdybyś nie był moją rodziną, umówiłabym się z tobą. Błąd. Oświadczyłabym się tobie i nie zwracałabym wcale uwagi na to, że to rola mężczyzny.- wyznałam śmiertelnie poważnym tonem.
Jeśli to w ogóle było możliwe kąciki ust Ślizgona powędrowały jeszcze bardziej w górę.
-Schlebiasz mi, kochana. Ale Scorpi chyba byłby ciut zazdrosny- powiedział rozradowany, ale gdy zobaczył moją minę, przystanął.
-No nie mów, że się wycofasz. Widzę jak na niego patrzysz.
-I jakie ma to znaczenie?- załamałam ręce- Nie mam na to siły.
Winters zamierzała najpierw coś powiedzieć, wykonać jakiś gest, ale nie chciała najwidoczniej pogarszać sytuacji, bo milczała i spoglądała z nadzieją na swojego chłopaka.
-Potrzebujesz go teraz bardziej niż wcześniej. Ja też. Nie chcę by między naszą paczką się popsuło.
Poczułam miłe uczucie rozchodzące się po moim ciele, gdy usłyszałam to niewinne słowo zaczynające się literą ,,p'', ale szybko wybudowałam mur między kolejnym zalążkiem radości a oceanem smutku.
- Oj, daj spokój. Dam sobie radę. Czemu akurat on miałby mi pomagać?- zaczęłam, ale przed moimi oczami pojawiła się Evie. Z jej twarzy mogłam wyczytać lekkie poirytowanie i po chwili dostrzegłam potencjalny powód jej braku cierpliwości.
-Vee, aleś ty niedostępna! Mi chodzi tylko o to, że...- Nathan zamilkł na nasz widok, wkładając ręce do tylnych kieszeni- Kogo my tu mamy...Szukałem was, kochani.
Al zmierzył go rozbawionym wzrokiem. Spojrzałam się na obu chłopców i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że Zabini przewyższał Ala o pół głowy albo więcej. Był lepiej zbudowany od Pottera, co dodatkowo zaznaczało różnice między nimi. Pomyślałam jak mój kuzyn musiał się czuć w gronie swoich kolegów i z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu poczułam do niego jeszcze więcej respektu. Podziwiałam go za to, że nie podporządkował się silniejszym od niego. Był częścią grupy przyjaciół, a nie kimś potrzebnym do spełniania zachcianek. Ciekawa byłam jak wiele czasu i wysiłku musiało go kosztować zdobycie takiej reputacji.
-Chyba nie próbujesz swoich sztuczek na biednej Evie, co?- spytał Al, unosząc do góry brwi.
-Nie chce mnie- powiedział z teatralnym smutkiem, próbując się na siłę rozpłakać.
-Czy twoje ego już ucierpiało wystarczająco mocno? Bo jak chcesz to mogę poprawić...- powiedziała Evie, posyłając mu zwodniczy uśmiech.
Uderzyła go książką w głowę. Po jego głośnym okrzyku dziewczyna schowała przedmiot świadczący o jej przewinieniu do skórzanej torby zawieszonej na chudym ramieniu.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem, tylko jednemu Zabiniemu ta sytuacja niezbyt się podobała. Ku zaskoczeniu wszystkich padł na kolana i uczepił się nóg Nott. Leżał tak przez chwilę, nie odzywając się ani słowem. Evie posłała mu ostrzegawcze spojrzenie, a on udawał, że jest bardzo zainteresowany jej butami.
-Eee, mógłbyś wstać?- zapytała dziwnym tonem.
-Kobieto! Nie, nie mogę. Póki nie przeprosisz mnie za bycie taką oschłą! 
Kiedy pojedyncza zmarszczka przecięła czoło dziewczyny, już wiedzieliśmy, że ich konfrontacja nie skończy się tak szybko jakby mogło się wydawać.
-Ja mam cię przeprosić? To ty nazywasz mnie sztywniaczką...
Na twarzy Nathana ewidentnie pojawiła się irytacja.
-Tylko żartowałem!- powiedział z pretensją w głosie i tym razem ułożył głowę na jej stopie, zamykając oczy.
Spojrzałam się na Ala, który pochwycił mój wzrok i podszedł do bruneta. Pociągnął go za koszulę.
-No dawaj, stary. Wstawaj.
Na początku Zabini opierał się koledze, ale po chwili w jego oczach pojawił się ten szczególny dla niego błysk i powoli zaczął podnosić się na nogi. Położył dłonie na podłodze, ale wraz ze zmianą wysokości uczepił się nóg Nott na wysokości kolan. Zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, stanął prosto, znajdując się milimetry od jej ciała.
-Masz takie piękne oczyska- powiedział, pogwizdując.
-O mój Boże, jesteś nienormalny.
Ślizgon wodził wzrokiem po jej twarzy, wlosach wijących się po jej ramionach. Nie chciałabym się znaleźć w takiej sytuacji. Jak dla mnie to podchodziło pod nękanie. Miała go dość, a on bawił się znakomicie,
-Mogę tak sterczeć nad tobą cały dzień. Jeśli się poruszysz, pójdę za tobą. Chyba, że wybierzesz się ze mną na ten pieprzony bal i wytłumaczysz mi jakoś kwestię mojej odmienności uczuciowej...- powiedział i już zaczął zbliżać rękę ku jej twarzy, ale głos Pottera przeszkodził mu w tej czynności, do czegokolwiek ona prowadziła.
-Jesteś bi? A może lubisz przebrać się czasem za dziewczynę..- zaczął, ale patrząc na skonfundowanego Zabiniego nie dokończył.
-O czym ty w ogóle gadasz?- zapytał brunet zniecierpliwionym tonem- Nie chodziło mi o to... Raczej, że...Poparz na siebie! Całe to halo moje-serduszko-bije-dla-ciebie-nie-złam-go jest dla mnie czymś obcym, dziwacznym., głupim. Gdzie wy macie głowy?
-To, że nie trafiłeś na nikogo ważnego dla ciebie, nie znaczy, że nigdy tego nie zrobisz- odezwała się Chloe.
-Nie mówię, że nie ma dla mnie ważnych osób. Po prostu.. nie czułem tych przysłowiowych motylków. Wiecie, zdradzę wam coś- zakpił, a następnie dodał teatralnym szeptem, ubawiony- One nie istnieją.
- Użalanie się nad szarością świata tak cię bawi?- spytał Al, intensywnie myśląc nad słowami przyjaciela.
Nathan znowu pokrótce się zaśmiał.
-Nadzwyczajnie. A wy nawet nie jesteście jacyś chętni by mnie przekonać, że nie mam racji. Może sami w to już nie wierzycie?
-Wpływ człowieka na drugą osobą nie jest zawsze tak wielki jakbyśmy tego chcieli- dodał Al.
Zabini z każdą minutą wydawał się coraz bardziej rozradowany i cyniczny. Naprawdę przydałoby mu się jakieś ciekawe zajęcie, pozwalające poukładać myśli kłębiące się na niebie jak chmury przed deszczem. Tak, słowa opisujące charakter i poczynania chłopaka nie mogły być takie proste jak jego powierzchowny sposób myślenia.
Mimo, że miałam z nim w tamtym czasie bliższą styczność, jego osobę wciąż nie potrafiłam zdefiniować.
W jakiś niesamowity sposób nie obchodziło go zupełnie nic, a wciąż otrzymywał bardzo wiele. Nie potrafiłam wykrzyczeć mu tego prosto w twarz. Zaczynałam zastanawiać się czy nie jest on na tyle zepsuty, że powinnam go kojarzyć z wszystkimi ludźmi, którzy mi kiedykolwiek dokuczyli. Czy nie zaczynałam przyjaźni z typem osoby, którym bym gardziła, gdyby nie to, że zdawał się mnie lubić?

Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wsadził jednego do ust. Zanim zdążył wyjąć różdżkę, by go zapalić, Evie wyrwała go i wsadziła do swoich. Przez chwilę myślałam, że dziewczyna naprawdę zrobi to co, miał zamiar zrobić Zabini. Do tego na środku korytarza, podczas gdy wszyscy patrzyli...
Warunkiem chodzenia do szkoły była wolność od nałogów. Przynajmniej w teorii.
Ku mojemu zdziwieniu weszła na parapet, stanęła w luzackiej pozie i oparła się o ścianę we wgłębieniu, w którym znajdowało się duże okno.
Stała tak, mierząc go wzrokiem. Jej parodia była idealnym odbiciem postawy Zabiniego.
-Naprawdę was nie rozumiem. Miłość..bajki dla małych dzieci, z lekkim upośledzeniem. Zaraz co ja to mówiłem? Aa, że jestem taki rozchwytywany, że mogę coś o tym powiedzieć. Czemumiałbym nie mieć racji? Zawsze ją mam.
Natychmiast roześmialiśmy się na jej słowa, a mina Nott wciąż pozostawała niewzruszona. .
-Hej, niegrzeczna dziewczynko. Oddawaj to świństwo! Mamusia nie nauczyła cię nic o mugolach i ich upodobaniu do prawdopodobieństwa niszczenia sobie życia kawałek po kawałku?- powiedział Zabini, doskakując do dziewczyny.
Evie cały czas zmieniała położenie swojej ręki, przez co Nathan nie mógł dosięgnąć swojej zguby.
W świetle padającym przez szybę ich droczenie się było dziełem sztuki, przypominającym o upadkach i głupotach młodości.
Oboje nie dawali za wygraną. Zabini w końcu objął brunetkę i zagroził:
-Jak będę musiał to cię przeszukam. To mój ostatni, zlituj się.
-Jak pójdę z tobą na ten bal to się odczepisz ode mnie?
-Może- odpowiedział po chwili zastanowienia.
Oboje zdawali się być dobrymi aktorami, ekspresje wyrażane przez ich twarze podobne. Zastanawiałam się czy to prawda, że gdy spędza się z kimś wiele czasu to mimowolnie przejmuje się od tej osoby pewne cechy- może zalety, może wady. Kto wie czy w jakimś stopniu sama nie stawałam się jak oni?
Gdzieś z tłumu wyłoniła się Laura Macmillan, psując tę sielską atmosferę.
-Nott, widzę, co masz za krawatem. Papieroski, nieładnie.- powiedziała rozbawiona, ale jej śmiech był o wiele żywszy niż ten, który zapamiętałam z poprzednich lat.
No nie, nawet ją ekscytuje zbliżający się wieczór?
-I znowu nasz prefekt. Co powinnam zrobić, hmm? Wiecie gdzie jest Malfoy?
Wtedy zdałam sobie sprawę, że odłączył się od grupki, co właściwie mnie tak bardzo nie przejęło. Nie miałam ochoty oglądać jego twarzy, podczas gdy tyle sprzecznych uczuć prowadziło ze sobą walkę w mojej chorej podświadomości.
Nawet nie chodziło o to, że coś zrobił. Chodziło o to, że ja pozwoliłam sobie na uczucie do kogoś takiego jak Malfoy.
-Nie? To może wy mi powiecie. Słyszeliście jakieś nowe niusy o Śmierciożercach?
-Nie, od czasu..- zaczęła zdziwiona Chloe, której trybiki w mózgu już zaczynały zapewne działać na szybkich obrotach.
-I nie wydaje wam się dziwne to, że nagle dochodzi do szkoły nowa uczennica?- spytała, a na jej twarzy malowała się wyraźna sugestia.
Jak mogłam się spodziewać, Nathan postanowił wygłosić swoje zdanie na ten temat. Mądrala.
-Zawsze myślałem, że jesteś trzepnięta, ale że aż tak? Szerzenie takich insynuacji, to było tylko możliwe przed Drugą Bitwą o Hogwart. I tylko wtedy, gdybyś była z Ministerstwa, a ja jakimś mugolakiem. Widzisz, że to skrajnie niemożliwe.
-Łaa, to masz troszkę marną pamięć, bo ostatnio ci to nie przeszkadzało- powiedziała, puszczając mu oczko.
- Jeśli liczysz, że cię zaproszę na Halloween to się mylisz. Już mam z kim iść.
Położył dłoń na ramieniu Evie, co sprawiło, że Laura obdarzyła ją rozbawionym spojrzeniem. Ślizgonce udało się je wytrzymać.
-Ach, tak? Czuję, że to blef.
Na te słowa Nathan niespodziewanie przekręcił podbródek Evie i pocałował ją z gwałtownością stęsknionego kochanka.
Gdy chwila zaskoczenia minęła dziewczyna zaczęła odwzajemniać jego gest, na co wszyscy patrzyliśmy z niedowierzaniem. Oboje robili to pewnie, ale czy nie grali tylko przed Macmillan?
Czy Nott pozwoliłaby na coś takiego?
Jej ręce oplotły jego szyję, a słońce tworzyło na ich skórze okręgi światła. Po chwili brunetka otworzyła oczy i wyplątała się z ciasnych objęć chłopaka.
Laura wybuchła głośnym śmiechem, w jej oczach skakały iskry.
-Nie spodziewałam się, że na serio to zrobicie.- powiedziała na odchodne.
Kręcąc głową, zniknęła nam z oczu, zatapiając się w tłumie czarnych szat.
Spojrzałam się na Evie. Jej twarz wyrażała zakłopotanie i dumę, której nie potrafiła schować przed światłem umierającego dnia.
-Nie jesteś sztywniaczką!- wykrzyknął Nathan.
- Niesamowite, nie? Sama nie mogę w to uwierzyć!- odparowała, wycierając ostentacyjnie usta, jakby nie podobało jej się całowanie Zabiniego.
Nie wiedziałam, czy powinnam się obawiać, ale wydawało mi się, że było zupełnie inaczej.


Słońce chowało się powoli za horyzontem podczas gdy przygotowywałyśmy się wraz z Chloe i Evie do wieczornego balu. Nott przyszła do nas z paroma sukienkami i różnego rodzaju kosmetykami schowanymi w torbie, którą nosiła niemal codziennie. Patrzyłam jak z Winters przebierają się, wymieniają się uwagami, a także prywatnymi rzeczami. W pewnym momencie tak się zanudziłam, 
 że opadłam na łóżko i zaczęłam podziwać fakturę sklepienia. Starałam się skupić na czymś co mogłoby czynić go wyjątkowym i interesującym, by odciągnąć moje myśli od tego, że jestem chyba jedyną osobą w zamku, która pod żadnym względem nie chcę znaleźć się dzisiaj w Wielkiej Sali. Doszłam do wniosku, ze nie jestem pasjonatką sufitów.
Jak mogłam balować, gdy gazety wciąż milczały i nie podawały żadnych nowych informacji o moim ojcu? Czułam się tak jakby zniknąl spośród żywych. Miałam też inny oczywisty powód, a był nim strach przed ponownym zbliżeniem się do Malfoya.
No, proszę! Nie mogłam sama chcieć sobie tego zrobić!
Kiedy już były gotowe te żałosne stworzenia skierowały uwagę na mnie- jeszcze bardziej żałosne stworzenie.
-Rosie, na co czekasz?- spytała Chloe.
Wyglądała olśniewająco w połyskującej sukience i butach na obcasie o oryginalnym kroju- Nie ubrałaś się, a ktoś musi nam pomóc 
z fryzurami.
Spojrzałam na nią z politowaniem.
-I co? Liczysz, że będę to ja?
-Umiesz to, Rosie. Nie korzystasz z tego daru, bo masz zawsze rozpuszczone włosy...
-No widzisz! Jakiż on bezużyteczny!- westchnęłam, wstając i podchodząc do swojego kufra.
-Nie mam czegoś takiego jak sukienka. Takie słowo nawet nie ma miejsca w moim słowniku, co dopiero w kufrze.
Evie się roześmiała, odstawiając lekko głowę do tyłu. Ona też już była gotowa. Jej suknia była ciemno-zielona niczym herb Slytherinu. Sięgała do ziemi, przeć co Evie wygladała jakby nie stąpała po ziemi.Z uszu zwisały jej srebrne kolczyki.
-A mówią, że jesteś jedną z najinteligentniejszych osób w Hogwarcie- podsumowała.
-Jestem najinteligentniejszą. Laura Macmillan to nie osoba. To jakaś hybryda. Co ona w ogóle insynuowała, dzisiaj? Że ta niby Arnaud...
Brunetka zdawała się mnie nie słuchać. Kiedy pochwyciła mój jej uśmiech kamuflował tajemnicę. Przyjrzała się stosowi ubrań na podłodze i rzuciła coś w moją stronę.
-Lepiej się w końcu przebierz i nic nie mów, bo zaczynasz zachowywać się jak Sceptyczny Nathan. A coś czuję, że jego będę miała jeszcze po dziurki w nosie tego wieczoru.

Stukot obcasów o posadzkę odbijał się echem po korytarzach, tworzących labirynty. Szumy rozmów wydawały się odległe, a równocześnie tak bliskie, że pragnęłam przed nimi uciec. Mogłam wyczuć tajemniczą podświadomość, siedzącą gdzieś na tronie 
w mojej głowie, miała parę ust. Jedne mówiły mi bym zaryzykowała i zapomniała o wszystkim, co mi doskwiera, drugie wydawały odgłosy przypominające nagranie ostrzegawczych szeptów, podkręcone do nieodpowiedniej głośności. W końcu w każdej chwili mogłam przekroczyć ponownie wrota Wielkiej Sali i wrócić do dormitorium.
Spojrzałam się mimowolnie na swoją sukienkę. Miałam ochotę tnawrzeszczeć na moje kochane koleżanki, że zatrzęsłyby się mury tego zamku. Zmusiły mnie do założenia sukienki Nott- czarnej na jedno ramię, z odsłoniętymi plecami i wycięciem, ukazującym nogę. Kiedy spytałam się, gdzie nosi takie sukienki powiedziała mi, że tą kupiła dwa lata wcześniej na rozdanie nagród Quiditcha po letnim konkursie. Jeżeli ona miała taką figurę już wtedy, to pozazdrościć. Czułam się w tej kreacji jakbym była w niedopasowanym kostiumie. W cudzej skórze. W pułapce, przed którą ni było ucieczki.
Tłumacz coś komuś, gdy się uprze.
Bardzo chciałam zniszczyć sposób w jaki ludzie dostrzegali mnie przez całe życie.
Sukienka zdawała się krzyczeć bym ją zdjęła. Jakby była tak samo uczulona na mnie jak ja na nią.
Chciałam to powiedzieć na głos jako argument, by jednak pozwoliły mi ubrać co innego, ale stwierdziłam, że mogłyby zacząć snuć głupawe insynuacje.
Kiedy doszłyśmy na miejsce, drzwi były otwarte, a w nich stała grupka młodzieży. Minęłyśmy ich i przed naszymi oczyma ukazało się znajome pomieszczenie odmienione nie do poznania. Widok Wielkiej Sali w Halloween zawsze wydawał się czymś mało realnym; wyrazistym, ale szybko przepadającym w skrawkach fotografii latających w niewielkiej przestrzeni doświadczenia uczniów.
Dwa stoły znikły, a pozostałe zostały przesunięte pod ścianę i ozdobione sztucznymi, ale naturalistycznymi pajęczynami. Nad głowami wirujących w tańcu par latały tacę z napojami i przekąskami. Przy stole nauczycieli stała stara, omszała fontanna, zagłuszona przez powolną, tajemniczą muzykę płynącą znikąd. Gwiazdy na sklepieniu dachu lśniły nieprzyćmionym blaskiem, stając się jedynym źródłem światła poza świeczkami przy stołach.
Moją uwagę od razu przykuł Nathan, zabawiający tłum młodszych dziewczyn. Kiedy nas zobaczył uniósł kieliszek do góry, jakby sygnalizując, że zdaję sobie sprawę z naszej obecności. Powiedział coś do swoich adoratorek z czarującym uśmiechem i tanecznym krokiem podszedł do nas, zgarniając po drodze szkło z bezalkoholowym szampanem. Wręczył nam po kieliszku.
-Nareszcie jesteście.
-Tak, my też się cieszymy na twój widok, Zabini- powiedziała Evie, po czym upiła mały łyczek napoju, przyglądając mu się
 z żartobliwym błyskiem w oku.
Gratuluję cierpliwości- pomyślałam.
-Zanim porwę Nott w moje ramiona i pozwolę jej wreszcie zrozumieć urok urody Nathana Zabiniego, a ona mi może wytłumaczy swój skomplikowany punt widzenia, muszę ci powiedzieć, że Scorpius cię szuka. Chyba dostał kosza w najgorszy sposób. Poprzez rozminięcie się z twoją osobą, droga, Rose.- rzekł Nathan, otaczając ramieniem biedną Evie, która przez jego ramię rzuciła jeszcze jedno spojrzenie w naszą stronę.
Wtedy właśnie rozniósł się po sali wesoły głos Mcgonagall:
-Panie i Panowie! Tak ty też Zabini Pierwszy taniec chciałabym byśmy zatańczyli wszyscy.
Po sali rozbrzmiał chórem dźwięk dezaprobaty.
-Każdy, kto będzie siedział przez następne dwie minuty, będzie musiał zatańczyć ze mną lub z którymś z nauczycieli.
Ta groźba przekonała część uczniów, chociaż do zachowania pozorów, że szukają pary. Wiele osób nie przyszło samych, tak jak Evie 
i Chloe, które już stały na parkiecie; jasnowłosa uśmiechnięta, a brunetka dyskututowała ze swoim partnerem. Cóż, przynajmniej mieli o czym ze sobą rozmawiać, nawet jeśli w wielu kwestiach się nie zgadzali.
Odwróciłam się w stronę stołu, udając, że przyglądam się wymyślnie przygotowanemu jedzeniu. Rok w rok to samo. Byłam zażenowana tą sytuacją. Nawet nie miał, kto mnie poprosić, bym mu towarzyszyła przez chwilę w tańcu. Nagle poczułam jak czyjeś duże dłonie układają się na moich odkrytych plecach, przyprawiają mnie o ciarki. Odwróciłam głowę i prawie zderzyłam się głową ze Scorpiuse. Przesunął się w bok.
-Wiesz, uratuję cię przed tańcem z Flitcwickiem lub Slughornem pod warunkiem, że ty uratujesz mnie od tańca ze Sprout. - powiedział zdawkowym tonem, bawiąc się tym ekscentrycznym obrusem- Wiesz nie mam pojęcia jakie rośliny patroszyła.
Uśmiech zakwitł na mojej twarzy wbrew woli. Właśnie o to chodziło; nie potrafiłam zapanować nad kolejnymi krokami w jego stronę, nad następnymi upadkami.
Przypomniałam sobie,co usłyszałam z ust Inez; zupełnie przez przypadek, jeśli te w ogóle istnieją.
,,Zakochałam się w tobie raz. Mogłabym to zrobić jeszcze po tysiąckroć.''
-Och, nie przesadzaj. Czemu ten zaszczyt miałby przypaść akurat mnie?
W świetle rzucanym przez świeczniki mogłam ujrzeć jak unosi do góry jasną brew.
- A czemu nie? Jesteś świetna, mówię tak jakbyś jeszcze nie wiedziała- sięgnął po moją rękę, a muzyka zaczęła grać, nie pozostawiając już wyboru.
Poczęłam niechętnie powłóczyć nogami w takt. Jego ręka leżała na moim ramieniu. Miałam ochotę ją strząsnąć, nie chcąc się w nic pakować,  a z drugiej strony pragnęłam przyciągnąć go bliżej.
-Powiedz coś. Rosie, dużo myślałem...
-To przestań.
Okręcił mnie dookoła tak, że wylądowałam tyłem do niego, a jego ramiona oplotły moje ciało.
-Nic dla ciebie nie znaczyło to, co zaszło między nami? 
Melodia plynąca z pustki nie mogła zagłuszyć jego czułych słów.
-To nie o to chodzi.
Wyswobodziłam się z jego objęć, by ponownie w nie wpaść.
Nie zdawałam sobie sprawy, że moje ruchy stają się gwałtowniejsze wraz z przekonaniami do powiedzenia prawdy.
-To o co?
Ktoś nadepnął mi na piętę, stanęłam jeszcze bliżej blondyna.
Zauważyłam, że na jego twarzy pojawił się lekki zarost, nigdy wcześniej na niej nieobecny.
-Wiesz, że Inez to przeszłość. I ona to wie.
Kolejny obrót. Trochę czasu.
-Nie skrzywdzę cię.
-Ach, tak? Zupełnie jak mą? Tak nie wygląda moja wymarzona przyszłość.
Zatrzymał się i złapał mnie za ramiona, zmuszając do tego samego.

 Oczy Malfoya przewiercały mnie na wylot, próbując znaleźć nieistniejące odpowiedzi.
Tak żyjemy, w strachu przez cały czas, przed czymś pięknym, ale obcym. Boimy się być szczęśliwi, świadomi, że potem możemy już tacy nie być. Nie byłam wyjątkiem. Nie różniłam się od większości.
W ciemności, w otaczającym mnie tłumie czułam się jak tusz na kartce, przesądzający o długości czytanego dzieła. Chciałam zapaść w cudzej pamięci. Pragnęłam być potrzebna,kochana...Ale czułam też ograniczenia, które stawiał mi mój własny umysł.
-Nie widzisz tego, ale..jesteśmy do siebie podobni. Gdy jesteśmy smutni, przestraszeni reagujemy gniewem. Pamiętam jak rzucałaś rzeczami po całym dormitorium to mnie nie odstraszyło, potwierdziło, że chcę cię lepiej poznać. Robimy rzeczy, których nie powinniśmy. Pragniemy wszystkiego.I jeśli ja skrzywdzę kiedykolwiek ciebie..Zrobię to samo sobie.
Kiedy to mówił nasze twarz znajdowały się tak blisko jak do pocałunku.
Poczułam jak jego usta powoli dotykają moje. Poczułam jakby wlewał do mojej duszy silnie uzależniające lekarstwo.
Ostatkiem siły woli, przypominając sobie, gdzie się znajduję oderwałam się od niego i odwróciłam za siebie, spoglądając na resztę parkietu. Ludzie tańczyli, część osób znikła, ale nikt nie zauważył, że cokolwiek między nami zaszło. Byliśmy jakby otuleni kołdrą mroku.
-Zobacz, nasz świat się trzęsie, a ich przeżywa własne wzloty i upadki. Nie zwracają uwagi na nasze.
Uśmiechnęłam się szeroko, a on wyjął z kieszeni srebrny łańcuszek. Była na nim zawieszka w kształcie litery ,,M'' z małymi szmaragdami. Zanim zdążyłam zaprotestować jego palce musnęły moją szyję i zapięcie zatrzasnęło się.
-Będziesz miała czym we mnie rzucić, gdy zrobię jakąś głupotę.
W tamtym momencie muzyka przyśpieszyła, a dyrektorka powiedziała coś o zmianie partnera.
Znikąd wyrosła za Malfoyem rozpromieniona Inez i porwała go do tańca, nie słuchając  sprzeciwów.
Nawet nie mogła być świadoma w jak bardzo nieodpowiednim momencie się wtrąciła.
Jej suknia była czarna, krótka z rękawkiem do przedramienia. Włosy plątały się niczym fale, ale mnie przypominały raczej wodorosty. Tylko te można ewentualnie zjeść albo wyrzucić, a to...
Zaczęłam kierować się do wyjścia zmęczona obietnicami bez pokrycia.
Czy nie może powiedzieć jej prosto w twarz, tego co powinien? A może już to zrobił i nie zadziałało? Czy ja kiedyś też taka będę?
Nie mogłam nic poradzić na to, że w moim oczach zbierały się łzy, gdy wtrąciła się w scenę jak z bajki, za którą tęskniłam całą sobą. Skierowała się do wyjścia.
Zdjęłam wysokie buty i zaczęłam iść powoli ku wieży Ravenclawu. Z każdym krokiem muzyka cichła, nie pozostawiając po sobie żadnej melodii w moim umyśle. Stopy niebolały ani trochę bardziej niż po dniu spędzonym na lekcjach. Zawieszka lśniąca w blasku pochodni była ciężarem na sercu.
Poczułam jak ktoś dosłownie przygważdża mnie do ściany. Ciepły oddech chłopaka stojącego przede mną, ocieplał moje zmarznięte ciało.
-Gdzie się wybierasz? Ufaj mi trochę.- powiedział z uśmiechem i przeciągnął placem po moim policzku- Nawet ja jej teraz nie lubię.
Znajdując się w takiej odległości, z myślami bijącymi się o władzę nad moim ciałem, wpiłam się w jego usta, chcąc zapomnieć o wszystkim tak jak wtedy, gdy przyszedł do mojego dormitorium.
Mama kontaktowała się ze mną przez kominek. Wiedziałam,jaka jest zrozpaczona. Nie chciałam być egoistką, cieszącą się, że ma przy sobie kogoś, gdy ona była sama jak palec. Żeby jakoś to przetrwać, musiałam czuć jego obecność...Dodawał mi siły, której 
mi brakowało. Pokazywał, że z wszystkiego da się wybrnąć. Że jest nadzieja, a on widzi ją we mnie.
Czułam, że dłoń blondyna dotyka mojej nagiej nogi. Nie wznosiłem protestów. Jego zarost kuł mnie w twarz do czego nie byłam przyzwyczajona, ale też nie miałam nic przeciwko temu nieszkodliwemu bólowi.
Byliśmy blisko siebie zarówno psychicznie jak i fizycznie.
Scorpius Malfoy.
Z rodziny Śmierciożerców.
Arystokrata.
Kapitan.
Gracz.
Perfekcjonista.
Nie potrafię przestać go kochać, za to jaki jest- ta myśl pojawiła się w mojej głowie niczym zwiewna mgiełka, gdy moje serce i umysł znajdowały się w pełni słońca.

Edytowany-28.02.16

8 komentarzy:

  1. i co tu więcej pisać... rozdział udany i tyle :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde, chyba mój ulubiony <3
    Kocham to opowiadanie ! <3
    Layls

    OdpowiedzUsuń
  3. o ale się rozpisałaś :) Świetny był <3 Całkowicie ci się udał. Warto było czekać. Oczywiście nie mogę doczekać się next.
    Pozdrawiam
    Aqua
    i zapraszam dziś wieczorem do mnie na nowy rozdział ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejj :D
    Boziuuuu cudowny blog przeczytałam cały i po prostu uzależniłam się !
    Cudowna historia, masz ogromny talent oby tak dalej
    Uwielbiam rozdziały prowadzone oczami Scoropiusa lub Rose <3
    Tylko napisz nastepny rozdział jak najszybciej bo umieram z ciekawości !
    Coś pięknego! Najlepsze opowiadanie o Scorose jakie znalazłam, już nie potrafie czytać innych ^^
    Cudowne ;>
    Czekam na następny i Ogromnej Ilości Weny Życzę !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, baardzo dziękuję <3.
      Postaram się pisać sporo z perspektywy głównych postaci. Mam nadzieję, że cię nie zawiodę :)).

      Usuń
  5. Jeju, fantastyczne! Ten rozdział chyba najbardziej mnie urzekł ze wszystkich, jest boski! Tak! Było dużo Nathana co dla mnie wychodzi na plus, Zabini kocham cię! Sama Rose jest taka słodka....szczególnie wtedy kiedy narzeka na bal i na sukienki, no..urocze to jest co poradzę?
    Proszę, ładnie proszę....możesz zrobić coś Inez?
    Czekam na nexta
    xoxo
    Ps. Skomciowałam też poprzednią notkę to możesz looknąć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć! Dzisiaj zaczęłam czytać Twojego bloga, i właśnie przeczytałam ostatni rozdział :D. Dobrze piszesz! Fajnie, jakbyś umieściła to w książce :D.
    Czytam wszystkie blogi o Scorpiusie i Rose, ale niestety nie ma ich za dużo :-(. A to jest jeden z moich ulubionych xdd.
    Kiedy mizna spodziewac sie nowego rozdzialu ?
    pozdrawiam ;* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mój blog ci się podoba :). Bardzo szybko go przeczytałaś!
      Co do następnej notki- myślę, że w przyszłym tyg, bo w ten weekend raczej pojawi się rozdział na moim drugim blogu. Chyba się nie rozdwoję xD

      Usuń