poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 9


Rose

Wiedziałam, że kiedy wrócę do Hogwartu  moje spojrzenie na ten mały, zamknięty świat ulegnie zmianie w obliczu groźby straty. Byłam pewna, że będę starała się sprawić, by ten rok utkwił mi w pamięci jako jedyny w swoim rodzaju. O ironio, czego bym nie zrobiła, by oddalić się od mety.
Po raz pierwszy w swoim życiu.
Kiedy leżałam na podłodze w dormitorium Ślizgonek, a obok mnie węże pokładały się ze śmiechu,
 nie mogłam w to uwierzyć. Nie mieściło mi się w głowie, że rozmawiamy ze sobą, jak starzy dobrzy przyjaciele, bez żadnych uprzedzeń i oceniania...Gdzieś w mojej głowie przez cały czas siedziała myśl o upływającym czasie. Zdążyłam obejrzeć już parę razy każdy kąt dormitorium i nigdzie nie zauważyłam żadnego arystokratycznego, wielkiego zegara. Zadowoliłabym się też zwykłym, elektronicznym, ale na taki w Hogwarcie nie mogłam liczyć.
-Tak właściwie, to która godzina?- spytałam.
Dopiero wtedy zauważyłam, jak blisko mnie leży Scorpius. Evie cały czas kładła na jego nogach swoje, a tamten usiłował je zwalić. Próbował ją przekonać, żeby oparła je o łóżko. Przez tą szamotaninę, Malfoy nie był świadomy, że zbliżył się do mnie. Jego jasne loki prawie muskały mnie po twarzy. Skorzystałam z jego nieuwagi i przesunęłam się w stronę Chloe, Miałam nadzieję, że nie zauważy tego, że zwiększyłam między nami dystans.
 Malfoy zerknął na dużego, srebrnego rolexa  na swoim bladym nadgarstku i wykrzywił usta w dziwnym uśmieszku:
-Rose Weasley, perfekcyjna uczennica nie nosi zegarka? Powiedz mi, jak ty się orientujesz w czasie?
-Nie praw mi kazań, nie moja wina, że dom Ślizgonów jest pod ziemią i nie ma nigdzie okien.
Tym razem wtrąciła się Evie, wciąż kombinująca, jak wygodniej rozłożyć się na podłodze.
-Zegarek pokazuje dokładną godzinę. Po co patrzeć przez okna i zastanawiać się, czy zaraz zrobi się ciemno czy nie?- spytała przewracając oczami, a ja szturchnęłam ją delikatnie i skierowałam się ku wyjściu, otwierając na oścież drzwi.
-Skoro nie chcecie mi powiedzieć, to idę- zagroziłam.
Wtedy Scorpius oznajmił, że wszyscy wychodzimy, bo koniecznie musi nam coś pokazać. Nie wiedziałam, na ile mogę ufać jego pomysłom, ale do tej pory czułam się przyjemnie w jego towarzystwie. Nie wierzyłam, że tak myślałam o wspólnym popołudniu z nieznośnym arystokratą, ale nie mogłam powiedzieć, że było niemiło. Kiedy przechodziliśmy przez Pokój Wspólny parę osób rzuciło nam ukradkowe spojrzenia i zaczęło szeptać.,Nie potrafiłam zrozumieć, ani jednego słowa. Analizując zdarzenia z całego dnia, przypomniało mi się, co miało miejsce w bibliotece.
Poczułam jak dreszczyk powoli wraca do swojej starej znajomej, wędrując po moich plecach..
Nie wiedziałam, dlaczego nie spróbowałam odnaleźć Lily i przemówić jej do rozumu. Może zdawałam sobie sprawę, że nie będzie chciała słuchać, tego co miałam jej do powiedzenia? Może zrobiło mi się żal Scorpiusa, któremu Puckey bezceremonialnie wpakował się do umysłu i zaczął wyciągać z niego wspomnienia? Wiedziałam, że to robił!
 Rodzice opowiadali mi trochę o oklumencji i legilimencji.
Nie podobał mi się związek Lily. Bałam się o nią, Cały ten Puckey wydawał się strasznym typem. Musiałam przyznać, że przerażał mnie. Coś w jego wyglądzie, i zachowaniu sprawiało, że nie czułam się bezpieczna w jego towarzystwie. Nie rozumiałam, co moja kuzynka w nim widziała. Wciąż zastanawiałam się, co powiedziałby Al, gdyby doszły go słuchy o tym, kim jest partner jego siostry. Skończyłoby się gorzej niż, gdybym wkroczyła do akcji z pomocą Scorpiusa.
Al był spokojnym człowiekiem, ale po ojcu odziedziczył pragnienie sprawiedliwości, które czasami było tak mocne, że zachowywał się impulsywnie i irracjonalnie. Tysiące nieproszonych myśli i wydarzeń przepływało przez moją głowę, gdy szłyśmy za Scorpiusem ciemnymi korytarzami lochów. Evie i Chloe szły za mną, rozmawiając o jakiejś ostatniej rozgrywce drużyny, o które nie miałam prawa słyszeć.W końcu Malfoy dotarł do wielkich drzwi wychodzących na błonia i krzyknął do nas, żebyśmy się pośpieszyły. Nie miałam najmniejszej ochoty biegać, szczególnie, że  nie wiedziałam, co chce nam pokazać. Złapał mnie za rękę powyżej nadgarstka i pociągnął, zmuszając do wyrównania tempa. Nie ukrywałam swojego zdziwienia. Biegliśmy przez błonia, a on wskazał palcem niebo, skąpane w różach, błękitach, wszelkich odcieniach szarości. Uwielbiałam obserwować przyrodę; słońce wychylające do mnie promienie i gwiazdy na niebie obserwujące mnie jak noce strażniczki. Żałowałam, że nie potrafiłam zaprzyjaźnić się z iluzją zamrożonego czasu, wtedy kiedy nie trzymałam w dłoni książki. Goniłam miraże, nie odwracając się w tył, po to, by zobaczyć, co za sobą zostawiam.
Spojrzałam się za siebie, Evie biegła bardzo szybkim sprintem i śmiała się z Chloe, która usilnie próbowała ją dogonić. Scorpius zatrzymał się przej jeziorem. Oparł dłonie o kolana i wlepił wzrok w horyzont. Czerwone słońce powoli zachodziło; obejmowało ciepłem zimną taflę wody.
-Odkryłem to w piątej klasie. Często tu bywałem...- chyba chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Spojrzałam się na jego twarz skąpaną w naturalnym świetle. W jego oczach czaiła się jakaś tajemnica. To nie było to samo, co przy Puckeyu; przy Scorpiusie nie czułam się zagrożona. Wyglądał, jakby z czymś sobie nie radził, ale ukrywał to przed wszystkimi.
Dołączyły do nas Evie i Chloe i wlepiły wzrok w niebo.
-Niesamowite.- szepnęła Nott, ale nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo usłyszeliśmy jakieś rozmowy.
Malfoy pociągnął nas w dół i schowałyśmy się za jakimiś krzakami. Obserwowaliśmy, jak koło jeziora przechodzi Laura Macmillan...z Nathanem.
Jej śmiech można, by było usłyszeć chyba na kilometr. Słodki, melodyjny i...sztuczny. 
Usiedli na ziemi ( a właściwie tylko Zabini, bo ona wpakowała mu się na kolana).
Poczułam zapach mocnych  perfum i woń alkoholu.
- Na początku umówiłam się z tobą tylko dlatego, że przegrałam ten głupi zakład...- mówiła Macmillan, bawiąc się guzikiem koszuli ciemnoskórego chłopaka. Jej czarne włosy opadały lokami na odsłonięte ramiona, sięgały do końca kusej bluzki.
.- Ale...jesteś w porządku, zważając na to, że Ślizgoni to debile.
-Zapomniałaś o tym, jaki jestem atrakcyjny.
Po jego tonie nie miałam wątpliwości, co do tego kto spożywał trunki.
Napotkałam spojrzenie Scorpiusa. Też był zdziwiony widokiem tej dwójki razem. Wydawał się wręcz przerażony.Evie wskazała na zarośla i nie podnosząc się  z kucek, oddaliła się tak, że nikt oprócz nas jej nie widział.
 Nie wiedziałam czy uda mi się umknąć, tak jak jej się udało, ale gdy zauważyłam, że obserwowana przez nas para zaczyna się całować, nie zastanawiałam się ani chwili  dłużej. Kiedy byliśmy już w wystarczającej odległości, usłyszałam gniewny głos Scorpiusa:
-Czy on jest głupi!?- warknął, kopiąc w ziemie z frustracji . 
Evie położyła dłoń na ramieniu blondyna.
-Wiem, że Zabini to twój przyjaciel, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że pod względem randkowania nie jest lepszy od Macmillan. Przynajmniej nie robi, tego co Puckey,.. w nikim nie wzbudza żadnych nadziei.
-Jeszcze trochę i będzie taki sam.- podsumował chłopak, pocierając dłonią czoło.
Weszliśmy do zamku i tam nasze drogi się rozeszły.                                                                               
                                                                                
  Scorpius

Objęcia Morfeusza zapomniały o moim istnieniu; sen nie przychodził. Zrezygnowany postanowiłem wyciągnąć papierosy, których zazwyczaj wystrzegałem się jak ognia. Ale co miałem zrobić, gdy już się sparzyłem?
Usiadłem w wygodnym fotelu w Pokoju Wspólnym. Zanim zdążyłem wyciągnąć różdzkę i wypowiedzieć zaklęcie, dzięki któremu powstałby płomień, usłyszałem ciche kroki bosych stóp.
Zobaczyłem wysoką dziewczynę o długich, ciemnych włosach. Zakradła się jak cień, wyrwała mi używkę i wrzuciła do kominka.
-Hej!- jęknąłem, ale ona tylko wzruszyła ramionami i usiadła na fotelu naprzeciwko.
- Powiedz mi co się dzieje.
-A coś się dzieje?- odpowiedziałem, unikając tematu.
Spojrzała się na mnie tak, jak zawsze kiedy wiedziała, że czegoś jej nie mówię.
- Dlaczego oni to robią, co? Podejmują najgorsze decyzję, jakie tylko się da, a ja patrze na ich upadki. Utrudniają sobie życie. Zabini? On zaczął się tak zachowywać rok temu.. Olewa wszystko, do nikogo nie przywiązuje większej wagi. Siostra Ala spotyka się z damskim bokserem, a ja nie wiem, czy powinienem mu o tym powiedzieć. Myślisz, że jak ja się czuję? A jak w końcu coś się stanie?
Oparłem głowę na łokciach, nie powinienem się nad tym zastanawiać, tylko działać, coś robić. Najgorsze było to, że nie wiedziałem co. Nie znosiłem bezradności. Kiedy chciałem coś zrobić, by kogoś uszczęśliwić, ocalić, ale ci ludzie tego nie pragnęli. Naprawdę taki stan rzeczy dawał im szczęście?
-Tylko nie mów mi o Toby'm. Scorpiusie, sama tolerowałam jego wybryki...Kochałam go.
Westchnąłem. Nie mogłem o nim rozmawiać z Nott, bo w ten sposób tylko sprawiałem, że była smutniejsza, A tego nie chciałem. I tak miała trudno, a wypominanie jej błędu z przeszłości nie było zadaniem przyjaciela. Spojrzałem się na nią. Dopiero, gdy jej twarz oświetliły promienie światła rzucane przez ogień palący się w kominku, zauważyłem, że jej oczy są zaszklone, a jej cera blada jak porcelana. Tuliła się rękoma, jakby było jej zimno. Miała na sobie gruby sweter, więc podejrzewałem, że to nie był prawdziwy powód.
-Evie, czy jest coś o czym mi nie mówisz?
Jej warga lekko zadrżała, po usłyszeniu mojego pytania. Odwróciła głowę w stronę ściany, unikając kontaktu wzrokowego, Złapałem ją delikatnie za brodę i zmusiłem, by na mnie spojrzała. Po chwili powiedziała ledwo dosłyszalnym szeptem. 
-Latem ktoś się włamał do mieszkania, kiedy mama na chwilę wyszła do sąsiadki. Zdewastował wszystko...
Spojrzałem na nią niedowierzającym wzrokiem.
-I mówisz mi o tym dopiero teraz?- spytałem, podnosząc głos.
Myślałem, że mi ufa, że zwierza mi się ze swoich problemów...Przecież byłem dla niej jak brat.
-Stwierdziłam, że to zwykły przypadek, że trafiło na nasz dom. Tylko, że po szkole zaczynają chodzić pogłoski, że część byłych Śmierciożerców wciąż chce obalić Ministerstwo.
Naprawdę nic nie słyszałeś?
Pokręciłem głową. Jak mogło mi to umknąć? Skąd wiedziała o tym wszystkim?
Nowe informacje zaczynały mnie powoli przerastać. 
Rodzice wiele opowiadali mi o Bitwie i o czasach, w których żyli...Wzdrygnąłem się po raz pierwszy, gdy o tym myślałem. Mały chłopiec, którym kiedyś byłem, wydawał mi się odważniejszy.Przypomniałem sobie, jak  matka czytała mi historyjki, kiedy nie mogłem zasnąć. Zawsze wtedy prosiłem, by zawołała tatę, żeby opowiedział mi o swojej młodości skrytej za gęstą mgłą tajemnicy....
Świat magii chyba nigdy nie będzie całkowicie bezpieczny.  Jest piękny, ale nic nie może być idealne. Nawet w bajkach istnieje zło, a moimi kołysankami zawsze były te prawdziwe historie.
Wiedziony potrzebą czyjejś bliskości, ukląkłem na podłodze obok fotela Evie. Przytuliłem ją, tak jakbym mógł ją ochronić przed złem tego świata.

Edytowany-11.08.2015


czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 8


Rose

Po lekcjach Chloe i ja byłyśmy bardzo zmęczone. Przez wakacje odzwyczaiłyśmy się od siedzenia w miejscu  45 minut i słuchania nudnawych wykładów nauczycieli. Jako Krukonka oczywiście uwielbiałam uczyć się nowych rzeczy, udowadniać swoją inteligencje czy konkurować z innymi. Niektórzy profesorowie, jednak nawet najciekawszy temat potrafili zamienić w istną katorgę.
A szczególnie, gdy powtarzali materiał z poprzednich lat. Opowiadali dokładnie takimi samymi słowami, jak za pierwszym razem, a ja nie mogłam się powstrzymać od ciągłego zastanawiania się czy schematy lekcji znają już na pamięć.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie na parapecie przy jednym z ogromnych okien. Promienie jesiennego słońca, wlewające się do pomieszczenia zaczęły przyjemnie muskać naszą skórę, a ja oparłam głowę o ścianę i spróbowałam się zrelaksować. Jakoś nie miałam ochoty na konfrontacje z Laurą Macmillan, a wiedziałam, że właśnie poszła do dormitorium zaklinając, że to co przydarzyło się jej poprzedniego dnia nie ujdzie na sucho, temu kto to zrobił. I, że nic ją nie obchodzi kto to był.
I tak dostanie za swoje, nawet jeśli ma więcej przywilejów od niej.
Nagle tłum trochę się przerzedził i wyjrzałam co się dzieje. Okazało się, że Scorpius Malfoy przepycha się uparcie między młodszymi uczniami, a za nim biegnie Evie, starając się dotrzymać mu kroku. Wyglądali, jakby wiedzieli coś bardzo ważnego i musieli to natychmiast komuś przekazać.
Blondyn był już daleko od nas, ale Nott złapała go za ramie i coś do niego powiedziała.
Chłopak natychmiast obrócił się i oboje zaczęli iść w naszą stronę. Ku mojemu zdziwieniu zatrzymali się centralnie przede mną i Chloe.
Blondyn wyglądał na trochę zdenerwowanego, cały czas przygryzał dolną wargę i zastanawiał się jak ma się odezwać.
-Rose, słuchaj...- zaczął w końcu.
-Słucham cały czas- mruknęłam, wstając z parapetu i patrząc wyczekująco na Evie i Scorpiusa.
-Urocza, jak zwykle.- odpowiedział, mierząc mnie od góry do dołu wzrokiem, co niekoniecznie mi się spodobało.- Wiem trochę więcej od ciebie o Puckeyu. Pomyślałem tylko, że troszczysz się o swoją kuzynkę i nie pozwolisz temu dupkowi bawić się Lily.
Obelga, którą wypowiedział, gdy mówił o Ślizgonie, zabrzmiała w jego ustach dziesięć razy bardziej obraźliwie niż normalnie. Przełknęłam ślinę, gotowa na najbardziej niepokojące wieści.
-To znaczy?
-Nie traktuje, żadnej dziewczyny poważnie. Chcesz, żeby ona przez niego cierpiała, wypłakiwała w twoich ramionach?-przybliżył się trochę w moją stronę, a w jego oczach błysnęło coś przypominającego...troskę? Czemu miałoby go obchodzić życie prywatne mojej kuzynki?
- Otrząśnij się! To damski bokser!
Po tych słowach zalała mnie niewyobrażalna fala gniewu. Nie mogłam pozwolić, by Lily coś się stało. Znałam ją od dziecka, mimo że byłyśmy zupełnie inne, dbałam o to co się z nią dzieje.
-Gdzie ona jest?- wykrztusiłam, a w słowo zniecierpliwionemu blondynowi wpadła jego towarzyszka.
-W bibliotece. Z Puckeyem.
                                                                             Scorpius

Kiedy dotarliśmy do biblioteki, ujrzeliśmy poszukiwaną parę przy jednym ze stolików w najustronniejszym kącie sali. Cienie kładły się na ich ciałach.
Chłopak delikatnie całował rudowłosą.
Ciekawe czy jego pozorna szczerość była tym, co ciągnęło do niego Evie. 
Nie zdążyłem powstrzymać Weasley. Moja wyciągnięta ręka spotkała powietrze.
Podbiegła do nich. Oderwała ich od siebie. Zdziwiona Lily patrzyła na nią nierozumiejącym wzrokiem, ściskając przedramiona Puckeya.
-Co jest?!
-On cie wykorzystuje!- krzyknęła Rose. i po chwili zasłoniła sobie usta.
Odciągnąłem Weasley do tyłu i powiedziałem do jej kuzynki spokojnym tonem:
-Mogłabyś po prostu z nami chwilę porozmawiać?
Zawiesiła swoje gniewne spojrzenie na mnie i zdałem sobie sprawę, ile ta dziewczyna ma temperamentu. Wyglądała, jakby miała ochotę rzucić mnie na pastwę sklątki tylnowybuchowej.
Dobra, więcej niż jednej.
-Dlaczego miałabym was wysłuchać, skoro wy nawet nie potrafiliście powiedzieć ,,cześć''?
W tamtym momencie moja cierpliwość się skończyła,  pociągnęłam ja za rękę, a ona chcąc nie chcąc wstała z krzesła. Oczywiście w jej ślady poszedł Puckey, który natychmiast do mnie doskoczył, Wyrwał ją z moich ramiom i  objął jak najdroższy skarb.
Cóż, za opiekuńczy gest.
-Szukasz kłopotów, Malfoy?- powiedział, wyraźnie artykułując każdą sylabę.
-O to samo mógłbym spytać ciebie.
Brunet puścił dziewczynę i zaczął się do mnie zbliżać.
 Był trochę wyższy ode mnie.
Na jego twarzy widniał pokpiwający uśmieszek. Miałem ochotę spytać się, czy dobrze się bawi.
Położył mi dłoń na ramieniu, co przyprawiło mnie niemal o mdłości.
-Nie powiesz mi chyba, żebym od niej też trzymał się z daleka? W takim tempie to nie będę mógł się zbliżyć do żadnej dziewczyny.
-Odwal się tylko od moich znajomych- warknąłem, zwalając jego dłoń.
Chłopak zaśmiał się teatralnie, a jego głos odbił się echem po pomieszczeniu.
-Scorpius Malfoy uważa, że Lily Potter, Gryfonka, to jego przyjaciółka!- machnął rękom żebym się do niego przybliżył, ale tego nie zrobiłem.- Powiedz, co cię tak odmieniło?
Miałem dość tej pogaduszki, podniosłem pięść i skierowałem ją ku jego twarzy.W ostatniej chwili się uchylił i podstawił mi nogę. Prawie upadł bym na podłogę, ale ktoś mnie złapał. Zwróciłem głowę ku  tajemniczej osobie i ujrzałem Weasley. Pomogła mi wstać i chwilę się na siebie zapatrzyliśmy. W mojej głowie pojawiło się majaczące wspomnienie, mnie i Rose całujących się pośród tłumu uczniów. Wydawało się takie realistyczne. Nie wiedziałem,  dlaczego o tym pomyślałem. Może wydarzyło się to na imprezie i tego nie pamiętałem...Skoro tego nie pamiętałem, czemu teraz rozjaśniło mi się w głowie? Nie to było głupie i nielogiczne....
A jednak zastanawiające.
- Och, może to ona?- spytał,  wskazując Rose i wciąż się śmiejąc- Powinieneś nie być tak podatny na tę dziewczynę. I najlepiej nie opowiadać jej głupot. Każdy popełnia błędy. Nie wmówisz mi, że ty nigdy nie zrobiłeś niczego, czego żałowałeś?
Pomyślałem o każdej porażce w moim życiu.Każdym potknięciu, rysie na szkle.
Kiedy w mojej głowie przewijały się ich dziesiątki, jedno wciąż powracało. Jak bumerang odnajdywało drogę z powrotem.
Zraniłem cudze uczucia, sam wyrządzając sobie krzywdę. Moje rany wciąż się nie zabliźniły.
W 5 klasie do naszej szkoły doszła nowa uczennica, Inez Arnaud. Wysoka, zielonooka dziewczyna o długich brązowych włosach wiązanych w kucyka. Wciąż pamiętałem rysy jej twarzy- delikatne, ale przyciągające wzrok. Była córką czarodzieja z Francji i hiszpańskiej mugolki..
Trafiła do Gryffindoru.
W tamtym roku Slytherin i Gryffindor bardzo ze sobą rywalizowali. Po tym, jak Gryfoni w poprzednim roku przegrali w Quiditcha na rzecz Ślizgonów, między naszymi domami panowała napięta atmosfera. Puchar Domów trafił wtedy do Puchonów, chociaż nikt się tego nie spodziewał.
Byłem popularny w swoim domu; byłem szukającym i to głównie dzięki mnie odnieśliśmy tamte zwycięstwo. Pławiłem się sławą, bo nie potrafiłem dostrzec innych pozytywnych aspektów w swoim życiu. Potem zorientowałem się, że zawsze miałem Ala, Nathana, Evie, ale wtedy zdawałem się tego nie doceniać. I nagle pojawiła się ona. Rozmawiałem z nią wiele razy podczas korepetycji, które musiałem brać z numerologii. Świetnie się dogadywaliśmy. Postrzegałem ją jako ideał. Inteligentna, uczynna, pracowita, ale też zgrabna i ładna. Zaczęliśmy się do siebie coraz bardziej zbliżać. Czasem wpadałem na nią przez ,, przypadek'', by móc zamienić z nią parę zdań. Kiedy ja nie potrafiłem zrozumieć co inni tak we mnie uwielbiają, ona pozwoliła mi uwierzyć w siebie. Pokazała mi, że sam tworze swoją osobowość i że nie muszę się zachowywać, tak jak inni tego ode mnie oczekują, ale być sobą.
I że mam ludzi, którzy się za mną wstawią, gdy będę ich potrzebował...
Ja, jednak zawsze dążyłem do perfekcji i zapominałem o tym, co naprawdę ważne.
Spotykaliśmy się po kryjomu, wariowaliśmy na swoim punkcie.
Zawsze pomagała mi wyjść z dołków, rozjaśniała każdy pochmurny dzień.
Kiedy dostała się do drużyny Gryffindoru w Quiditcha, szlała z radości.
Została szukającą, co oznaczało, że nie mogliśmy już rozmawiać o sporcie, nie mogliśmy razem ćwiczyć...bo byliśmy przeciwnikami.
Coś zaczęło się psuć, ale nie zostawiła mnie.
Rzuciłem się w wir nauki, treningów, imprez, spotkań z przyjaciółmi i utrzymywania naszego związku w tajemnicy...Próbowałem to wszystko pogodzić i być we wszystkim idealny.
Nie dawałem rady. Byłem coraz bardziej zmęczony, nie miałem dla niej czasu, zaczęliśmy się więcej kłócić.
Nadszedł finałowy mecz Slytherin vs. Gryffindor. Byłem zdolny zrobić tyle, ile będę musiał by zdobyć swój tron.
To był mój pierwszy rok na stanowisku kapitana i nie miałem zamiaru stracić pucharu.
W gonitwie za ,,latającym złotem'' zwaliłem Inez z miotły. To był wypadek. Nigdy nie brałem pod uwagę skrzywdzenia kogokolwiek, w celu otrzymania tego czego chciałem.
N i e    j e j.
Jakiś nauczyciel natychmiast do niej podbiegł, by sprawdzić, czy wszystko dobrze.
Miała zapewnioną opiekę. Lepszą niż sam mogłem jej zagwarantować.
Złapałem znicz.
Drużyna wiwatowała. Reszta Ślizgonów zbiegła z trybun. Boisko zrobiło się ciemniejsze od szmaragdowych szat powiewających na wietrze,Nie wiem nawet, kiedy znalazłem się w Pokoju Wspólnym Slytherinu i zaczęliśmy świętować zwycięstwo.
Nie tam powinienem wtedy być. Puchar nie był tą nagrodą, o którą powinienem był walczyć.
Inez wyszła ze skrzydła szpitalnego cała i zdrowa, ale gdy mnie spotkała powiedziała, że ze mną zrywa.
Zawiodłem ją. Myślała, że celowo chciałem zrobić jej krzywdę.
Była o tym tak przekonana, że zaczynałem w to wierzyć. Przepraszałem i przepraszałem, ale ona nie chciała do mnie wrócić. Aż pewnego dnia, kiedy w końcu postanowiła mi wybaczyć zobaczyła, że całuję się z kimś innym. Rozpacz, którą czułem po jej stracie sprawiła, że szukałem pocieszenia u kogoś innego... , Okazało się, że dziewczyna, którą pocałowałem to jej przyjaciółka.
Byłem nierozumnym głupcem.. Nic nie mogło, tego zmienić.
Inez odeszła ze szkoły i nigdy już się ze mną nie skontaktowała.
Jak mogłem nazywać się lepszym od Puckeya?
Nagle zorientowałem się, że chłopak wdarł się do mojego umysłu i penetrował moje wspomnienia. Poczułem jeszcze większy ból, gdy wyrwałem się z objęć dni, które minęły. Czułem się, jakbym przestał się topić po to, by móc oddychać trującym powietrzem.
Po raz kolejny miałem ochotę rzucić w tego dupka czymś bardzo ciężkim.
Oczywiście miałem różdżkę, ale krzesło wydawało mi się lepszym wyborem. Rzuciłem się w stronę stolika, gdy poczułem, że ktoś mnie ciągnie do tyłu...
.Evie, Rose i Chloe, cały zastęp troskliwych dziewczyn, próbował mnie powstrzymać
.To było w jakiś chory sposób zabawne. Puckey podszedł do Lily i zaczął ją uspokajać. Dziewczyna była wystraszona jak postrzelone zwierzę.
Zacząłem się zastanawiać, co robiłem źle? Co ze mną było nie tak? Dla wszystkich chciałem dobrze.
Znienawidzony przeze mnie Ślizgon wyprowadził z biblioteki swoją dziewczynę, a ja osunąłem się na podłogę przy jednej ze ścian.
Czułem się parszywie; bolała mnie głowa.
-Co się tak patrzycie!?-warknąłem w stronę dziewczyn, żadna jednak się nie ruszyła.
 Chciałem zostać sam. Tak jak wtedy, gdy byłem młodszy.
Nagle uświadomiłem sobie coś ważnego. Gdzie była bibliotekarka, czemu nie zareagowała na tę kłótnię? Nieświadomy wymamrotałem to pytanie na głos.
-Puckey chyba rzucił Mufliato. Biblioteka jest duża. Nie widziała nas, nie słyszała...- odpowiedziała Rose.
Usiadła obok mnie i złapała mnie a ręce. Zdziwił mnie ten gest, ale nie puściłem jej ciepłych dłoni.
Przypomniałem sobie wspomnienie pocałunku z Weasley. I wtedy pomyślałem, że mogło być prawdziwe...że siedziało gdzieś we mnie, a on je wydobył. Ciekawe czy zrobił to, bym poczuł się jeszcze gorzej.
Czym się od niego różniłem?- krzyczało całe moje ciało.
Evie patrzyła na mnie smutnymi oczami, Chloe była zmieszana. Nott przerwała milczenie, które otaczało nas jak szczelna pułapka; zaproponowała, żebyśmy wszyscy poszli do jej dormitorium i posiedzieli tam, trochę porozmawiali. Pomogłem Weasley wstać i wszyscy skierowaliśmy się do lochów. Ku mojemu ogromnemu zadowoleniu nie spotkaliśmy Puckeya.
Siedzieliśmy we czwórkę w jednym pokoju, opowiadaliśmy różne historie, które nam się przydarzyły, żartowaliśmy, jakby nic się przed chwilą nie stało. Czułem jak napięcie uleciało ze mnie jak powietrze z przekutego balonika. Znów mogłem oddychać, nie czując bólu.
 Zauważyłem, że Evie dobrze się czuje w towarzystwie Krukonek. Świetnie się dogadywała z Rose, a z Chloe mogła podyskutować o grze w Quiditcha. Zdałem sobie sprawę, że nie widziałem nigdzie Ala, ani Nathana. Już miałem  ich szukać, ale gdy wstałem Evie pociągnęła mnie za rękę i upadłem na podłogę wprost na szachy czarodziejów. Parę figurek się połamało. Gdy próbowałem odszukać zepsute części i zestawiłem ze sobą dwie różne figurki, zaczęły się ze mnie śmiać. Widząc ich miny nie potrafiłem, nie zrobić tego samego. Po chwili wszyscy leżeliśmy obok siebie w ciszy. Nie zdawałem sobie sprawy, że przez przypadek staliśmy się przyjaciółmi. Nasza czwórka. Nie wiedziałem też, jak zmieni to moje dotychczasowe życie.

Edytowany: 10.08.2015

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 7

Rose


Obudziłam się na podłodze w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Pierwszym co poczułam, było coś twardego leżącego pod moim ciałem.
Jak ja w ogóle mogłam tu zasnąć?-myślałam.
 Podniosłam się na na łokciach, tak że mój brzuch uniósł się do góry. Natychmiast moją głowę przeszył ból. Tak, jakby to że się poruszyłam, było powodem do migreny.
 Spojrzałam pod siebie. 
But.
Trampek.
Ugh.
Śmierdzący
Zerwałam się trochę niezdarnie na równe nogi, a to co zobaczyłam wokół siebie, odebrało mi dech w piersiach.
Pomieszczenie było spustoszałe. Wszędzie walały się butelki, papierki, gdzieniegdzie nawet odłamki szkła. A wśród tego wszystkiego leżała grupa uczniów. Ogromną ulgę przyniosła mi świadomość, że znajdują się daleko od niebezpiecznych przedmiotów wokół nich.
Spojrzałam na twarz chłopaka pochrapującego najbliżej mnie.
Malfoy.
To znaczy, że on także przyczynił się do tego chaosu. Zastanawiałam się, czy upił się czy  był zmęczony.
Wiedziałam, że ja zmieniłam się na ten jeden wieczór, ale nie pamiętałam wyraźnie szczegółów. Właśnie dlatego nie lubiłam chodzić na takie zabawy. Nie miałam ochoty się śmiać, na myśl, że moje działania nie były poukładane w mojej głowie.
Chyba nie zrobiłam nic zdrożnego, skoro nie obudziłam się w łóżku obcego chłopaka
 albo w miejscu, którego nie znałam.
Chciałam się odwrócić i odejść, pójść się odświeżyć do siebie; poczuć strumień zimnej wody obmywający moje ciało.
Wtedy usłyszałam, że blondyn coś mamrocze.
-..Wło..Wo..wody.
Spojrzałam się na niego raczej mało przyjemnie, ale on tego nie zauważył.
Podeszłam do stolika przy ścianie, pomalowanej na szmaragdowo i po odnalezieniu szklanki, która sprawiała wrażenie czystej, nalałam do niej trochę wody.
Podałam ją chłopakowi, który praktycznie wyrwał mi ją z rąk.
- Która godzina?- spytał, zachrypniętym głosem.
Zdziwiłam się, że wcześniej o tym nie pomyślałam. Spojrzałam się na zegarek na moim nadgarstku.
Śniadanie zaczynało się o 7 i kończyło za piętnaście ósma.
Z przerażeniem zauważyłam, że posiłek właśnie dobiegł końca.
- Musimy coś zrobić! Obudzić ich! Został tylko kwadrans do lekcji...Na Merlina, pierwszą mam transmutację z tobą!- zaczęłam w panice, miotać się po pomieszczeniu, mimo, że czułam się, jakbym miała ze chwilę zwymiotować.
Miałam nadzieję, że podaruję sobie tej przyjemności.
Scorpius zaszedł mnie od tyłu i złapał za nadgarstki.
- Uspokój się.- mruknął mi do ucha.
Puścił mnie i skierował się do tego samego mebla, co ja wcześniej i wziął pełną butelkę wody. Odkręcił ją i delikatnie polał każdego ucznia, leżącego na podłodze.
 Podczas, gdy oni powoli się przebudzali i uświadamiali sobie, że mają niewiele czasu do lekcji, Malfoy pociągnął mnie po schodach, do jego dormitorium.
Posadził mnie na jednym z łóżek, zapewne należącym do niego.
Otworzył swój kufer i wyjął z niego dwie koszule, z których jedną rzucił w moją stronę.
- Dzięki. Będzie za duża, ale zawsze mogę ją zmniejszyć.- powiedziałam, patrząc na ubranie.
Wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę.
- Tyle, że nie mam różdżki. No i muszę coś przetransmutować na spodnie lub spódnice.
Rzucił mi przelotne spojrzenie, gdy wiązał zielony krawat.
- I wole nie wiedzieć co mam na głowie.- dodałam.
Zgarnął plecak z podłogi i wyszedł z pokoju, a ja podążyłam za nim.
Bezceremonialnie wszedł do dormitorium dziewczyn. Przed naszymi oczami ukazała się Evie, która wiązała swoje buty na obcasie.
- Czego chcecie?
- Rose potrzebuje spódnicy
Ślizgonka westchnęła i rzuciła w moją stronę ubranie, którego prawie bym nie złapała.
- Muszę się przebrać- zmierzyłam wzrokiem Malfoya.
On na widok mojej miny tylko parsknął i razem z Nott postanowili poczekać za drzwiami.
Pośpiesznie zmieniłam ciuchy. Koszula Scorpiusa sięgała mi do połowy ud i zaczęłam zastanawiać się, czy jej też nie mogłabym pożyczyć od Evie. Kiedy zobaczyłam się w lustrze stwierdziłam, że zakrywa prawie całą spódnicę. Mcgonnagal z pewnością będzie w niebo wzięta.
Nie wiedziałam czemu, jako dyrektorka wciąż nauczała tego przedmiotu. Może to miłość do nauki? Bo nie sądzę, że do uczniów.
- Rose! Mamy niecałe 5 minut, by dostać się do klasy!- usłyszałam jęk brunetki, więc nie wiele się zastanawiając wzięłam pierwszą lepszą szczotkę leżącą na wierzchu i uczesałam się.
Następnie wyszłam i we trójkę pobiegliśmy ku sali.
Zjawiliśmy się tam tuż po przybyciu profesor.
Zmierzyła nas surowym wzrokiem, a szczególnie mnie.
- Każdy z was traci po 10 punktów za spóźnienie. -rzekła, odwracając się plecami do klasy.
Zajęłam wolne miejsce obok Chloe, która co chwile ziewała ze zmęczenia.
- I panno Weasley, minus 5 punktów za ubiór.
Przygryzłam wargę. Mogło być gorzej. To tylko 15 punktów. Slytherin stracił ich 20. Swoją drogą niewiele więcej, a to kara dla ich dwójki. Ja jedna prawie im dorównałam.
Nauczycielka zaczęła swój wykład, a ja usilnie próbowałam jej słuchać. Nawet nie miałam książek, czego ku mojej wielkiej radości nie zauważyła.
Kiedy lekcja się skończyła i wyszłyśmy z sali, zaczęłam wypytywać moją przyjaciółkę o wrażenia z poprzedniego wieczoru.
- Tańczyłam z Alem.
- Widziałam.- odpowiedziałam szczerząc się do niej.- I jak?
Blondynka schowała kosmyk włosów za ucho i lekko się zarumieniła.
- Świetnie. Potem wyszliśmy na błonia. Zaczęło padać. Goniliśmy się, a potem padliśmy na trawę. Długo rozmawialiśmy...
Stwierdziłam, że wolę jej przeżycia niż swoje, których właściwie nie pamiętałam.
Tak, trawa plus deszcz plus mój kuzyn to o wiele lepsze połączenie od zimnej podłogi, bałaganu, Malfoya i Zabiniego.
- Muszę iść na górę przebrać się, pomalować i wziąć torbę. Wiem, że nie mówisz mi tego, ale mam okropne wory pod oczami. Nigdy więcej imprez w poniedziałki.
Miałam dość tego biegania po schodach. Jedynym plusem było spalanie kalorii.
Zaraz jakich kalorii? Ja nic nie jadłam!
Od razu zaburczało mi w brzuchu. Odnalazłam batonika na dnie kufra i szybko go zjadłam.
- Jeszcze tylko parę lekcji i pójdę spać.- pomyślałam, żeby się pocieszyć, ale wcale nie zabrzmiało to tak pozytywnie, jakbym chciała.
                                                                               Scorpius

Kiedy wszystkie zajęcia się skończyły poszedłem z Evie do biblioteki. Pragnąłem się dowiedzieć,
co właściwie działo się na imprezie. Zatrzymałem się przy fakcie, że Lily Potter prowadza się z Puckeyem,
- Wiedziałaś o tym?- zapytałem przyjaciółki, a tamta pokiwała przecząco głowom.
- Dzisiaj wydają się być nierozłączni.
Widziałem, że Evie bawi się rogiem kartki zeszytu. Coś ją dręczyło. Dobrze znałem ten tik. Tak, jak ona wiedziała, że splatam przed sobą palce, gdy kłamie.
- Nie mów, że wciąż przejmujesz się tym draniem. Nie był ciebie wart, Evie.
Utkwiła gdzieś daleko za moją głową swoje smutne spojrzenie, a ja zastanawiałem się o czym myślała.
Puckey umówił się z nią na bal, który odbywał się podczas Turnieju Trójmagicznego. Niestety kompletnie o tym zapomniał i zaprosił inną, blondynkę bardziej popularną, bardziej towarzyską...
Po tym wszystkim przepraszał ją setki razy, aż w końcu mu wybaczyła. Powiedział, że lubi ją, ale nie tak jak tamtą dziewczynę i że mogą się zaprzyjaźnić.
Świetnie się dogadywali przez jakiś czas, miała w nim wsparcie i spędzała z nim mnóstwo czasu.
Dawała mu wskazówki, co do Quiditcha. Kiedy wygrał, w euforii pocałował ją.
Ten nieprzemyślany gest, sprawił, że ona poczuła do niego coś więcej.
Próbowali być razem, ale to nie wychodziło.
Byli zbyt różni. On uwielbiał być w centrum uwagi, nie lubił zobowiązań, nie przywiązywał wagi do nauki.
Ona lubiła czasem pobyć sama, potrzebowała kogoś kto się o nią zatroszczy, miała świetne oceny.
Dużo się kłócili.
Jej cierpliwość skończyła się, gdy zobaczyła, jak Puckey całuje się z tamtą dziewczyną, dla której ją wystawił.
W jego dormitorium. Siedziała na jego kolanach.
Evie wybiegła z dormitorium; oczywiście on podążył za nią. Szarpali się, a on ją uderzył.
Byłem okropnie zły, gdy to tym usłyszałem. Nie pozwoliła mi nic z tym zrobić. Tylko powiedziałem mu, że źle skończy, jeśli jeszcze raz się do niej zbliży.
Teraz najwidoczniej miał inny obiekt zainteresowań.
Lily. 
Było mi jej żal.
Wolałem nie myśleć, jak zareagowałaby Rose gdyby wiedziała więcej o tym chłopaku.
Al co nieco wiedział na ten temat. To prawda; nie tyle co ja.
Zdawał sobie sprawę, że Puckey nie traktuje dziewczyn tak jak powinien.
Czekałem tylko, aż mnie znajdzie i zacznie go przy mnie wyzywać.
Może dlatego wybrałem bibliotekę.Kurz unosił się w powietrzu jak osłona przed głośnym światem. Jedynymi słowami, które nie były szeptem były te zapisane na stronicach starych ksiąg czarodziei.
Westchnąłem i wróciłem do pracy domowej.
Przez jakiś czas żadne z nas się nie odzywało.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos Nott.
- O, nie. Patrz.- wskazała w stronę drzwi przez, które właśnie wszedł Puckey i Lily.
Usiedli przy jednym ze stolików. Chłopak pomagał jej z jakimś zadaniem. Siedział bardzo blisko niej.
Cały czas się do siebie uśmiechali.
Nie chciałem oglądać powtórki z historii Evie.
Rzygać mi się chciało na ten widok.
- Chodź stąd. Muszę koniecznie znaleźć Weasley i Ala. Nie będę się temu przyglądał.

Edytowany-10.08.2015

czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział 6


Rose

Godziny lekcyjne mijały w zawrotnym tempie; wksazówki zegara kręciły się jak rozpędzona karuzela. Pamiętam, jak witałam się z koleżankami z innych domów; wcześniej nie miałam okazji zamienić z nimi nawet jednego, ulotnego słowa. Profesorowie musieli sobie przypomnieć, jacy byli w naszym wieku, bo omówili tylko  roczny plan działania i swoje wymagania. Moje pióro nudziło się zamoczone w tuszu.

 Ostatnią lekcją były eliksiry ze Ślizgonami. Bałam się, że po godzinie spędzonej w tak chłodnym, ponurym miejscu, jakim były lochy mój humor odwróci się do mnie plecami i zapomni jak bardzo potrzebuję jego kojącego ciepła. Cichy głosik w mojej głowie szeptał do niego, by nie odchodził, skoro tak dobrzę się razem bawimy.

Szkoda, że nie słuchał.

Ślizgoni...- odpowiadał.

Kiedy zaczynałam o nich myśleć, przypominałam sobie o planowanej imprezie. Nigdy nie byłam typem dziewczyny, która je uwielbiała. Oczywiście lubiłam spotykać się z koleżankami, pośmiać się, trochę rozerwać...
Nie mogłam nazwać siebie samotnikiem; nie byłam jak ci, którzy tworzyli wokół siebie pustynię, odgradzające ich od ludzi tonami gorącego piasku.
Nie.
 Kochałam samotność, tak jak chłopcy swoje miłosne przygody; nie zajmowała najważniejszego miejsca w moim sercu.

Mimo to żałowałam, że nie mogłam rozporządzać własnym czasem. Słowo się rzekło.

 Czasami zarządzenie ,,tył-zwrot'' okazuje się zbyt trudne.

Na eliksirach siedziałam z Chloe z tyłu sali. Nauczycielem wykładającym ten przedmiot był wciąż profesor Slughorn, który oczywiście bardzo ciekawie opowiadał, ale miał swoich ulubieńców. Czy chciałam czy nie,chciałam, byłam jedną z ,, gwiazd'' mężczyzny i gdybym usiadła bliżej...
 nie dałby mi ani chwili spokoju. 
A przecież, jak wszyscy zajmą przednie ławki, nie wywali ich po to, by kazać mi  usiąść przy którejś z nich.
Scorpius, Al i Nathan weszli do sali, a ten pierwszy rzucił w moją stronę przelotne spojrzenie.
Jego krawat był poluzowany, a dwa pierwsze guziki były rozpięte.
Stop.
Na takie szczegóły zwracały uwagę jego puste wielbicielki, a nie ja. Nie mogłam o tym myśleć.
To był Malfoy, do cholery.
Ku mojej udręce chłopcy postanowili rozsiąść się przed nami.
Scorpius i Al  razem, a Nathan przed nimi.
- Przynajmniej nie będę musiała prowadzić żadnej miłej pogaduszki z Zabinim.- pomyślałam.
Przez większą cześć lekcji było spokojnie. Malfoy podlizywał się Slughornowi, Al czasem szepnął do nas słówko, a Nathan wydawał się być niesamowicie znudzony. Wciąż stukał palcami o biurko, co omal nie doprowadzało wszystkich komórek mojego ciała do szału stulecia. 15 minut przed tym,
jak miał zadzwonić dzwon obwieszczający koniec lekcji, dostaliśmy czas na rozmowy, bo nauczyciel powiedział już wszystko, co chciał.
- Po kolacji czekajcie na mnie, Ala i Nathana pod Wielką Salą. Musicie się wcześniej przebrać. - powiedział Scorpius, lustrując nas od góry do dołu.- Rozumiem, że macie jakieś inne ciuchy niż te mundurki...
- Na pewno nie takie, jakbyś chciał, Malfoy- odparowałam.
- A skąd ty wiesz...co ja chcę?- spytał, unosząc sugestywnie brew.
- Dobrze cię znam.
Chłopak przewrócił oczami i prychnął.
- Lepiej uważajcie na siebie. Ja jestem grzecznym chłopcem, ale niektórzy Ślizgoni są nieprzyjemni.
- Nie urodziłam się wczoraj...
- A nie będzie im przeszkadzać, że zaprosiłeś Krukonki?- spytała Chloe, monotonnym tonem.
Blondyn pochylił się nad nami opierając się o ławkę i szepnął:
- Po pierwsze, ja tam rządzę. Jestem kapitanem drużyny quiditcha, a jeśli to im nie wystarczy Potter jest Prefektem Naczelnym.- wskazał głową w stronę Ala- Po drugie, będą tam też Gryfoni,
z czego w sumie nie jestem zadowolony. Po trzecie: wiecie, że zawsze mogę służyć pomocą
w opałach. Musicie tylko ładnie poprosić.
Ostatnie dwa słowa wypowiedział bardzo wyraźnie.
Ugh.
 Przez cały czas czułam jego mocne perfumy. Nie wiedziałam skąd on je wytrzasnął, ale to mi pachniało magią. Czułam się przez chwilę zamroczona, jakbym była śpiąca. Wiedziałam,
 gdzie jestem, co się dzieje, ale wszytko dochodziło do mnie, jakby z daleka. Spojrzałam się na Chloe; ona też to czuła.

Kiedy lekcja się skończyła, szłyśmy korytarzem, by jak najszybciej dotrzeć do dormitorium i przedyskutować zaistniałą sytuację. 
Wspięłyśmy się po schodach, które musiałyśmy pokonywać każdego dnia nauki.
Nasza kondycja była na tyle dobra, że prawie w ogóle się nie zmęczyłyśmy. 
Zastukałam kołatką w drzwi chroniące Ravenclaw przed intruzami i Chloe natychmiast odpowiedziała na zagadkę. 
Szybko przepchałyśmy się przez grupkę młodszych  Krukonów i zamknęłyśmy się w swoim dormitorium.
- Skoro on psikając się tymi perfumami potrafi znużyć każdą dziewczynę...Rose, my nie powinnyśmy tam iść.
Miała rację. Myślałam dokładnie to samo, ale wiedziałam, że chłopcy i tak będą na nas czekać.
Dlaczego im tak zależało?
Nie mają lepszych zajęć niż dręczenie nas?
Ale to Al nas zaprosił....nie Malfoy, nie Zabini.
Mój kuzyn nie zrobiłby niczego, co mogłoby nam zagrozić, prawda?
Mimo wszystko odczuwałam niepokój.
 Wiedziałam, że historie, które znałam tylko z opowiadań, tym razem przeżyję naprawdę.
Miałam nadzieję, że los będzie dla nas łaskawy.
                                                                            
Scorpius

Siedziałem w Wielkiej Sali i podświadomie czekałem na pojawienie się dziewczyn.
Widziałem ich miny, kiedy zbliżyłem się do nich na lekcji. Zawsze szło mi dobrze w eliksirach. Udało mi się uwarzyć moje perfumy, gdy miałem trzynaście lat. Zrobiłem to z nudów i wciąż z nich to robię. Nigdy nie miałem złych zamiarów wobec żadnej dziewczyny. Nie okłamywałem ich. Zawsze dokładnie dawałem im do zrozumienia, ile dla mnie znaczą.
Kończyłem jeść kolację, gdy zobaczyłem rudowłosą dziewczynę, a obok niej niższą blondynkę.
Weasley miała na sobie białą bluzkę z krótkim rękawem, z dużym napisem ,, Smarty''.
Wykrzywiłem usta w uśmiechu; nie mogłem nic na to poradzić.
Do tego założyła krótkie czarne spodenki i martensy tego samego koloru. Mój wzrok zatrzymał się na jej długich, długich nogach...
Po chwili spojrzałem na Winters. 
Prawie jej nie poznałem. Jej włosy były kręcone i opadały falami na ramiona. Oczy pomalowała ciemnym tuszem, a na obu powiekach widniały grube kreski. Miała na sobie czarną, przeźroczystą koszulę zapinaną na guziki i skórzane spodnie. Na nogach... kremowe szpilki.
Wyglądała naprawdę dobrze. Czemu ona tak się wystroiła, a Rose ubrała się normalnie?
To pytanie nękało mnie przez całą kolację jak echo niewypowiedzianych słów.

Po posiłku ja, Nathan i Al spotkaliśmy się w umówionym miejscu z Winters i Weasley.
Wyglądały na poddenerwowane. Musiałem przyznać się samemu sobie, że bawiło mnie ich zachowanie.
Dlaczego Potter tak bardzo chciał zrobić ze swojej kuzynki i jej nieśmiałej przyjaciółki bardziej rozrywkowe dziewczyny?
Nie wiedziałem.
- No, proszę, proszę. Jednak wiecie co lubię- mruknąłem, nieudolnie ukrywając łobuzerski uśmieszek.
- Zamknij się, Malfoy- odpowiedziała mi ruda.
- Jesteś przeurocza.
Całą piątką skierowaliśmy się do lochów.
Pokój Wspólny został wyciszony, więc na korytarzu wiodącym do Slytherinu panowała głucha cisza.
Podałem hasło i przed naszymi oczami ukazał się tłum ludzi, a do uszu dobiegła głośna muzyka. Wszyscy tańczyli, część osób miała w ręku kubki lub szklanki. Nie było nigdzie kanap. Wszystkie zostały tymczasowo zabrane do Pokoju Życzeń. Ten kto się nie bawił, musiał siedzieć na podłodze, na której też nie było miejsca, bo ludzie stali dosłownie wszędzie.
Z tłumu wyłoniła się Evie.
Jej czarne włosy były rozpuszczone. Miała na sobie ciemną sukienkę na ramiączka. Suwak sięgał od dekoltu aż po kraniec sukienki. 
Skinęła głowom Rose i Chloe i pokazała nam, żebyśmy poszli za nią.
Zaprowadziła nas do stołu z napojami i sama wzięła kieliszek szampana.
Ja sięgnąłem po Ognistą, a w moje ślady poszli moi koledzy.
Ku mojemu zdziwieniu Weasley zrobiła to samo... i pośpiesznie opróżniła bursztynową zawartość szklanki.
Wtopiliśmy się w tłum tańczących i zaczęliśmy ich naśladować. Z początku było trochę niezręcznie, ale dołączyła do nas grupka Ślizgonów i Krukonów. Tańczyłem przy jakiejś zgrabnej blondynce, która wyglądała na rok młodszą.
Rose na początku zachowywała się normalnie; podobnie jak reszta próbowała odnaleźć się w otaczającym nas szaleństwie.
Potem jej wzrok się zamglił; szukała czegoś, czego nie mogła wyraźnie dostrzec.
Zaczęła iść ku stołowi, do którego wcześniej zaprowadziła nas Evie. 
Z ciekawości, i może jeszcze z jakiegoś innego, pokręconego powodu podążyłem jej śladem.
Byłem w szoku.
Zobaczyłem rudowłosą dziewczynę o jasnych oczach, całującą się z Puckeyem. 
Był z mojego roku i był świetnym graczem w Quiditcha, jak jego ojciec.
Z tego co pamiętałem miał sporą grupkę przyjaciół i kręciło się koło niego parę dziewczyn.
Rudą dziewczyną nie była Weasley.
Towarzyszką chłopaka... była dwa lata młodsza Lily Potter.
Widziałem ją na paru imprezach, ale tego się nie spodziewałem. 
Rose też nie.
Dobrze, że Albus tego nie zauważył- przemknęło mi przez głowę, pytając: Czujesz dreszczyk?
Weasley wzięła kieliszek ze stołu i wylała jego zwartość na głowę chłopakowi, który natychmiast odskoczył od Lily.
Spojrzenia dwóch rudowłosych dziewczyn się spotkały, a ja bałem się tego, co zacznie się dziać dalej. 
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ( naprawdę spodziewałem się wszystkiego: pary tłumaczącej się przed Krukonką, Lily odurzonej alkoholem, nieświadomej tego co robi) oboje rzucili się w stronę wyjścia, zanim zdążyliśmy ich złapać.
Usłyszałem, że z ust Rose wybrzmiewa seria przekleństw. Musiała być bardzo wkurzona.
- Masz zamiar ich szukać? Albo powiedzieć coś Alowi?- spytałem ciekawy.
-Nie, póki co. Robi to z własnej woli. Może się spotykają.- powiedziała, gdy się trochę uspokoiła.
Muzyka zwolniła. Nie wiele się zastanawiając wyciągnąłem przed siebie rękę i spytałem:
- Mogę prosić?
Ona nic nie mówiąc zaczęła ze mną tańczyć. Postanowiłem się do niej przybliżyć. Czułem, jak szybko oddycha.
-Nie martw się o Lily.- powiedziałem i okręciłem ją w kółko.
Wylądowała znowu w moich ramionach.
- Mało z nią rozmawiam. Kiedyś miałyśmy lepsze kontakty. Nie wiem, co u niej. Al też chyba się od niej oddalił..
Przestała mówić. Zorientowała się, że mi się zwierza, 
- Mówiłem ci, że zawsze oferuje pomoc, Weasley.
Nie odpowiedziała.
Katem oka zauważyłem, że Potter tańczy z Chloe. Rozmawiali o czymś. 
Potter traktował ją, jak kumpla. Znajdowali się od siebie w widocznej odległości.
Może nie byli świadomi, że zachowują się niezręcznie w swoim towarzystwie?
Muzyka nagle zrobiła się szybsza. 
Potter zakręcił szybko Winters, a tamta się roześmiała, Nagle znaleźli się obok nas.
- Odbijany- usłyszałem i po chwili w moich ramionach znajdowała się inna dziewczyna.

Robiło się coraz później, zaczynało się czuć klimat prawdziwej imprezy.
Nauczyciele pozwalali  na wszystko, co się wtedy działo w naszym Pokoju Wspólnym.
 W końcu nic im to nie przeszkadzało, bo nic nie słyszeli.
O połowie rzeczy, które działy się na tej imprezie nie mieli pojęcia.
Ludzie byli coraz mniej trzeźwi, wszystko zaczynało się wymykać spod kontroli.
Ktoś w kącie się całował, kilka par weszło po schodach do dormitorium, ktoś rozlał szampana na podłodze...Rozglądałem się wkoło i wkoło,
Po chwili poczułem, jak upadam prosto w kałużę. W moje ślady poszła Rose, która już trochę wstawiona zaczęła się śmiać.
Patrzyłem, jak leży i się uśmiecha.
Odgarnąłem włosy z jej twarzy.
I usłyszałem wybuch.
Nathan otwierając kolejny trunek, trafił korkiem prosto w ścianę. Uczniowie, którzy przy niej stali patrzyli się na niego wrogim wzrokiem. Chciał do nich podejść i coś powiedzieć, ale poślizgnął się na tej samej kałuży co my.Poczułem ciężar jego ciała. Próbowałem go z siebie zwalić.
-Zabini, idioto!
Zepchnąłem go z siebie. Niestety wylądował w ramionach Weasley.
- Ała.- jęknęła.
- Ciesz się tą chwilą, złotko.-powiedział.
Zacząłem się śmiać, a Rose przybrała gniewny grymas. Długo nie wytrzymała i po chwili we trójkę leżeliśmy blisko siebie na podłodze, zanosząc się śmiechem.
Chloe i Al gdzieś zniknęli, ale nie dbałem o to.
Pamiętam, że potem tańczyłem długo z Weasley, dużo wypiłem...
Byliśmy bardzo blisko siebie.
 I pocałowałem ją.
 Nie opierała się. 
Mimo, że byłem trochę zamroczony, czułem, że miała doświadczenie.
Nigdy bym się nie spodziewał, czegoś takiego po niej.
Część ludzi gdzieś zniknęła, część padła i leżała teraz na ziemi, reszta tańczyła.
Czułem, że powieki zaczynają mi ciążyć, ale nie szedłem spać.
Moja skóra płonęła, a ja nie chciałem szukać wody. 
Wszystko zaczynało się rozmazywać, jakby życie ulatywało ze mnie z każdym ruchem naszych ust.
Nie pamiętam, kiedy straciłem przytomność.

Edytowany-10.08.2015