czwartek, 9 stycznia 2014

Rozdział 11


Scorpius

Mijałem stoły Wielkiej Sali, szukając wzrokiem Albusa. Serce próbowało wyrwać się z mojej piersi, ale zacisnęłem zęby i postawiłem następny krok...
i kolejny.
Ręce zacisnąłem w pięści w kieszeniach spodni. Widziałem twarze Ślizgonów zajętych spożywaniem posiłku; mimo że dyskutowali i opowiadali sobie żarty, byłem obojętny na ich obecność. Ich twarze stanowiły czarno-białe tło moich poszukiwań; tak oddalone, jakby znajdowało się w innej przestrzeni czasu. Twarz Pottera była jedyną, z której pragnąłem czytać. I nidzie go nie było. Mój wzrok nie zatrzymał się, nie wyostrzył, nie odnalazł kolorów w tej sytuacji. Już chciałem wyjść na korytarz i skierować się do Pokoju Wspólnego, ale z jakiegoś powodu spojrzałem na stół uczniów Ravenclawu; poczułem się, jak człowiek, któremu zostały ofiarowane okulary i znów zobaczył świat we właściwej formie. Stałem się bardziej pewny siebie, wiedząc że mam komu przekazać to, co powiedziała mi Mcgonagall.
Potter rozmawiał z Winters. Rose nie interesowało to, co mieli do powiedzenia; była pochłonięta lekturą swojej grubej książki. Na każde pytanie reagowała leniwym skinieniem głową. 
Stanowczym krokiem podszedłem do nich i usiadłem na brzegu ławki.
-Och, Scorpiusie!- zareagował na moją obecność Al- Jak tam pogawędka z dyrektorką? O co jesteś podejrzany, co?
- O nic, ale musimy pogadać na osobności.- odpowiedziałem, zniecierpliwionym tonem.
Na twarzy Weasley pojawiła się przelotna ciekawość; schowała książkę do torby.
-Jakieś tajemnice? Może chcecie nas poobgadywać?- spytała, unosząc brwi do góry.
Uśmechnęła się, ale ja nie miałem nastroju do żartów. Nie chciałem rozmawiać we czwórkę o tym,
o czym powinniśmy porozmawiać sami jako przyjaciele.
Nie byłem pewien, jak Krukonki mogłyby zareagować na taką informację. W końcu moja rodzina też była wierna Czarnemu Panu. Wstydziłem się błędów moich przodków, choć nigdy bym się nie przyznał, że kiedykolwiek się nad tym zastanawiałem.
-Al, to pilne.- powiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku.
-Skoro tak mówisz.
Potter wstał i na pożegnanie pocałował w policzek obie Krukonki. Weasley wytarła twarz rękawem, Winters zarumieniła się i wlepiła wzrok w talerz.
Standard.
Jakie to słodkie.
Wyszliśmy na korytarz, a ja dałem mu znak, by szedł za mną.
W duchu pomyślałem, że bardzo potrzebne będzie nam odpowiednie miejsce, w którym nikt by nam nie przeszkadzał.
Szedłem przy ścianie, aż w końcu zauważyłem, że przed nami pojawił się Pokój Życzeń.
- Dzięki ci Merlinie!- powiedziałem i otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazało się pomieszczenie z ciemną kanapą, jasnymi ścianami i nowoczesnym kominkiem.
Al rozsiadł się na sofie i spojrzał na mnie wyczekująco.
-Powiedz mi, co jest takie ważne, że musiałeś mi przerwać rozmowę..
-Lepiej wytłumacz się, o co chodzi z Winters..
-To chyba nie twój interes. Nie wchodzę ci w drogę,. Po protu...lubię ją.
Westchnąłem i usiadłem na drugim krańcu kanapy, wygodnie kładąc ramiona na oparciu.
-McGonagall powiedziała mi, że to prawda, że byli Śmierciożercy pragną zdobyć władzę.
Moje słowa rzuciły cień na twarz Ala. Ogień w kominku zasyczał jak wąż szepczący historię upadku.
-I, że mam uważać.
Kiedy upewniłem się, że uważnie mnie słucha, zacząłem mówić dalej.
-Wiesz Al, pomyślałem, że skoro twój tata jest aurorem...Może zdołasz się dowiedzieć czegoś przydatnego. W wakacje część wiernych Voldemortowi włamało się do mieszkania Evie...To trochę daję do myślenia.
Cisza wydawała się krzyczeć jak obawy, których nie mieliśmy odwagi wypowiedzieć.
-Zobaczę, co da się zrobić.- odpowiedział, po czym na chwilę się zamyślił.- Chyba nie uważasz,
że może pojawić się...realne zagrożenie?
-Sam nie wiem. Te drobne znaki dla mnie wystarczą... A tak w ogóle... gdzie znowu podział się Nathan?
Mój przyjaciel tylko wzruszył ramionami.
-A kto to wie.
Rose

Opuściłyśmy Wielką Salę zaraz po Wężach. Ekscytacja zbliżającym się meczem tchnęła życie w stare mury zamku. Każde usta szeptały, a ja starałam się udawać, że nie słyszę. Ten pojedynek, nawet nie dotyczył Krukonów. Przeszłyśmy obok drzwi w pustym korytarzu; Chloe nic nie usłyszała, ale ja przystanęłam zainteresowana dochodzącymi z pomieszczenia głosami. Ktoś rozmawiał przyciszonym głosem, czyjś chichot przechodził w szmer.
Dziewczyna i chłopak. Całowali się, byłam tego pewna.
Chloe posłała mi zdziwione spojrzenie, po czym spostrzegła wyraz mojej twarzy. Do jej głowy musiały przyjść sprośne wyobrażenia, bo jej oczy urosły do wielkich rozmiarów. Przystawiłam ucho do drzwi i przyłożyłam palec do ust, chcąc by moja koleżanka była cicho. Zanim, jednak zdążyłam coś podsłuchać, drzwi się otworzyły, powodując mój upadek na podłogę. Ignorując ból wzniosłam spojrzenie i ujrzałam Puckeya i Lily. Nie wiedziałam, jak mam zareagować. Wiedziałam, że są parą, ale chyba nikt nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji. Czułam jak moje policzki przybierają kolor moich włosów. Przez przypadek spojrzałam prosto w ciemne tęczówki Puckeyai i przełknęłam ślinę. Coś w jego zachowaniu przerażało mnie. Sposób w jaki się poruszał, mówił, a nawet dotykał mojej kuzynki; to wszystko wydawało się wyreżyserowane. Myślałam, że rozpocznie kłótnie, ale on tylko podał mi rękę i przybrał lekko kpiarski uśmieszek. Nie skorzystałam z jego pomocy; wstałam, czując ból w każdej części mojego ciała.
Lily patrzyła na mnie zagniewanym spojrzeniem, a jej ręce były skrzyżowane.
Gdzieś słyszałam, że ten gest oznacza brak przychylności lub zaufania.
-Wspaniale-pomyślałam.
-Doprawdy, cóż to za dziwny przypadek, że znowu się spotykamy- powiedział Toby, artykułując każdą sylabę.
-Przypadki chodzą po ludziach.- odpowiedziałam, wzruszając ramionami, jakbym o to nie dbała.
-Moim zdaniem one nie istnieją, wszystko się dzieje z jakiegoś powodu. A ty ewidentnie mi nie ufasz.
Prychnęłam. Naprawdę nie wiedziałam, że to oni siedzą w tej przeklętej klasie. Jak miałam się z tego wytłumaczyć?
Kości zostają rzucone; nie ma powrotów. 
Kiedy myślałam o tych wszystkich dziewczynach, które wykorzystał przechodziły mnie ciarki po całym ciele.
 17-latek. Tylko chłopak.
Postanowiłam odejść, bo nic nie mogłam zdziałać. Kiedy, jednak mijałam ich, szepnęłam na ucho kuzynce:
-Lily, błagam. Myśl co robisz.
Niestety nie takiego rezultatu oczekiwałam. Dziewczyna z zaciętą miną podbiegła do chłopaka i wskoczyła w jego ramiona, oplatając swoje nogi wokół jego ciała. Wpiła się w usta Ślizgona. Zza rogu korytarza, wyszła grupa uczniów. Może nie zauważyli tego, co działo się na imprezie, może część była zbyt pijana by cokolwiek pamiętać, ale teraz już na pewno skojarzyli fakty. Ruszyłam przed siebie, przedzierając się przez tłum. Był jak przeszkoda w grze; ta nazywałaby się 'Doprowadż Rose do dormitorium'. Nagle poczułam czyjś uścisk na ręce. To był Albus. Próbowałam udawać, że nic nie czuję i po prostu iść dalej, ale uścisk był za mocny.
-Chodź.- powiedział i zaciągnął mnie do  kąta. Dopiero kiedy opuścił mnie szok, zorientowałam się, że przede mną stoi także Scorpius, wyjątkowo wkurzony. Wyglądał, jakby miał zaraz wrócić tam i pobić się z Puckeyem. Nie byłam do końca pewna czy miał szanse wygrać...ale cóż zawsze można próbować.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś!? Ty wiesz, kim on jest?- zaczął swoje wyrzuty.
- Zapytaj swojego kumpla, on wiedział o tym tak dobrze jak ja.- warknęłam, zdenerwowana tym, że tylko mnie obwiniał. Krzyczał na mnie za coś na co nie mogłam mieć wpływu. Za uczucia jego siostry. I jej głupotę!
Al skierował spojrzenie swoich zielonych oczu na Malfoya. Zanim tamten zdążył coś powiedzieć, Potter popchnął go z całej siły tak, że uderzył głową o ścianę.
- Jak mogłeś? Jakby chodziło o dobro kogoś ważnego dla ciebie oczekiwałbyś bym zdradził ci  prawdę!- krzyczał Al, a ja zdałam sobie sprawę, że nigdy nie widziałam go zdenerwowanego.- Zresztą...aż tak się nie różnicie. Inez, Lily...istnieje między nimi jakaś różnica?
Na twarz Malfoya wypłynął straszny grymas, odepchnął się nogą od ściany i powalił mojego kuzyna na ziemię.
-Kochałem ja, rozumiesz? A tamto było niechcący..Ten pocałunek nic nie znaczył.- mówił powoli, ciągnąc Albusa za włosy.
Mimo, że starał się być jak najmniej agresywny, jego spojrzenie ciskało błyskawice, a oddech był przyśpieszony.
- Jakby ci zależało bardziej byś się postarał. Wiedziałeś, że też mi się podobała! Skoro miałeś ochotę się nia tylko pobawić..
Na twarzy Malfoya wymalowało się zdziwienie. Złapał się za głowę i zaczął wstawać. Cofał się, aż w końcu oparł się o ścianę.
- Al..ja..ja nie wiedziałem- powiedział, ale Potter zdawał się nie słuchać tego, co mówi blondyn.
-A powinieneś.
Mój kuzyn podniósł się i zaczął się od nas oddalać. Nie wiele myśląc, rzuciłam się za nim biegiem.
-Poczekaj, proszę!- wołałam, a kiedy zagrodziłam mu drogę, on wciąż nic nie mówił. Wyminął mnie i przyśpieszył kroku.
-Nie możesz się tak na mnie gniewać! Chciałam dobrze!
Złość i smutek jak ocean: przykryły nas wzburzoną falą. Albus odszedł w swoją stronę. Zostawił za sobą echo kroków, które nie chciało, bym zapomniała, co zrobiliśmy.
Postanowiłam, że pójdę sprawdzić czy wszyscy już rozeszli się z korytarza. Nie chciałam znów spotkać obściskującej się pary, ale miałam dziwne przeczucie, że tak powinnam zrobić.
Instynkt musi być jednym ze zmysłów.
Scorpius z rozciętą wargą trzymał za koszulę Puckeya, który zanosił się szaleńczym śmiechem. Lily stała w kącie i z rękoma przytkniętymi do twarzy i przerażeniem wypisanym w oczach, przyglądała się  bójce.
-Nie! - krzyknęłam,a wzrok Malfoya skierował się w moją stronę.
Niestety jego przeciwnik wykorzystał moment i z całej siły uderz go w nos.
Blondyn jęknął z bólu, a tamten zniknął, otaczając ramieniem przestraszona Lily i odchodząc z miejsca walki. Podeszłam lekko drżąc w stronę chłopaka i podniosłam go do pozycji siedzącej, kładąc dłoń na jego plecach.
-Scorpiusie..- powiedziałam, a po chwili zdałam sobie sprawę, że użyłam jego imienia.
Byłam w szoku, na Merlina, nie myślałam!
- Tylko nie do skrzydła..- wymamrotał.
Przewróciłam oczami i pomogłam mu wstać. Blondyn oparł się o mnie jednym ramieniem.
-Jesteś potwornie ciężki..- wystękałam, uginając się pod jego ciężarem.
Próbowałam wytężyć umysł i zażyczyć sobie, by pojawiło się przed nami jakieś miejsce wyglądem przypominające skrzydło szpitalne. Po chwili udało mi się i weszliśmy do Pokoju Przychodź-Wychodź. Przed moimi oczami ukazało się pomieszczenie o kremowych ścianach, jednym łóżku, stołku i kredensie wypełnionym wszelakimi lekarstwami i opatrunkami. Pomogłam Malfoyowi usiąść na łóżku, a on się położył. Wzięłam z szafki eliksir czyszczący rany. Spojrzałam na jego nos. Wokół niego zaschła krew, a sam był siny. Nie wyglądało to dobrze.
- Niezły ma ten prawy sierpowy, czy jak to się mówi.-podsumowałam, próbując rozładować panującą między nami atmosferę.
Podałam mu buteleczkę.
Lekko drgnął, czując jak przeszywa go ból, ale nic nie powiedział.
  Dzielny chłopak.
-Chyba jest złamany. Boli jak diabli.
-I tak samo wygląda.-powiedziałam, kręcąc głową.- Nie ruszaj się! Episkey!
Rzuciłam zaklęcie, Scorpius złapał się za nos, a po chwili szeroko uśmiechnął.
-Jesteś genialna.- powiedział, a ja odwróciłam się, starając się ukryć rumieniec.
Usiadł.
Chciałam zająć miejsce na stołku, ale poczułam jak jego ręce oplatają moją talię i przyciąga mnie do siebie.
-To co teraz robimy?- spytał szeptem, ku mojemu niezadowoleniu ( przynajmniej tak mi się wydaję) dość blisko mojego ucha.
-Powinieneś wziąć kąpiel. Śmierdzisz.- powiedziałam, a tamten cicho się roześmiał.
-Czy to jakaś aluzja? Jesteśmy tu sami, nikomu nie powiem.
-Idiota- warknęłam, wyrywając się z jego objęć. Mój oddech był ciężki jak po długim biegu.
Ku mojemu niezadowoleniu pokój zmienił się w łazienkę: miałam  nadzieję, że to ON o tym pomyślał, a nie JA.
Poruszył brwiami cały czas w świetnym humorze.
Oparłam rękę o bok.
-Czy ty przypadkiem jeszcze przed chwilą nie byłeś pobity i zmęczony?- spytałam.
Na moje słowa blondyn  jeszcze bardziej się roześmiał i zbliżył się do mnie. Czułam jak wydycha powietrze.
-Działasz na mnie, jak lek.
 Rozpiął  koszulę i cisnął ją w kąt, pokazując przy tym umięśniony brzuch. Zakryłam oczy i zaczęłam protestować.
-Odwróć się, jak chcesz. Muszę wziąć prysznic. No chyba, że...
-Nie kończ- przerwałam mu.- Jesteś okropny.
Kiedy usłyszałam płynącą wodę odwróciłam się i przejrzałam w lustrze. Byłam strasznie potargana. Przeczesałam palcami włosy, po czym poprawiłam niebieski krawat. Zaparowało, ale zauważyłam w nim rozmazany obraz Scorpiusa w samym ręczniku. Ku mojej wielkiej radości szybko się ubrał i pokój zamienił się w salon. Opadłam na kanapę, a Malfoy obok mnie.
-Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień- podsumowałam.
-Przyznaj się największe wrażenie zrobiłem na tobie ja,- powiedział, a ja szturchnęłam go w żebro.
-Bolało prawie, jak od Puckeya.
-Poprawić?- zaproponowałam, już trochę poddenerwowana.
Zamilkł na chwilę, a ja mogłam nacieszyć się piękną ciszą. Tyle, że w mojej głowie aż huczało od głosów przypominających  wszystko, co się dzisiaj wydarzyło, mówiących mi o moich własnych pragnieniach...Skierowałam wzrok na Malfoya, którego bladą twarz oświetlał płomień rzucany przez ogień rozpalony w kominku. Moje spojrzenie powędrowało w stronę jego ust i przed nimi uciekło. Liczyłam sekundy, by nie stracić nad sobą kontroli. Gubiłam się i zaczynałam od nowa i od nowa i od nowa. Poczułam jego dotyk na swoich ramionach. Wziął moją twarz w obie ręce i pocałował mnie w usta. Był delikatny; nigdy nie podejrzewałabym go bycie subtelnym. Poukładanym, doświadczonym, ale nie tak nie tak...
  Zszokowana, na początku nie wiedziałam, co powinnam robić, ale po chwili zaczęłam odwzajemniać pieszczotę. Czułam się, jakby całował mnie kolejny raz. Jakby ta scena już się wydarzyła, tylko o niej zapomniałam. Nie chciałam pamiętać, nie mogłam...
 Próbowałam się od niego odsunąć, ale to tylko sprawiło, że upadliśmy na dywan.
Leżałam na podłodze w objęciach skorpiona i węża w jednej osobie.
 Jednego byłam pewna; to nie było bezpieczne. Bo dlaczego Malfoy miałby kiedykolwiek być czyimś bezpieczeństwem? To nie mogło się wydarzyć.
Z trudem wygramoliłam się z jego objęć i powiedziałam:
-Robi się późno. Muszę iść.- mój głos był zachrypnięty, więc po chwili dodałam trochę głośniej.- No wstawaj.
Skierowałam się do drzwi, czując, że Scorpius popycha mnie ku wyjściu.
Pojawiliśmy się na korytarzu, kiedy przechodził nim Profesor Slughorn. Na widok dwójki jego pupilów, wychodzących ze ściany wytrzeszczył oczy i podrapał się po głowie. Chyba chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Kiedy zniknął za rogiem, popatrzyłam się na Malfoya. 
Nie potrafiłam powstrzymać  śmiechu.

Edytowany-05.09.2015 r.

10 komentarzy:

  1. Błędy jakieś są, ale niewielkie, i mało. Podobała mi się sytuacja z Lily i Tobym, ale najlepsza była w Pokoju Życzeń :3 no i Slughorn hahaha xD
    Jak zwykle czekam na następne rozdziały, życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba, żeby zrozumieć to opowiadanie będę musieć zacząć od początku :D
    Tak jak koleżanka napisała powyżej jest kilka błędów, ale nie rzucają się jakoś specjalnie w oczy ;)))
    Rozdział jak zawsze wspaniały, choć nie za bardzo wiedziałam o co w nim chodzi. Śmierciożercy pragną zemsty? Mogę się chyba domyślić kto to.
    Fajnie, że wymyśliłaś nazwy dla tych wszystkich pokoi i także podobała mi się sytaucja z Lily i Tobym. Dobra, będę kończyć.
    Dodaję do obserwowanych (zgodnie z umową) i życzę duuuuużo weny, abyś napisała jak najszybciej kolejny ;)))
    Całusy, Bella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa :) Co do tych pokoi..Masz na myśli Pokój Życzeń?- jak tak to ja tego nie wymyśliłam to było w książce xD

      Usuń
  3. W końcu jest pocałunek!!!!!
    Gratuluję szablonu, myślę, że Cara zrobi Ci najlepszy na świecie:)
    Anonimek ......
    Pozdrawiam
    Layls

    OdpowiedzUsuń
  4. No coraz lepsze rozdziały piszesz :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział przeczytałam wszystkie rozdziały i bardzo mi się podoba masz talent ;D
    zapraszam do mnie http://ostatniechwile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam serdecznie :)
    Nominowałam cię do Liebster Blog Award
    Więcej informacji :
    http://hope-i-jonathan.blogspot.com/2014/01/nominacja-do-liebster-blog-award.html

    Pozdrawiam,
    Guardian Angel

    OdpowiedzUsuń
  7. Ahhh, Rose i Scorpius! *w*
    Biedny Al, no ale to w końcu musiało wyjść na jaw.. dobrze ze Malfoy spuścił temu idiocie niezły wycisk! Zdziwiłam się ze Al nie pobiegł mu nakopać, ale trudno..
    Kolejny genialny rozdział! Brak mi słów jak je czytam! Wciągnęłam się i to bardzo.. teraz musisz szybciutko rozdział nowy dodać bo oszaleję! :D naprawdę świetnie piszesz.. i to nie są puste słowa, naprawdę tak uważam!
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń