Scorpius
Nadeszła pierwsza sobota w nowym roku
szkolnym, a wraz z nią oczekiwany przez wielu mecz Quiditcha. Hufflepuff miał stanąć do walki z Domem Węża; obie drużyny liczyły, ze uda im się wyjść z tego pojedynku obronną ręką. Hufflepuff vs. Slytherin, mój dom. Chcialem być jego dumą. A może po prostu pragnąłem, by nikt nie odebrał mi własnego honoru? Czwartkowe i piątkowe popołudnie
spędziłem na lataniu w kółko na miotle i pokrzykiwaniu na moją
drużynę. Mieliśmy grać z Puchonami, ale po tym, co zobaczyłem na
treningach, byłem coraz bardziej przekonany, że przegramy pierwsze, najprostsze starcie. W żaden sposób
nie umiałem dotrzeć do Albusa, który nie słuchał moich
poleceń i robił wszystko na odwrót niż mówiłem. Rzucał tylko jakieś obelgi w stronę Puckeya, naszego pożal się
Merlinie pałkarza. Słowa Pottera musiał chyba porywać zimny wiatr, gdzieś daleko od uszu chłopaka o krzywym uśmieszku aroganta. Z każdą kolejną próbą rozegrania treningu jak należy, mój przyjaciel zdawał się zapadać w sobie, tym bardziej oddalał się od rzeczywistości, tym więcej przeklenstw kładło cień na i tak ponury, jesienny dzień. Najlepiej wywaliłbym ich obu z drużyny i wziął
rezerwowych (którzy jednym słowem byli beznadziejni), ale wtedy
szanse wygranej spadłyby do zera. To nie jest najlepsza liczba, jak mniemam. Z takim wynikiem sami stalibyśmy się zerami w oczach całej szkoły...być może i we własnych.
Dlatego więc musiałem patrzeć, jak
Al prawie spada z miotły, próbując dorwać Puckaya i stoczyć z
nim walkę w powietrzu. O niczym nie marzyłem bardziej niż o tak miłym spotkaniu w gronie przyjaciół.
Al, grający na pozycji
ścigającego, wyrwał pałkę drugiemu z pałkarzy i odbił tłuczek
w stronę Toby'ego, który od niechcenia odbił go z powrotem w
stronę Pottera. Omal nie uderzyl chłopaka w głowę. Ukryłem twarz w dłoniach. Miałem już tego dosyć. Kazałem im się zbierać
i zagroziłem, że jeżeli nawalą wylecą z zespołu na zbity pysk,
a na ich miejsca wezmę, chociażby pierwszoklasistów.. To byłaby
dla nich wystarczająca hańba- zostać odstawionym na bok na rzecz
jakichś dzieciaków
I ja wcale nie żartowałem, byłbym zdolny to zrobić.
Kończyłem już ubierać szatę
do grania w Quiditcha i w duchu modliłem się bym nie był zmuszonyselekcjonować nowego zespołu.
Rose
Sobotnie popołudnie zapowiadało się
hucznie. Mecze w Hogwarcie były traktowane jak święta. Wszyscy kibicowali, a potem...cóż, albo świętowali zwycięstwo albo pili, by zapomnieć o porażce.
Nastolatki, nic dodać nic
ująć. Cała sprawa dawno przestała mnie ekscytować. Przewidywalna
rozgrywka, te same dziwne zasady, tłum rzucający się na wszystkie
strony i krzyczący słowa otuchy dla swojej drużyny. Kibice często wymachiwali rękoma, a łokcie entuzjastów sportu
omal nie lądowały w moich oczodołach. Świetna zabawa, prawda?
Po obiedzie wszyscy wypadli na błonia
i zaczęli zmierzać pośpiesznie w stronę boiska.
Przed moimi oczami migały postacie
ludzi, którzy szyje obwiesili szkarłatnymi, szmaragdowymi albo żółtymi szalikami. Hogwart tonął w kolorach. W takie dni widziałam jak różnorodni są ludzie uczęszczający do szkoły. I ilu z nich nigdy wcześniej nie widziałam.
Szłam sama. Chloe znikła z moich oczu
przed końcem posiłku. Podejrzewałam, że poszła życzyć
szczęścia Albusowi. Westchnęłam, gdy moje myśli popłynęły w
stronę obrażonego na mnie kuzyna.
Jak długo miało trwać jego milczenie?
Ta ignorancja?
Miałam nadzieję, że rozmowy Winters
ze Ślizgonem czasami dotyczyły relacji Rose-Albus, a nie tylko ich
dwojga i ich zauroczenia.
Czy Potter mógł rzeczywiście coś
czuć do mojej przyjaciółki? Cóż, na pewno gdyby jej chociaż nie
lubił,nie spędzałby z nią tyle czasu.
W głębi duszy liczyłam, że Albusowi
podoba się Chloe, bo jej zależało.
Doszłam na boisko i
zauważyłam, że ktoś siedzący wśród Ślizgonów macha w moją stronę. Gdy
przyjrzałam się tej osobie dokładniej, rozpoznałam ciemne włosy
i jasną karnację Evie Nott. Od razu skierowałam się w jej
kierunku. Czułam się jak turysta w obcym mieście. Jakbym nie znała ani języka, którym się posługują uczniowie Slytherinu ani ich obyczajów. Tymczasem, byli to moi koledzy, a z niektórymi chodziłam na zajęcia...Mimo to, czułam się jak odludek. Gdy nareszcie usiadłam obok dziewczyny, ta przywitała
się ze mną krótkim ,,cześć'' i obdarzyła mnie delikatnym
uśmiechem.
-Grasz w drużynie międzynarodowej
juniorów, tak?- spytałam, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej, ale przede wszystkim po to, by przerwać niezręczną ciszę między nami.- Płacą ci za
to? Czujesz, że patrzysz na amatorów, gdy tu siedzisz? Nie nudzi
cię to?
-Nie płacą mi, ale kiedy drużyna
wygra otrzymuję nagrodę za zajęcie pierwszego miejsca od
organizatora meczu. Scorpius jest dobrym kapitanem i graczem, serio. Jego gra nie jest nudna. Co innego, duża cześć zespołu Malfoya. Wiem, że powinnam oglądać ten mecz...skoro mój tata
zawsze marzył, by tak wyglądało moje życie. Quiditch przede wszystkim.
Uśmiechnęła się, ale w jej oczach kulił się smutek.
- A więc kim jest twój ojciec?-
spytałam zaciekawiona.
-Mój ojciec pracował na wysokim
stanowisku w Ministerstwie
-Jak to pracował?
Poczułam falę nieuchronnego ciepła przechodzącego przez moją skórę, zapalającego wszystkie nerwy, kurczącego mięśnie i pozostawiającego moje policzki w ogniu. Konsekwencja zbyt szybkiego ruchu, chcesz przeskoczyć o dwa pola, by uciec od krępującej sytuacji, ale przewracasz pionek po drodze. A on? Ciągnie cię w dół. Gra skończona.
Kiedy zauważyłam wyraz twarzy Evie,
jej oczy, ciemne jak noc,nerwowe pocieranie dłońmi o przetarte, czarne dżinsy, zrozumiałam,
że nie powinnam była o to pytać. Jej tacie moglo przytrafić się wszystko, mógł zostać
wywalony lub odejść z pracy, ale zanim brunetka zdążyła
otworzyć usta, ja już domyśliłam się odpowiedzi.
Szkoda, że tak późno.
-Umarł.- powiedziała krótko i
zawiesiła puste spojrzenie swoich oczu na boisku.
Zanim zdążyłam znaleść słowa, które nie istniały, na boisko wyszli
zawodnicy z obu drużyn. Z jednej strony dumnie kroczyli Ślizgoni,
z głowami uniesionymi wysoko i najnowszymi modelami mioteł. Na
czele tych gadów szedł Scorpius, który gdy doszedł do swojego
przeciwnika, o głowę niższego od niego i chyba młodszego,
uścisnął stanowczo jego rękę. Po chwili rozległ się gwizdek,
oznajmiający początek gry.
Wszyscy obecni na boisku wzlecieli w
górę z prędkością światła i zajęli swoje miejsca.
Z każdej strony można było
dosłyszeć krzyki. Evie nie kibicowała. Jej wzrok był skupiony na
grze. Byłam pewna, że próbowała rozgryźć taktykę Puchonów.
Po zaledwie 20 minutach Ślizgoni
przegrywali pięćdzisięcioma punktami. Wtedy Evie zaczęła
mamrotać pod nosem jakieś przekleństwa, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Zasłona żalu, którą nas spowiłam, zamienila się w pył jak za dotknięciem magicznej różdżki.
Dla mnie sytuacja była zabawna, bo
nie moim celem była wygrana. Ale na miejscu Ala i Puckeya nie zatrzymywałabym się na środku boiska tylko
po to, by się kłócić.
Wszyscy buczeli, Malfoy
wrzeszczał, ale oni robili swoje.
Scorpius powinien skupić się
na szukaniu znicza. Od razu, gdy o tym pomyślałam
zanurkował za złotą piłeczką. Przeciwnik chłopaka zagrodził mu drogę i teraz Puchon był bliżej wygranej. Ślizgon
zrównał swoje tempo z tempem drugiego szukającego i mocno uderzył
go w bok. Tamten trochę się zachwiał, ale leciał dalej. Puchon poszedł za przykładem
Scorpiusa i próbował go zepchnąć, ale blondyn nagle przyśpieszył
i chłopak uderzył w powietrze. Stracił panowanie nad miotłą i
został wybity z równowagi. Zrobił gwałtowny skręt, starając się
nie spaść. Niestety, stracił szanse na wygraną. Scorpius
wyciągnął rękę i złapał znicz, kończąc mecz, w którym mieli upaść, spektakularną wygraną. Nawet ja potrafiłam to docenić.
Ślizgoni zaczęli się cieszyć,
część nawet zbiegła na dół na boisko pogratulować zwycięzcom.
Wtedy zauważyłam rudowłosą, chudą
dziewczynę biegnącą w stronę wysokiego bruneta. Wtuliła się w
niego, a ten skradł od niej długi pocałunek. Ciekawa byłam
czym sobie na to zasłużył. Byciem dekoracją na boisku i
kłóceniem się z Alem, jej kuzynem? Zauważyłam, że na twarzy
Nott pojawił się grymas. Rozumiałam to, że nie lubi Puckeya,
bo słyszała, że jest draniem, ale czy na pewno nie chodziło o
coś więcej? Wyglądało to tak, jakby dziewczyna nie oglądała takiej sceny pierwszy raz. Ba! Jakby była jej częścią, tak dawno, ze wszyscy o tym zapomnieli. Ale nie ona...
Nie wiedziałam czy to jakaś
tradycja, że chłopak zostaje obdarowywany pocałunkami od
dziewczyn po zwycięstwie, bo prawie nie chodziłam w poprzednich
latach na mecze.
Nie byłam pewna, czy te spekulacje były zasługą mojej bujnej wyobraźni czy rzeczywiście było coś
na rzeczy. Ślizgonka dotknęła mojego ramienia i powiedziała mi,
żebym za nią poszła. Zeszłyśmy pod szatnie dla graczy i po
chwili przy nas znalazł się Zabini, który przywitał się jednym, wielkim uściskiem.
Czułam się, jakby ktoś powoli
wyciskał ze mnie sok jak z pomarańczy.
-Wygraliśmy!- oznajmił, jakbyśmy
tego nie zauważyły.- Malfoy jest strasznie wściekły na Ala i
Puckeya, więc lepiej go nie drażnić. Trzeba to oblać!
Przewróciłam oczami, ale zanim
zdążyłam skomentować pomysł chłopaka, odezwała się Evie.
-Nathan, nie uważasz, że po
incydencie z Macmillan jesteś już wystarczająco sławny? Po co
kolejny raz chcesz zrobić coś głupiego? Nie myślałeś o
abstynencji?- powiedziała, unosząc do góry jedną brew.
Zabini podszedł do niej bliżej i
objął ją jedną ręką w pasie. Zdawał się nie widzieć jej
krzywego spojrzenia.
-Vee, wyluzuj chociaż raz.
Podzielimy się z tobą naszymi zapasami.
Dziewczyna strząsnęła jego rękę i
zmierzyła go wzrokiem.
Tamten tylko pokiwał głową z
dezaprobatą.
-Mam na imię Evie, geniuszu. 6 lat
w jednym domu, jesteś kuzynem Malfoya...
Nie wiedziałam o tym, że Zabini był rodziną dla Scorpiusa. To tłumaczyło, dlaczego tolerował jego wybryki. Bliskich się przecież nie wybiera. Wbrew własnej woli pomyslałam o Lily.
Kiedy Ślizgonka zaczęła swój wykład,
Zabini podbiegł do niej i podniósł ją z ziemi tak, że jej głowa
znalazła się na jego plecach.
-Wiem, jak masz na imię, ale Vee
bardziej mi się podoba.- odpowiedział śmiejąc się z zachowania
dziewczyny.
Okręcił ją wokół swojej osi, a
ona zaczęła wyzywać go od debili i uderzać go z całej siły
piąstkami. W końcu odstawił ją na ziemię ze zmierzwionymi
włosami i morderczym wyrazem twarzy.
-Żegnam Zabini. Postaraj się być
trzeźwy chociaż do zmroku.- rzuciła na odchodne i pociągnęła
mnie za sobą- Muszę znaleźć Malfoya i mu pogratulować.
Niestety nie udało nam się ruszyć o więcej niż jeden krok, bo Nathan złapał nas za rękawy bluz i
pociągnął do tyłu.
Objął nas obie i zbliżając nasze
twarze do jego, powiedział głośnym szeptem:
-Możemy go poszukać razem.
Scorpius
Cała nasza drużyna i kibice zebrali
się w Pokoju Wspólnym. Przyszło też parę osób z innych domów,
ale nie było ich nadzwyczaj dużo. Postanowiłem odłożyć sprawę
rozmowy z Alem i Puckeyem, którzy prawie przyczynili się do naszej
przegranej na później.
Kumple z mojego rocznika od razu
popchnęli mnie na szmaragdowy, zabytkowy fotel i wręczyli mi do
ręki szklankę Ognistej. Gdy szkło stuknęło się o szkło
wypiliśmy alkohol. Mogłem dojrzeć, jak niektórzy nieznacznie się
krzywią. Machnąłem różdżką i w całym pomieszczeniu zapanował półmrok.
Kolejny ruch i zaczęła lecieć
głośna, elektroniczna muzyka. Wstałem i zacząłem tańczyć przy dziewczynach. Jedna z nich zbliżyła się do mnie i ku
mojemu zadowoleniu zaczęła skupiać swoja uwagę na mnie.
Patrzyłem, jak się rusza wsłuchana w melodie.
Kochałem imprezy. Nie potrafiłem
udawać, że tak nie jest. I nie miałem zamiaru się zmieniać.
Żyłem.
Rose
Nathan zaciągnął nas do lochów. Chłód okolił mnie cienką zasłoną. Kiedy stanął przed wejściem do Pokoju Wspólnego
Ślizgonów mruknął pod nosem hasło i po chwili naszym oczom
ukazał się zatłoczony salon. Od razu w oczy rzucili mi się Chloe
i Al- stali pod ścianą z drinkami w rękach. Chłopak chyba
opowiadał coś zabawnego, bo gestykulował, a z twarzy
blondynki nie schodził uśmiech. Od czasu do czasu wybuchała
śmiechem, łapiąc się ręką ściany, by się uspokoić i
przywołać do porządku.
Uśmiechnąłem się, mimo iż smutek obrysował moje serce srebrną obwódką. Zanim zdążyłam coś zrobić Nathan złapał za
rękę Evie i porwał do tańca, okręcając ja wokół własnej osi.
Jej długie włosy mignęły mi przed oczami, a zaraz potem
zauważyłam jego. Scorpiusa. Tańczył obok jakiejś seksownej
blondynki.
Nie miałam pojęcia czemu coś mnie
ukuło w sercu. Nic mnie on nie obchodził.
Liczyło się tylko to, że ja nie
miałam, co robić. Stałam sama pośrodku hucznej imprezy.
Otrząsnęłam się z zamyślenia i
zaczęłam tańczyć przy jakimś chłopaku, co chwile zerkając w
stronę Malfoya. Chciałam mu utrzeć nosa. Próbował bawić się
moimi uczuciami, nie wiadomo z jakiego powodu mnie pocałował...Starałam się naśladować ruchi blondynki, która tańczyła bardzo dobrze. Uśmiechałam się,
chociaż wcale nie czułam wielkiej radości. Równie dobrze
bawiłabym się zapewne siedząc nad lekcjami. Wtedy nudziłabym się
mniej. Ale Malfoy rzucił w moja stronę rękawiczkę, a ja nie
zamierzałam odrzucić wyzwania.
Uśmiechnęłam się, gdy
Scorpius zaczął kierować się w moją stronę.
Dotknęłam jego ramion i zaczęłam
schodzić do podłogi, kręcąc biodrami.
Jego wzrok był teraz utkwiony we mnie.
Wstałam i zaczęłam tańczyć tyłem do niego. Poczułam, jak jego
ręce dotykają moich nóg. I wtedy zaczęłam się oddalać.
Okręciłam w swoją stronę jakiegoś chłopaka i z satysfakcją
zauważyłam, że wzrok Malfoya wciąż wlepiony był w moją osobę.
Tańczyłam do późnej
nocy. Rozmawiałam z Evie i zaczynałam ją lubić. Nie
była dziewczyńska, ale dbała o wygląd. Przekomarzała się
ze znajomymi, ale gdy przychodziła impreza bawiła się z nimi do
upadłego. Usiedliśmy na kanapach, gdzie potem dołączył do nas
Scorpius.
Spocony zdjął koszulkę, a
ja poczułam się, jakby po mojej skórze prześlizgnęła się zapałka. Rumieniec zakwitł na mojej twarzy. Spojrzał się na mnie,
a ja zdałam sobie sprawę, że jego tęczówki są błękitne.
Zauważyłam w nich niebo, wolność, wody oceanów. Nie wiedziałam
czy to rozmarzenie nie było spowodowane paroma szklankami whiskey.
Odwróciłam wzrok.
-Nie tańczysz jak grzeczna dziewczynka.-
usłyszałam jego głos, nie gruby, ale też nie do końca
chłopięcy.
Melodyjny.
Cieszyłem się, że nie dało się już wyczuć jego zniewalających perfum.
I tak czułam się zamroczona.
-Dzięki- powiedziałam,
zakładając nogę na nogę.
Miałam nadzieję, że nie
wyglądałam na zdenerwowaną.
Przeszkadzała mi ta jego
bliskość i to że siedzieliśmy na kanapie, bo to tylko przypominało
mi o sytuacji z Pokoju Życzeń.
-Jak tam sprawa z
Alem?- spytałam, chcąc zmienić temat.
-Nic mi nie mów. Jak
się nie ogarnie to naprawdę wywalę go z drużyny.
-Nie odważysz się.
-A założysz się?
-Tak- odpowiedziałam, a
on spojrzał na mnie zdziwiony.- O, proszę cię. To twój kolega,
nie zrobisz mu tego.
Na te słowa blondyn wstał
i mimo że próbowałam go złapać za rękę i z powrotem usadzić
na kanapie, Malfoy podszedł do Ala.
Zaczął mówić coś do niego, a po chwli Potter zbladł, jego twarz sala sie biała jakby wyciosana z marmuru. Zaczął wyzywać Scorpiusa, sądząc po jego minie. Gdy tamten
odchodził, brunet splunął na niego.
Niesamowite, jak bardzo
wrogo mogli zachowywać się w stosunku do siebie.
Malfoy wrócił na miejsce
i upił łyk alkoholu, śmiejąc się pod nosem.
-To było głupie.-
podsumowałam.
Chłopak tylko pokręcił
głową, spoglądając na mnie.
-Robię wiele głupich
rzeczy.
Temu nie mogłam
zaprzeczyć.
Wróciłam do siebie, gdy
zaczęłam być zmęczona. Weszłam do dormitorium. Większość dziewczyn już
spała. W łóżkach nie było tylko Laury i Chloe. Z łazienki
dochodził odgłos lejącej się wody.
Ktoś się kąpał.
Domyślałam się, że była to Winters, bo wątpiłam, że
Macmillan trafi do swojego dormitorium tej nocy. Dźwięk wody spływającej strumieniami po ścianach kabiny, strug wybijających harmonijny, systematyczny rytm o szklane drzwi, było w tym coś, co koiła moje nerwy. Położyłam się na swoim łóżku i wzięłam oddech gdzieś z głębi swych płuc. Wyobraziłam sobie, że leże na łące pod dzikim wodospadem. Kiedy obróciłem głowę, ujrzałam na trawie chłopaka o jednych włosach i pokpiwajacym uśmiechu...
Otworzyłam oczy. Zdjęłam z nóg buty i pomasowałam obolałe stopy. Zeszyt wystający z plecaka Chloe. Wstałam i sięgnęłam po niego, by zapomnieć o wszystkim, o czym z jakiegoś powodu nie potrafiłam zapomnieć.Wyjęłam
notatnik, nie myśląc że dziewczyna może zaraz wyjść z toalety. To był pamiętnik.
Wiedziałam, że powinnam
była go odłożyć, ale byłam ciekawa. Ciekawa czy opisała obrażonego Ala i to co tak naprawdę się działo między
nią, a moim kuzynem.
On jest moją rodziną...chyba miałam prawo wiedzieć?
Wyjęłam z kieszeni bluzy
różdżkę i mruknęłam: Lumos.
Ciepłe światło musnęło dotykiem lekkim jak piórko stronice zapisane drobnym, pochyłym pismem.
Al
zabrał mnie na boisko przed meczem. Leżeliśmy na trawie patrząc
na niebo przez obręcze bramkowe. Kosmyk moich włosów wyładował na jego twarzy. Zaśmiał się i odgarnął go za moje ucho.Chciałam złapać go za rękę, by móc zatrzymać ten przelotny moment, w którym byliśmy sobie bliscy. Wiedziałam, że żadne z nas niedługo może go już nie pamietać. Twarz Ala znajdowała się nad moją. Spoglądał na nią, jakby
zapomniał co miał zamiar zrobić. Ja odpłynęłam, wpatrując
się w jego nietypowe, zielone oczy w kształcie migdałów. Zanim
zdążyłam pomyśleć, że to głupie, że będę tego żałować,
że nie powinnam, o milionach milionów rożnych innych powodów, podniosłam się na łokciach z ziemi i delikatnie
zbliżyłam swoje usta do jego. Nie umiałam się całować. Gdy poczułam, że nie odwzajemnia pocałunku,
oderwałam się od niego, a szkarłatne rumieńce oblały moje policzki. Chciałam jakoś wstać, ale Potter mi to
uniemożliwiał, bo opierał się o ziemię. Zamknęłam oczy i
przełknęłam ślinę Jego usta złączyły się z moimi. Odzyskałam swoje życie. Zawsze należało do niego, to Al jest moim życiem.
Drzwi
od łazienki się otworzyły i do pomieszczenia weszła Chloe. Różdżka już nie świeciła, ale
Winters zdążyła zauważyć, że trzymałam w rękach jej zeszyt,
zanim szepnęłam zaklęcie przeciwdziałające,
Nox
Dziewczyna
pokiwała głową i skrzyżowała ręce.
Chciałam
krzyczeć, tłumaczyć się, ale co mogłam powiedzieć Winters?
Nic.
-Rose,
nie spodziewałam się tego po tobie.- powiedziała smutnym tonem,a
ja po raz pierwszy tego dnia poczułam, że ogień pod moją skórą zamienia się w sopelki lodu.
Data aktualizacji; 28.12.15
Świetny:-*
OdpowiedzUsuńKawał dobrej roboty :)
OdpowiedzUsuńładny szablon :)
Wow :o
OdpowiedzUsuńNathan *u* nieokiełznany
Scorpius wywalił Ala z drużyny? O.o Oj, trochę podchmielony już musiał być...
Ach, smutna sprawa z tym pamiętnikiem :( biedna Chloe... I Rose.
Ślicznie! Bardzo mi się podoba *-* Ale myślę, że mogłabyś rozwinąć bardziej wątek imprezy. Wszystko było tam takie sktócone i ogólne, jakby nie chciało ci się pisać ;)
Pozdrawiam i życzę dużo weny :*
Nie chciałam zanudzać, biorąc pod uwagę, że to już drugi opis imprezy :) Cieszę się, że podobał ci się rozdział :))
UsuńCuudowny rozdział ;*** <333
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobał ;)) Jak i cała reszta. Myślę, że będę wpadać tutaj częściej i przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale jakoś nie miałam czasu ;))).
Podoba mi się twój charakter pisania, bo piszesz tak.. inaczej i to mi się podoba. Nie zmuszasz się do wstawiania literek na klawiaturze, a rozdziały się bardzo fajnie czyta oraz nie zawierają jakichś licznych, rzucających się w oczy błędów. Przez to opowiadanie jest naprawdę dużo lepsze.
Życzę duuużo weny, abyś napisała jak najszybciej kolejny i zapraszam do siebie ;)) <333
http://wish-youu-were-here.blogspot.com/
Hej, jest mi bardzo miło poinformować, że właśnie dołączyłaś do na razie skromnego grona, ale miejmy nadzieję już niedługo będzie nas więcej ;)
OdpowiedzUsuńAhh, ale czy sezon quidditcha nie był przypadkiem później? :> tak w połowie października..?
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział! Ale mnie zmroziło jak Rose wzięła do rąk pamiętnik Chloe.. teraz to nie tylko Al będzie na nią zły, ale też i ona! A ten pocałunek... czyżby byli skrycie parą? ;-;
No i Al już nie gra w quidditcha ;-; a Rosie strzeliła gafę z Evie, eh strasznie pechowy rozdział dla Weasleyówny. Już wspominałam że brak mi Hugo?
Ej! Pisz z perspektywy innych :C no weź. ..
Rozdział świetny impreza świetna a opis meczu emocjonujący!
Uwielbiam to opowiadanie! ♥