piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 15

Rose

Nie mogłam nigdzie znaleść Chloe. Było tak, jakby pochłonęła ją jedna z Szafek Zniknięć,
które używano podczas wojny. Postanowilam dać losowi jeszcze jedną szansę i poszukać jej na następnej przerwie. Liczyłam, ze los obdarzy mnie spojrzeniem pełnym buty i pobłażliwym uśmiechem. Chciałam, by w moich rękach znalazły się inne karty, Miałam nadzieję, że Winters usiądzie ze mną na lekcji transmutacji, która odbywała się z Puchonami.
Klasa była otwarta, dlatego mimo że przyszłam na zajęcia wcześniej, weszłam do pomieszczenia
i zajęłam wolne miejsce. Nagle drzwi otworzyły się jak za sprawą nadnaturalnej siły. 
Delikatny podmuch wiatru, skrzypnięcie zawiasów i..
W sali pojawiła się zdyszana Macmillan. Wnioskowałam, że przed kimś lub czymś uciekała, bo nigdy nie widziałam jak biega.
Zaśmiałam się pod nosem, ale nie było mi już tak wesoło, gdy usiadła obok mnie. Wzdychneła.
-Lauro, masz problemy ze wzrokiem? Od kiedy siadasz z kimś takim jak ja?- spytałam, 
próbując dotrzeć do jej  ,,wysokiego ilorazu inteligencji.''
Dziewczyna wyjęła lusterko z torby oraz kosmetyczkę i zaczęła poprawiać swój makijaż.
-Jeśli któraś z nas powinna iść do okulisty... to ty, kochanie.- mówiąc to, przejechała tuszem po długich rzęsach.
Zastanawiałam się, czy były przedłużane. Skarcilam siebie samą za zwracanie uwagi na jej urodę. To była jej magiczna sztuczka, potrafiła wykorzystać swój urok, by oczarować chłopców, rownocześnie sprawiając, ze dziewczyny zapominały o swojej wartości. 
-Jak można mnie pomylić z Winters?- dodała cierpiętniczym tonem, gdy nic jej nie odpowiedziałam.
Zorientowałam się, kogo unikała Laura, gdy do sali wszedł niepozorny chłopak, o brązowych włosach średniej długości i oczach koloru czekolady. Był ubrany w szatę z herbem Hufflepuffu.
-Christopher Craven.- pomyślałam.
Paradoks dotyczący jego nazwiska zawsze przepełniał mnie rozbawieniem wypełnionym po brzegi goryczą. Wjego nazwisku słowo ,,raven'' bawiło się w chowanego, a sam nie należał do Krukonów. Słyszałam plotki, że rodzina Chrisa od wieków trafiała do Ravenclawu. Tak, jak rodzina Laury do Hufflepuffu.
Nie potrafiłam stłumić krzywego uśmiechu, który pragnął ujrzeć światło dzienne.
Czyżby Laura Macmillan naprawdę skradła serce tego chłopaka?
Spojrzałam się ukradkiem na Puchona. Był przystojny, mimo że nie mógł być tego świadomy, Coś w sposobie, w jaki chodził i patrzył na świat podpowiadało mi, że nie myśli o sobie wiele dobrego.
-O nie idzie tu, nie, nie, nie...-mamrotała brunetka, próbując schować się pod ławką.
Chłopak podszedł do nas, zajrzał pod mebel i wyszczerzył zęby w uśmiechu, mieszaninie nieśmiałości i chłopięcej ciekawości. Być może brawury.
-Nigdy nie przepadałem za grą w chowanego.- rzekł, spoglądając najpierw na dziewczynę,a następnie na mnie.
Laura wstała z podłogi, poprawiając pogniecioną spódniczkę. Znalazła się twarzą w twarz z Chrisem.
Czekałam, aż usłyszę dźwięk budzika, bo to co dane było zobaczyć moim oczom, wydawało się zbyt piękne, by mogło okazać sie prawdziwe.
-Czemu po prostu nie zajmiesz sobie jakiegoś miejsca, zamiast mnie szukać, mądralo?
- Z chęcią.- odpowiedział i objął ją jedną ręką.
Poprowadził oniemiałą Laurę ku jednej z ławek. Mogłam, jednak wciąż usłyszeć fragmenty ich rozmowy.
-Odczep się ode mnie. Tak, wiem, że się z tobą umówiłam. Nie, nie masz żadnych szans.
Moi rodzice nigdy nie zaakceptowaliby kogoś,takiego jak ty. Nie znoszą całego rodu Cravenów.
Spodziewałam się ostrej reakcji ze strony Chrisa, ale ten w milczeniu wyjął ze swojej torby książki potrzebne do przedmiotu.
W końcu do klasy wparowała gromada uczniów, a za nimi Dyrektor McGonagall.
Spojrzałam się w stronę Chloe i poruszyłam ustami w niemym ,,przepraszam''.
Widziałam jak mgła powoli osłania ostatnie wydarzenia miedzy nami.
Odetchnęłam, gdy blondynka usiadła obok.
Musiałam otrzymać dwa jokery w tej kolejce. Wiele popołudni spędzałam razem z Chloe i Ślizgonami. Wprowadzali do mojego życia szczęście i energię. Dzieląc sie śmiechem z tymi gadami, nie potrafiłam stresować się ocenami. Mimo, że nie przejmowałam się nauką, wszystko szło mi jak z płatka. Kiedy Laura Macmillan siedziała w bibliotece, ja zaśmiewałam się z docinek Chloe skierowanych w stronę Zabiniego.Nic dziwnego, że ci dwoje działali na siebie jak pies na kota. Byli jak odbicia w krzywym zwierciadle.
Czułam się, jakbym należała do jakiejś grupy, wreszcie pasowała do miejsca, którego nie wytworzyłam w swoich fantazjach i marzeniach.Mimo różnic, byłam jednym z puzzli układanki. Czułam sie wyjątkowa, choć nie sądziłam, by nasze rutynowe spotkania przerodziły sie w coś długoterminowego.
Przez tę chwilę, która postanowiłam łapać, byłam znów dzieckiem bawiący, się na podwórku z nieznajomymi, tak jakby wiedziało o nich wszystko.
Posmak burzliwego września zniknął i nastał piękny, spokojny październik.
Liście zaczęły powoli znikać z gałęzi drzew, pokrywając niegdyś bujną trawę porastającą błonia Hogwartu. Wiedzione przez wiatr robiły piruety w takt pokrzykiwania odlatujących ptaków.
Winters i Al zaczęli okazywać swoje uczucia nieco odważniej.
Mimo, że na policzkach Chloe pojawiły się ognistoczerwone wypieki, gdy Potter mówił nam o ich uczuciu, było widać, że właśnie tego pragnęła.
Między mną a Scorpiusem wszystko pozostało tak jak dawniej. Prawie tak jak dawniej.
Udawaliśmy, że to co zdarzyło się w Pokoju Życzeń nigdy nie miało miejsca. Tak jakbyśmy potrafili oszukać samych siebie, zakryć tę kartę historii, której nie możemy zniszczyć.
Czasami nasze ukradkowe spojrzenia spotykały się i instynktownie odwracaliśmy głowy w inną stronę.
Laura cały czas uciekała przed Christopherem.
Wciąż bez skutku.
Lily nadal była szczęśliwie zakochana w Panie Toby'm -Podrywaczu- Uderzyłem-Kobietę-Tylko-Raz Puckeyu.
Normalka.
Wielkimi krokami zbliżał się Bal Hallowenowy i większość dziewczyn piszczała, jak ktoś tylko wspomniał na ten temat. Powoli ich rozmowy stawały się żenujące.
Chcąc uciec od słuchania tych pogaduszek, wyszłam w połowie kolacji z Wielkiej Sali i zaczęłam powoli kierować się ku swojemu dormitorium.
I wtedy to usłyszałam. Płacz.
Skręciłam za róg korytarza i zauważyłam Lily i Toby'ego.
Już miałam zamiar podejść do chłopaka i najprościej w świecie dać mu z liścia, gdy zauważyłam, że moja kuzynka wcale nie płacze. To z oczu bruneta leciały łzy, które starał się zasłonić, chowając głowę w dłoniach opartych o jego skrzyżowane kolana.
Gryfonka bez słowa złapała Puckeya za nadgarstki i przyciągnęła do siebie. Chłopak natychmiast położył swoją głowę na jej ramieniu, z pewnością wdychając zapach włosów dziewczyny.
Po chwili do moich uszu dobiegł schrypnięty głos bruneta.
- Mój ojciec...On bił..bił matkę.- wyjąkał.- Kiedy nie chciałem chodzić z Evie myślałem, że mogę zachować się jak on, skoro tak zostałem wychowany.
Usłyszałam za sobą kroki i po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Gdy odwróciłam głowę ujrzałam Scorpiusa. Wiedziałam, że miał zamiar coś powiedzieć, ale podniosłam palec do ust, przekazując mu by milczał. Kiedy usłyszał dochodzące z niedaleka głosy, wszystko zrozumiał.
Spojrzał się na mnie z miną pytającą .. Znowu bawisz się w szpiega?''.
- Szszsz.
Blondyn przewrócił oczami i oparł się o ścianę obok mnie. Jego uśmiech był przyćmiony, jakbym patrzyła na jego postać przez zapakowaną witrynę sklepową.
-Nikt nie chcę, żebym się z tobą spotykał, Lily. Boją się o ciebie. Może jestem niebezpieczny...zły?-usłyszeliśmy Toby'ego.
Tym razem do naszych uszu dobiegł cichy szloch siostry Ala.
-Nie obchodzi mnie co inni myślą. Miałeś ciężkie dzieciństwo, rozumiem. Ufam ci, Toby, słyszysz?
Czekałam na odpowiedz Puckeya, ale Malfoy pociągnął mnie za rękaw w stronę, z której przyszliśmy.
Kiedy znaleźliśmy się daleko od zakochanej pary, Scorpius odwrócił mnie do siebie i zaczął prawić mi wykłady. Znajdowaliśmy sie tak blisko, że mogłabym go objąć.
-Słuchaj, nie możesz bawić się w jakiegoś detektywa. Rozumiem, że się o nią martwisz, ale mogłabyś zachować trochę honoru... Za kogo ty się uważasz?
-Przestań, nie będziesz mnie pouczać. Nie możesz chyba powiedzieć, że nie chciałeś się tego dowiedzieć? To co wyznał jej Toby wiele wyjaśnia....
Scorpius puścił moje ramiona, a jedna z jego rak powędrowała do blond loków.
-Co nie zmienia faktu, że to nie w porządku.
Oparłam się o parapet, spoglądając na ugwieżdżone sklepienie nieba.
-Próbujesz mi wmówić, że wszystko, co robisz jest w porządku?
W szybie odbijało się zbyt idealne odbicie arystokraty, jeszcze chłopięce rysy twarzy i zdziwienie, które zdradzała jego mina.
-Co masz na myśli?- spytał powoli, jakby bał się odpowiedzi.
Pokręciłam głową, śmiejąc się z tego, jak mogłam upaść akurat przed jego stopami, jak mogłam zakochać się w przyjacielu własnego kuzyna.
Kiedy usłyszałam te urywki rozmowy Lily i Toby'ego zrozumiałam, że Scorpiusa stał się dla mnie kimś więcej niż tylko tym.
Ona uratowała po bójce Puckeya, ja Scorpiusa.
Obie byłyśmy wcześniej bezkonfliktowymi dziewczynkami, a oni buntownikami. Mimo że nie darzyli się przyjacielskim uczuciem.
Przypomniałam sobie to, co czułam w powietrzu, gdy byliśmy sami w Pokoju Życzeń.
Po moim ciele rozlewało się ciepło, jakby pocałunkiem mógł podzielić sie ze mną temperatura swojego ciała. 
Gdybym komukolwiek z rodziny przyznała się, że podoba mi się Malfoy, najprawdopodobniej by mnie wydziedziczyli. 
A co najważniejsze:jak bardzo nasza relacja różniła się od związku Lily? Czy w ogóle istniała?
Jak dużo ten chłopak miał wspólnego z Toby'm?
Czy po tych wszystkich reprymendach, które dałam Lily, sama nie robiłam tego samego?
Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Wlepiam wzrok w ścianę ponad jego ramieniem.
-Dobrze wiesz, o co. Pierwszy raz jestem w stanie uwierzyć Laurze Macmillan, Malfoy. Po co mnie pocałowałeś? Bo chyba nie z niedozgonnej miłości do denerwującej, rudowłosej Krukonki? Kto jak kto, ale chyba Pani Prefekt Naczelna w takich sprawach się nie myli, co?
Wyrzuciłam te wszystkie słowa z siebie, tak jakby te zdania nie zawierały ani kropek ani przecinków.
Już miałam zamiar odejść, gdy blondyn złapał mnie za ramię.
-Nie wiem czemu to zrobiłem, ale wiem, że nie po to by cię zranić.- powiedział zbyt głośno, jakby chciał mnie za wszelką cenę zatrzymać i chwilę ze mną porozmawiać.
Ale czy ja pragnęłam tego samego?
To było najważniejsze pytanie, prawda?
To, czy ja tego wyczekiwałam tak mocno jak Malfoy?
Niestety odpowiedz była twierdząca.
I tak samo, jak ta Scorpiusa nie miała wytłumaczenia.
Stanęłam w miejscu, a to dla niego wystarczyło. Zbliżył się do mnie jednym, plynnym ruchem 
i przyciągnął do siebie. Nasze usta złączyły się w niedelikatnym pocałunku.
Znowu poczułam to piękne, słodko-gorzkie uczucie.
Czemu wszystko w nim musiało być takie idealne?
Wygląd, zapach...
Po chwili pomyślałam, że mimo wszelkich pozorów nie jest on chodzącą perfekcją.
Gdyby był nie zauroczyłby się we mnie, uczennicy Ravenclawu, prymusce, irytującej kuzynce Pottera, córce Rona Weasleya i Hermiony Granger.
Popchnął mnie z tym specjalnym rodzajem troski. Mimo to, źle stanęłam. Upadlabym na zimną, twardą podłogę, gdyby Scorpius nie podtrzymał mnie milimetry od ziemi.
Zachichotałam.
Trzymając mnie w objęciach, miał zamiar mnie pocałować, ale ja wpadłam na ten sam pomysł.
W rezultacie nasze głowy się zderzyły się.
Stuk.
Wtedy oboje skonczyliśmy na podłodze w swoich ramionach. Nasz śmiech odbijał się echem po korytarzu.
Przygładziłam jego niesforne loki, które znajdowały się w zabawnym nieładzie. Chciałam by ta chwila mogła być ruchomym, magicznym zdjęciem, do którego mogłabym wracać jedynie po to, by znów zobaczyć tyle szczęścia na jego twarzy.
-Wstawaj. Zaraz wszyscy wyjdą z Wielkiej Sali i bedą nas tu podziwiać jak jakieś eksponaty w zoo.




niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 14

Rose

Po tym co zrobiłam nie oczekiwałam, że moje kontakty z Chloe będą ciepłe.
Spodziewałam się, że na mnie nakrzyczy, a potem będzie mnie unikać.
W jednym się myliłam.
Dziewczyna patrzyła na mnie smutnym wzrokiem. W jej jasnych tęczówkach widziałam ogromny zawód.
Przeczytałam kawałek prywatnych notatek przyjaciółki- zupełnie jakbym jej nie ufała lub chciała dowiedzieć się jakiś pikantnych szczegółów, o których nie miałam zielonego pojęcia.
Czy musiałam być zawsze taka ciekawa rzeczy, które mnie nie dotyczyły?
Czemu?
Nie powiedziała nic oprócz tego jednego zdania, które tkwiło w mojej pamięci przez całą noc, nie pozwalając mi zasnąć:
Rose, nie spodziewałam się tego po tobie.
Tak jak przewidywałam Chloe zaczęła mnie ignorować i spędzać cały swój czas z Alem.
Na zajęciach, których nie miałyśmy ze Ślizgonami siadała z Krukonkami. W innej sytuacji nie zamieniłaby z nimi ani jednego słowa. Dziękowałam w duchu Merlinowi, że trzymała się z dala od Macmillan. Przyjaźń z Laurą nie byłaby dobrym pomysłem na zemstę.
Poza tym Winters nie była mściwym typem dziewczyny. Było mi wstyd, że sprawy przybrały taki obrót. Chciałam z nią porozmawiać, ale za każdym razem albo ona udawała, że mnie nie widzi albo mi brakowało odwagi. Czułam gulę w gardle, miałam mętlik w głowie, atysiące wizji tego,co mogłaby mi powiedzieć stało się strażą dla mojego uwięzionego umysłu. Łatwo dałam im się złapa. Chloe,
 z którą znałam się od 6 lat i nigdy sie nie kłóciłam...została ofiarą, bo wbiłam jej nóż w plecy, zanim zdążyła się odwrocić.

Chodziłam wszędzie sama, jedynym moim towarzyszem było przyspieszone bicie serca, gdy skręcałam w zatłoczony korytarz. Bałam się, ze wpadnę na Winters i nie będę potrafiła spojrzeć jej w oczy. Tak jak ona. Nadeszla lekcja eliksirów i obok mnie usiadła Evie. Spytala się co się dzieję, jej oczy były wypełnione płynnym ciepłem. Było w nich coś, co dzialalo jak plaster miodu dla duszy. Wygladała na zimną, odległa postać, która grała drugie skrzypce, ale  pózniej okazywała się tą ciepłą melodią bez, której piosenka staję się męcząca. Opowiedziałam Nott, co było powodem tego, że nie siedzę z Winters, a ona po prostu skinęła głową na znak, że rozumie. Nie zadawała zbędnych pytań i to w niej lubiłam. Mogła sobie myśleć co chciała, ale nigdy nie mówiła czegoś, co mogłoby dobić drugą osobę. Dla mnie to była pozytywna cecha, ale wiedziałam że to zależy od perspektywy, z jakiej się patrzy.
Kiedy zajęcia się skończyły Nott mimo moich protestów, zaciągnęła mnie na boisko Quiditcha.
Scorpius i Nathan rozgrywali między sobą mecz. Kiedy blondyn nas zobaczył podleciał do Zabioniego, szepnął mu coś i po chwili stali obok nas na ziemi.
Długie blond włosy Malfoya prawie zasłaniały jego jasne, niebieskie oczy.
Zdałam sobie sprawę, że za długo się na niego patrzę, więc przeniosłam wzrok na jego kumpla. Uśmiechał się łobuzersko, zresztą jak zwykle. W jego brązowych oczach błyskało tysiące tajemniczych iskierek i wolałam nie wiedzieć, czym były spowodowane.
Skierowaliśmy się w stronę ławek i już miałam zamiar im uciec, gdy Evie pociągnęła mnie za rękaw kurtki i zmusiła do zajęcia miejsca obok niej.
-Przekonajcie drogą Rose, że jedna kłótnia z Chloe Winters to nie tragedia, Wszystko będzie dobrze, prawda?- powiedziała brunetka w stronę chłopców.
Nathan wyciągnął swoją umięśnioną rękę i objął mnie, szczerząc zęby.  Z drugiej strony usłyszałam szept Scorpiusa. Szeptal mi do ucha. Mogłam poczuć jego ciepły oddech na swojej skórze...
-Rosie, uśmiechnij się.
Moja twarz wykrzywiła się w grymasie, ale zanim zdążyłam mu coś odpowiedzieć, dodał:
-Co mogę zrobić żebyś nie była dłużej taka dobita?
-Zamknąć się.- zaproponowałam, co sprawiło, że Zabini wybuchnął głośnym śmiechem i wyswobodził ze swojego uścisku.
-Urocza, jak zwykle. Taką ciebie lubię, skarbie.
Puścił mi oczko. Miałam tego dość.
-Bezczelny jak zawsze.- odparowałam, siląc się na obojętny ton.
Na twarzy Evie powoli zaczął pojawiać się uśmiech.
-Czy oni wszyscy zmówili się przeciwko mnie?- pomyślałam.
Wtedy Scorpius rzucił się na mnie, zwalając mnie z ławki i tuląc do siebie.
Wszyscy się śmieli. Tylko ja nie miałam na to ochoty,. Leżałam na ziemi, cxułam na sobie ciężar Malfoya, którego perfumy mroczyły moje zmysły. Wzięłam głęboki wdech, co sprawiło tylko, że było jeszcze gorzej.
-Masz łaskotki?- zapytał, unosząc do góry jedną brew i już wyciągał ręce by przystąpić do tej tortury, gdy udało mi się od niego uwolnić.
-Oj, nie bój się mnie. Nie gryzę.- droczył się ze mną, a ja z każdym krokiem oddalałam się od niego.
W końcu puściłam się biegiem. Chciałam wyjść z boiska, ale przez przypadek wbiegłam do szatni.
Za mną wszedł Scorpius z krzywym uśmieszkiem na tej jego trochę krzywej twarzy...
Z każdym krokiem w tył zbliżałam się do łazienki, przeznaczonej dla zawodników.
Otworzyłam szybko drzwi do pomieszczenia i gdy blondyn wszedł za mną, oblałam go wodą z prysznica.
Chłopak prychnął, kręcąc głową w nieudolnej próbie wysuszenia włosów. Niczym pies.
I wtedy się na mnie odegrał. Złapał mnie za rękę i sprawił, że woda prysła na mnie, mocząc całe ubranie.
-Jeśli się przez ciebie przeziębię...- wycedziłam.- Odrabiasz mi wszystkie prace domowe i robisz staranne notatki.
-To ty zaczęłaś, skarbie.
-Przestań mnie tak nazywać!
Ale patrząc na to, jak oboje wyglądaliśmy, cali przemoczeni, kłócący się niczym małe dzieci, z mojego gardła pierwszy raz tego dnia wypłynął perlisty śmiech.
Wydawało mi sie, ze powietrze się przerzedziło i zniknęło z niego, coś ciężkiego zamykającego nas w klatce. Znów mogłam oddychać.
Chłopak objął mnie ramieniem i tym razem nie wymknelam się.
Gdzieś w moich myślach tkwiło wspomnienie, tego co przeczytałam w pamiętniku Chloe.
Dziwny zbieg okoliczności, że i ja i ona spędziłyśmy w tym miejscu chwilę sam na sam ze Ślizgonem.
Tylko, ze ona była zakochana w Alu, a ja do Scorpiusa nic nie czułam, prawda?
 W ogóle czemu o tym pomyślałam, do cholery?
Chłopak dotknął kącika moich ust i poczułam jak dreszcze maszerują, wzdłuż moich pleców. Może warta strzegąca moich myśli, opuściła mnie? Wolałam to wytłumaczenie niż fakt, że Mógł to być wpływ Scorpiusa
- Uśmiech Rosie, uśmiech. Bo nie dam ci spokoju. Mówię Ci, zrób to.
W porządku. Odzyskałam swój spokój.
Kiedy Evie i Nathan nas zobaczyli spojrzeli się po sobie, a potem naraz zaczęli się z nas śmiać.
Z pewnością tego dnia mieli świetny humor. Prawie pospadali z ławek, kiedy Scorpius opowiedział im całą historię.
Wróciliśmy do Hogwartu i już miałam iść do swojego dormitorium, kiedy zatrzymała mnie Evie.
-Daj spokój. Chodź z nami. Osusz się za pomocą zaklęcia.
Uległam. Czy to był początek upadku? Nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie. Ta trójka ma na mnie dobry czy zły wpływ? Zaczynałam ich lubić. I najgorsze było to, że nie potrafiłabym temu zaprzeczyć.
Tym razem wieczór spędziliśmy w dormitorium chłopców, popijając kremowe piwo i opowiadając sobie żarty i śmiejąc się z naszych porażek i wad.
Zastanawiałam się, czy te nasze wieczorki mogłyby kiedyś stać się tradycją, ale po chwili pomyślałam, że nasza znajomość zapewne nie będzie trwała przez długi czas. Wiedziałam o tym, nie byłam naiwna.
Któregoś dnia wiatr rozwieje liście na szkolnym dziedzińcu, a nasza iluzja nowego życia pryśnie wraz z nimi jak przejrzysta bańka mydlana. 
W tamtym momencie starałam cieszyć się chwilą.
Kiedy miałam już wychodzić, zmęczona, ale radosna,do dormitorium wszedł mój kuzyn.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i spojrzał się na mnie zdziwiony.
-Od kiedy ty przyjaźnisz się z tymi dziwolągami?-zapytał, a ja po chwili zdałam sobie sprawę, że były to pierwsze słowa jakie wypowiedział w moją stronę odkąd dowiedział sie, ze zataiłam przed nim związek jego siostry.
-Od kiedy ty ze mną rozmawiasz?
-Chloe za tobą tęskni, Rose. Tobie tez brakuje dziewczyny swojego kuzyna.
Cisza zawisła nad nami jak po przedstawieniu w teatrze. Kilka sekund. Tyle potrzebowałam, by dowiedzieć się, czy czeka nas aplauz. Może opuścimy scenę i udamy się w rożne strony?
-Nie myślałeś czasem o zaprzestaniu tego gniewania się na nas?- głos Scorpiusa rozbrzmiał w pokoju jak niezapowiedziany punkt programu.
Albus westchnął i usiadł na podłodze niedaleko Evie, opierając głowę o jedno z łóżek.
-Przepraszam. Wiem, że to nie wasza wina, że moja siostra spotyka się z tym pacanem. Na razie jest szczęśliwa...
Potter zamilkł i wyrwał z dłoni blondyna butelkę słabego alkoholu. Wziął dużego łyka. 
-Czyli sztama, stary?
-Sztama. Ale o Quiditchu sobie jeszcze pogadamy, gdy nie będzie mi się chciało tak spać.

Gdy wstałam następnego dnia, pierwszą myślą, która pojawiła się w mojej głowie było pogodzenie się z Winters. Otworzyłam oczy niewyspana i zauważyłam, że właśnie weszła do łazienki.
Nie chciałam czekać.
Musiałam jak najszybciej przeprosić tę drobną istotkę.
Podeszłam do drzwi i powiedziałam: 
-Chloe, nawet nie wiesz jak mi przykro. Przepraszam.
- Co ty pieprzysz?- odpowiedział mi głos dochodzący z toalety.
Drzwi otworzyły się, a przede mną stanęła Laura Macmillan, zapinająca białą koszulę.
Przefarbowała włosy na jasny blond.
Powinnam była  zacząć nosić jakieś okulary, skoro pomylilam te dwie osoby.
Może zaczynałam już mieć jakieś przewidzenia z braku snu?

Ktoś tu się pokłócił z psiapsiułeczką.- powiedziała, pogwizdując pod nosem.
Zauważyłam, że nie zapięła guzików do końca i pokazała duży dekolt.
-Ja przynajmniej miałam z kim.- podsumowałam.- No bo chyba nie nazwiesz przyjaciółkami tych twoich klonów, co Laura?
Dziewczyna pokręciła głową, chichocząc.
-Ale ty jesteś nieznośnie zazdrosna, Rosie. A mogłybyśmy być dobrymi koleżankami.
Tym razem to ja zaśmiałam się, ale ona ubiegła moją odpowiedz:
-Nic nie rozumiesz, Weasley. Życie to gra, której nie da się wygrać. Można się tylko dobrze bawić. Czerpać satysfakcję ze zwycięstw i przewagi.
Przybliżyła się do mnie i mimo że była ode mnie niższa, na szpilkach praktycznie mnie przerastała.
Wyszeptała niemal teatralnym szeptem:
-Scorpius Malfoy zdaje się już mieć nad tobą przewagę, hmm?
Trąciła mnie ramieniem i po chwili opuściła pomieszczenie, trzaskając drzwiami.
Mogłam jeszcze usłyszeć stukot jej wysokich butów o stare schody prowadzące do Pokoju Wspólnego Ravenclawu.
Scorpius
Wszystko zaczynało wracać na właściwe tory. Po dziwnych zdarzeniach, które miały miejsce 
 w pierwszym tygodniu nauki minusy zaczynały zmieniać się w plusy.
Podczas śniadania rozmawiałem z Alem i ustaliliśmy, że może wrócić do drużyny.
Zauważyłem, że Evie przestała gniewać się na Nathana. Stał sie partnerem do żartów Ślizgonki
Kiedy zmierzaliśmy na lekcję podeszła do nas Rosie i spytała się, czy nie widzieliśmy Winters.
Miałem wrażenie, że unika mojego spojrzenia.
No właśnie WRAŻENIE, czyli wytwór mojej wyobraźni.
Czemu miałaby mnie ignorować?
Postanowiłem to sprawdzić.
Podszedłem do niej i poprawiłem jej kołnierzyk od koszuli.
-Powodzenia.- powiedziałem.
- Przyda się.- odpowiedziała oschłym tonem i odeszła od nas, by kontynuować poszukiwania blondynki. Miałem zamiar powiedzieć jej, że i tak zaraz zobaczą się na zajęciach, ale tłumaczenie czegoś pewnej swoich racji Krukonce było jednym z tych niewykonalnych zadań. Cóż, na tym etapie musiałem przyznać, że miałem do takich słabość.
Mimo, że niektóre jej cechy potrafiłem odczytać, Rose Weasley była dla mnie jedną, wielką tajemnicą.

Edytowany-30.12.15

czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 13

Scorpius
Nadeszła pierwsza sobota w nowym roku szkolnym, a wraz z nią oczekiwany przez wielu mecz Quiditcha. Hufflepuff miał stanąć do walki z Domem Węża; obie drużyny liczyły, ze uda im się wyjść z tego pojedynku obronną ręką. Hufflepuff vs. Slytherin, mój dom. Chcialem być jego dumą. A może po prostu pragnąłem, by nikt nie odebrał mi własnego honoru? Czwartkowe i piątkowe popołudnie spędziłem na lataniu w kółko na miotle i pokrzykiwaniu na moją drużynę. Mieliśmy grać z Puchonami, ale po tym, co zobaczyłem na treningach, byłem coraz bardziej przekonany, że przegramy pierwsze, najprostsze starcie. W żaden sposób nie umiałem dotrzeć do Albusa, który nie słuchał moich poleceń   i robił wszystko na odwrót niż mówiłem. Rzucał tylko jakieś obelgi w stronę Puckeya, naszego pożal się Merlinie pałkarza. Słowa Pottera musiał chyba porywać zimny wiatr, gdzieś daleko od uszu chłopaka o krzywym uśmieszku aroganta. Z każdą kolejną próbą rozegrania treningu jak należy, mój przyjaciel zdawał się zapadać w sobie, tym bardziej oddalał się od rzeczywistości, tym więcej przeklenstw kładło cień na i tak ponury, jesienny dzień. Najlepiej wywaliłbym ich obu z drużyny i wziął rezerwowych (którzy jednym słowem byli beznadziejni), ale wtedy szanse wygranej spadłyby do zera. To nie jest najlepsza liczba, jak mniemam. Z takim wynikiem sami stalibyśmy się zerami w oczach całej szkoły...być może i we własnych.
Dlatego więc musiałem patrzeć, jak Al prawie spada z miotły, próbując dorwać Puckaya i stoczyć z nim walkę w powietrzu. O niczym nie marzyłem bardziej niż o tak miłym spotkaniu w gronie przyjaciół.
Al, grający na pozycji ścigającego, wyrwał pałkę drugiemu z pałkarzy i odbił tłuczek w stronę Toby'ego, który od niechcenia odbił go z powrotem w stronę Pottera. Omal nie uderzyl chłopaka w głowę. Ukryłem twarz w dłoniach. Miałem już tego dosyć. Kazałem im się zbierać i zagroziłem, że jeżeli nawalą wylecą z zespołu na zbity pysk, a na ich miejsca wezmę, chociażby pierwszoklasistów.. To byłaby dla nich wystarczająca hańba- zostać odstawionym na bok na rzecz jakichś dzieciaków
I ja wcale nie żartowałem, byłbym zdolny to zrobić.
Kończyłem już ubierać szatę do grania w Quiditcha i w duchu modliłem się bym nie był zmuszonyselekcjonować nowego zespołu.
Rose
Sobotnie popołudnie zapowiadało się hucznie. Mecze w Hogwarcie były traktowane jak święta. Wszyscy kibicowali, a potem...cóż, albo świętowali zwycięstwo albo pili, by zapomnieć o porażce.
Nastolatki, nic dodać nic ująć. Cała sprawa dawno przestała mnie ekscytować. Przewidywalna rozgrywka, te same dziwne zasady, tłum rzucający się na wszystkie strony i krzyczący słowa otuchy dla swojej drużyny. Kibice często wymachiwali rękoma, a łokcie entuzjastów sportu omal nie lądowały w moich oczodołach. Świetna zabawa, prawda?
Po obiedzie wszyscy wypadli na błonia i zaczęli zmierzać pośpiesznie w stronę boiska.
Przed moimi oczami migały postacie ludzi, którzy szyje obwiesili szkarłatnymi, szmaragdowymi albo żółtymi szalikami. Hogwart tonął w kolorach. W takie dni widziałam jak różnorodni są ludzie uczęszczający do szkoły. I ilu z nich nigdy wcześniej nie widziałam.
Szłam sama. Chloe znikła z moich oczu przed końcem posiłku. Podejrzewałam, że poszła życzyć szczęścia Albusowi. Westchnęłam, gdy moje myśli popłynęły w stronę obrażonego na mnie kuzyna.
Jak długo miało trwać jego milczenie? Ta ignorancja?
Miałam nadzieję, że rozmowy Winters ze Ślizgonem czasami dotyczyły relacji Rose-Albus, a nie tylko ich dwojga i ich zauroczenia.
Czy Potter mógł rzeczywiście coś czuć do mojej przyjaciółki? Cóż, na pewno gdyby jej chociaż nie lubił,nie spędzałby z nią tyle czasu.
W głębi duszy liczyłam, że Albusowi podoba się Chloe, bo jej zależało.
Doszłam na boisko i zauważyłam, że ktoś siedzący wśród Ślizgonów macha w moją stronę. Gdy przyjrzałam się tej osobie dokładniej, rozpoznałam ciemne włosy i jasną karnację Evie Nott. Od razu skierowałam się w jej kierunku.  Czułam się jak turysta w obcym mieście. Jakbym nie znała ani języka, którym się posługują uczniowie Slytherinu ani ich obyczajów. Tymczasem, byli to moi koledzy, a z niektórymi chodziłam na zajęcia...Mimo to, czułam się jak odludek. Gdy nareszcie usiadłam obok dziewczyny, ta przywitała się ze mną krótkim ,,cześć'' i obdarzyła mnie delikatnym uśmiechem.
-Grasz w drużynie międzynarodowej juniorów, tak?- spytałam, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej, ale przede wszystkim po to, by przerwać niezręczną ciszę między nami.- Płacą ci za to? Czujesz, że patrzysz na amatorów, gdy tu siedzisz? Nie nudzi cię to?
-Nie płacą mi, ale kiedy drużyna wygra otrzymuję nagrodę za zajęcie pierwszego miejsca od organizatora meczu. Scorpius jest dobrym kapitanem i graczem, serio. Jego gra nie jest nudna. Co innego, duża cześć zespołu Malfoya. Wiem, że powinnam oglądać ten mecz...skoro mój tata zawsze marzył, by tak wyglądało moje życie. Quiditch przede wszystkim. 
Uśmiechnęła się, ale w jej oczach kulił się smutek.
- A więc kim jest twój ojciec?- spytałam zaciekawiona.
-Mój ojciec pracował na wysokim stanowisku w Ministerstwie
-Jak to pracował?
Poczułam falę nieuchronnego ciepła przechodzącego przez moją skórę, zapalającego wszystkie nerwy, kurczącego mięśnie i pozostawiającego moje policzki w ogniu. Konsekwencja zbyt szybkiego ruchu, chcesz przeskoczyć o dwa pola, by uciec od krępującej sytuacji, ale przewracasz pionek po drodze. A on? Ciągnie cię w dół. Gra skończona.
Kiedy zauważyłam wyraz twarzy Evie, jej oczy, ciemne jak noc,nerwowe pocieranie dłońmi o przetarte, czarne dżinsy, zrozumiałam, że nie powinnam była o to pytać. Jej tacie moglo przytrafić się wszystko, mógł zostać wywalony lub odejść z pracy, ale zanim brunetka zdążyła otworzyć usta, ja już domyśliłam się odpowiedzi.
Szkoda, że tak późno.
-Umarł.- powiedziała krótko i zawiesiła puste spojrzenie swoich oczu na boisku.
Zanim zdążyłam znaleść słowa, które nie istniały, na boisko wyszli zawodnicy z obu drużyn. Z jednej strony dumnie kroczyli Ślizgoni, z głowami uniesionymi wysoko i najnowszymi modelami mioteł. Na czele tych gadów szedł Scorpius, który gdy doszedł do swojego przeciwnika, o głowę niższego od niego i chyba młodszego, uścisnął stanowczo jego rękę. Po chwili rozległ się gwizdek, oznajmiający początek gry.
Wszyscy obecni na boisku wzlecieli w górę z prędkością światła i zajęli swoje miejsca.
Z każdej strony można było dosłyszeć krzyki. Evie nie kibicowała. Jej wzrok był skupiony na grze. Byłam pewna, że próbowała rozgryźć taktykę Puchonów.
Po zaledwie 20 minutach Ślizgoni przegrywali pięćdzisięcioma punktami. Wtedy Evie zaczęła mamrotać pod nosem jakieś przekleństwa, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Zasłona żalu, którą nas spowiłam, zamienila się w pył jak za dotknięciem magicznej różdżki.
Dla mnie sytuacja była zabawna, bo nie moim celem była wygrana. Ale na miejscu Ala i Puckeya nie zatrzymywałabym się na środku boiska tylko po to, by się kłócić.
Wszyscy buczeli, Malfoy wrzeszczał, ale oni robili swoje.
Scorpius powinien skupić się na szukaniu znicza. Od razu, gdy o tym pomyślałam zanurkował za złotą piłeczką. Przeciwnik chłopaka zagrodził mu drogę i teraz Puchon był bliżej wygranej. Ślizgon zrównał swoje tempo z tempem drugiego szukającego i mocno uderzył go w bok. Tamten trochę się zachwiał, ale leciał dalej. Puchon poszedł za przykładem Scorpiusa i próbował go zepchnąć, ale blondyn nagle przyśpieszył i chłopak uderzył w powietrze. Stracił panowanie nad miotłą i został wybity z równowagi. Zrobił gwałtowny skręt, starając się nie spaść. Niestety, stracił szanse na wygraną. Scorpius wyciągnął rękę i złapał znicz, kończąc mecz, w którym mieli upaść, spektakularną wygraną. Nawet ja potrafiłam to docenić.
Ślizgoni zaczęli się cieszyć, część nawet zbiegła na dół na boisko pogratulować zwycięzcom.
Wtedy zauważyłam rudowłosą, chudą dziewczynę biegnącą w stronę wysokiego bruneta. Wtuliła się w niego, a ten skradł od niej długi pocałunek. Ciekawa byłam czym sobie na to zasłużył. Byciem dekoracją na boisku i kłóceniem się z Alem, jej kuzynem? Zauważyłam, że na twarzy Nott pojawił się grymas. Rozumiałam to, że nie lubi Puckeya, bo słyszała, że jest draniem, ale czy na pewno nie chodziło o coś więcej? Wyglądało to tak, jakby dziewczyna nie oglądała takiej sceny pierwszy raz. Ba! Jakby była jej częścią, tak dawno, ze wszyscy o tym zapomnieli. Ale nie ona...
Nie wiedziałam czy to jakaś tradycja, że chłopak zostaje obdarowywany pocałunkami od dziewczyn po zwycięstwie, bo prawie nie chodziłam w poprzednich latach na mecze.
Nie byłam pewna, czy te spekulacje były zasługą mojej bujnej wyobraźni czy rzeczywiście było coś na rzeczy. Ślizgonka dotknęła mojego ramienia i powiedziała mi, żebym za nią poszła. Zeszłyśmy pod szatnie dla graczy i po chwili przy nas znalazł się Zabini, który przywitał się jednym, wielkim uściskiem.
Czułam się, jakby ktoś powoli wyciskał ze mnie sok jak z pomarańczy.
-Wygraliśmy!- oznajmił, jakbyśmy tego nie zauważyły.- Malfoy jest strasznie wściekły na Ala i Puckeya, więc lepiej go nie drażnić. Trzeba to oblać!
Przewróciłam oczami, ale zanim zdążyłam skomentować pomysł chłopaka, odezwała się Evie.
-Nathan, nie uważasz, że po incydencie z Macmillan jesteś już wystarczająco sławny? Po co kolejny raz chcesz zrobić coś głupiego? Nie myślałeś o abstynencji?- powiedziała, unosząc do góry jedną brew.
Zabini podszedł do niej bliżej i objął ją jedną ręką w pasie. Zdawał się nie widzieć jej krzywego spojrzenia.
-Vee, wyluzuj chociaż raz. Podzielimy się z tobą naszymi zapasami.
Dziewczyna strząsnęła jego rękę i zmierzyła go wzrokiem.
Tamten tylko pokiwał głową z dezaprobatą.
-Mam na imię Evie, geniuszu. 6 lat w jednym domu, jesteś kuzynem Malfoya...
Nie wiedziałam o tym, że Zabini był rodziną dla Scorpiusa. To tłumaczyło, dlaczego tolerował jego wybryki. Bliskich się przecież nie wybiera. Wbrew własnej woli pomyslałam o Lily. 
Kiedy Ślizgonka zaczęła swój wykład, Zabini podbiegł do niej i podniósł ją z ziemi tak, że jej głowa znalazła się na jego plecach.
-Wiem, jak masz na imię, ale Vee bardziej mi się podoba.- odpowiedział śmiejąc się z zachowania dziewczyny.
Okręcił ją wokół swojej osi, a ona zaczęła wyzywać go od debili i uderzać go z całej siły piąstkami. W końcu odstawił ją na ziemię ze zmierzwionymi włosami i morderczym wyrazem twarzy.
-Żegnam Zabini. Postaraj się być trzeźwy chociaż do zmroku.- rzuciła na odchodne i pociągnęła mnie za sobą- Muszę znaleźć Malfoya i mu pogratulować.
Niestety nie udało nam się ruszyć o więcej niż jeden krok, bo Nathan złapał nas za rękawy bluz i pociągnął do tyłu. 
Objął nas obie i zbliżając nasze twarze do jego, powiedział głośnym szeptem:
-Możemy go poszukać razem.
                                                                                 Scorpius
Cała nasza drużyna i kibice zebrali się w Pokoju Wspólnym. Przyszło też parę osób z innych domów, ale nie było ich nadzwyczaj dużo. Postanowiłem odłożyć sprawę rozmowy z Alem i Puckeyem, którzy prawie przyczynili się do naszej przegranej na później.
Kumple z mojego rocznika od razu popchnęli mnie na szmaragdowy, zabytkowy fotel i wręczyli mi do ręki szklankę Ognistej. Gdy szkło stuknęło się o szkło wypiliśmy alkohol. Mogłem dojrzeć, jak niektórzy nieznacznie się krzywią. Machnąłem różdżką i w całym pomieszczeniu zapanował półmrok.
Kolejny ruch i zaczęła lecieć głośna, elektroniczna muzyka. Wstałem i zacząłem tańczyć przy dziewczynach. Jedna z nich zbliżyła się do mnie i ku mojemu zadowoleniu zaczęła skupiać swoja uwagę na mnie. Patrzyłem, jak się rusza wsłuchana w melodie.
Kochałem imprezy. Nie potrafiłem udawać, że tak nie jest. I nie miałem zamiaru się zmieniać.
Żyłem.
Rose
Nathan zaciągnął nas do lochów. Chłód okolił mnie cienką zasłoną. Kiedy stanął przed wejściem do Pokoju Wspólnego Ślizgonów mruknął pod nosem hasło i po chwili naszym oczom ukazał się zatłoczony salon. Od razu w oczy rzucili mi się Chloe i Al- stali pod ścianą z drinkami w rękach. Chłopak chyba opowiadał coś zabawnego, bo gestykulował, a z twarzy blondynki nie schodził uśmiech. Od czasu do czasu wybuchała śmiechem, łapiąc się ręką ściany, by się uspokoić i przywołać do porządku.
Uśmiechnąłem się, mimo iż smutek obrysował moje serce srebrną obwódką. Zanim zdążyłam coś zrobić Nathan złapał za rękę Evie i porwał do tańca, okręcając ja wokół własnej osi. Jej długie włosy mignęły mi przed oczami, a zaraz potem zauważyłam jego. Scorpiusa. Tańczył obok jakiejś seksownej blondynki.
Nie miałam pojęcia czemu coś mnie ukuło w sercu. Nic mnie on nie obchodził.
Liczyło się tylko to, że ja nie miałam, co robić. Stałam sama pośrodku hucznej imprezy.
Otrząsnęłam się z zamyślenia i zaczęłam tańczyć przy jakimś chłopaku, co chwile zerkając w stronę Malfoya. Chciałam mu utrzeć nosa. Próbował bawić się moimi uczuciami, nie wiadomo z jakiego powodu mnie pocałował...Starałam się naśladować ruchi blondynki, która tańczyła bardzo dobrze. Uśmiechałam się, chociaż wcale nie czułam wielkiej radości. Równie dobrze bawiłabym się zapewne siedząc nad lekcjami. Wtedy nudziłabym się mniej. Ale Malfoy rzucił w moja stronę rękawiczkę, a ja nie zamierzałam odrzucić wyzwania.
Uśmiechnęłam się, gdy Scorpius zaczął kierować się w moją stronę.
Dotknęłam jego ramion i zaczęłam schodzić do podłogi, kręcąc biodrami.
Jego wzrok był teraz utkwiony we mnie. Wstałam i zaczęłam tańczyć tyłem do niego. Poczułam, jak jego ręce dotykają moich nóg. I wtedy zaczęłam się oddalać. Okręciłam w swoją stronę jakiegoś chłopaka i z satysfakcją zauważyłam, że wzrok Malfoya wciąż wlepiony był w moją osobę.

Tańczyłam do późnej nocy. Rozmawiałam z Evie i zaczynałam ją lubić. Nie była dziewczyńska, ale dbała o wygląd. Przekomarzała się ze znajomymi, ale gdy przychodziła impreza bawiła się z nimi do upadłego. Usiedliśmy na kanapach, gdzie potem dołączył do nas Scorpius.
Spocony zdjął koszulkę, a ja poczułam się, jakby po mojej skórze prześlizgnęła się zapałka. Rumieniec zakwitł na mojej twarzy. Spojrzał się na mnie, a ja zdałam sobie sprawę, że jego tęczówki są błękitne. Zauważyłam w nich niebo, wolność, wody oceanów. Nie wiedziałam czy to rozmarzenie nie było spowodowane paroma szklankami whiskey.
Odwróciłam wzrok.
-Nie tańczysz jak grzeczna dziewczynka.- usłyszałam jego głos, nie gruby, ale też nie do końca chłopięcy.
Melodyjny.
Cieszyłem się, że nie dało się już wyczuć jego zniewalających perfum.
I tak czułam się zamroczona.
-Dzięki- powiedziałam, zakładając nogę na nogę.
Miałam nadzieję, że nie wyglądałam na zdenerwowaną.
Przeszkadzała mi ta jego bliskość i to że siedzieliśmy na kanapie, bo to tylko przypominało mi o sytuacji z Pokoju Życzeń.
-Jak tam sprawa z Alem?- spytałam, chcąc zmienić temat.
-Nic mi nie mów. Jak się nie ogarnie to naprawdę wywalę go z drużyny.
-Nie odważysz się.
-A założysz się?
-Tak- odpowiedziałam, a on spojrzał na mnie zdziwiony.- O, proszę cię. To twój kolega, nie zrobisz mu tego.
Na te słowa blondyn wstał i mimo że próbowałam go złapać za rękę i z powrotem usadzić na kanapie,  Malfoy podszedł do Ala. Zaczął mówić coś do niego, a po chwli Potter zbladł, jego twarz sala sie biała jakby wyciosana z marmuru. Zaczął wyzywać Scorpiusa, sądząc po jego minie. Gdy tamten odchodził, brunet splunął na niego.
Niesamowite, jak bardzo wrogo mogli zachowywać się w stosunku do siebie.
Malfoy wrócił na miejsce i upił łyk alkoholu, śmiejąc się pod nosem.
-To było głupie.- podsumowałam.
Chłopak tylko pokręcił głową, spoglądając na mnie.
-Robię wiele głupich rzeczy.
Temu nie mogłam zaprzeczyć.

Wróciłam do siebie, gdy zaczęłam być zmęczona. Weszłam do dormitorium. Większość dziewczyn już spała. W łóżkach nie było tylko Laury i Chloe. Z łazienki dochodził odgłos lejącej się wody. 
Ktoś się kąpał. Domyślałam się, że była to Winters, bo wątpiłam, że Macmillan trafi do swojego dormitorium tej nocy. Dźwięk wody spływającej strumieniami po ścianach kabiny, strug wybijających harmonijny, systematyczny rytm o szklane drzwi, było w tym coś, co koiła moje nerwy. Położyłam się na swoim łóżku i wzięłam oddech gdzieś z głębi swych płuc. Wyobraziłam sobie, że leże na łące pod dzikim wodospadem. Kiedy obróciłem głowę, ujrzałam na trawie chłopaka o jednych włosach i pokpiwajacym uśmiechu...
Otworzyłam oczy. Zdjęłam z nóg buty i pomasowałam obolałe stopy. Zeszyt wystający z plecaka Chloe. Wstałam i sięgnęłam po niego, by zapomnieć o wszystkim, o czym z jakiegoś powodu nie potrafiłam zapomnieć.Wyjęłam notatnik, nie myśląc że dziewczyna może zaraz wyjść z toalety. To był pamiętnik.
Wiedziałam, że powinnam była go odłożyć, ale byłam ciekawa. Ciekawa czy opisała obrażonego Ala i to co tak naprawdę się działo między nią, a moim kuzynem.
On jest moją rodziną...chyba miałam prawo wiedzieć?
Wyjęłam z kieszeni bluzy różdżkę i mruknęłam: Lumos.
Ciepłe światło musnęło dotykiem lekkim jak piórko stronice zapisane drobnym, pochyłym pismem. 

Al zabrał mnie na boisko przed meczem. Leżeliśmy na trawie patrząc na niebo przez obręcze bramkowe. Kosmyk moich włosów wyładował na jego twarzy. Zaśmiał się i odgarnął go za moje ucho.Chciałam złapać go za rękę, by móc zatrzymać ten przelotny moment, w którym byliśmy sobie bliscy. Wiedziałam, że żadne z nas niedługo może go już nie pamietać. Twarz Ala znajdowała się nad moją. Spoglądał na nią, jakby zapomniał co miał zamiar zrobić. Ja odpłynęłam, wpatrując się w jego nietypowe, zielone oczy w kształcie migdałów. Zanim zdążyłam pomyśleć, że to głupie, że będę tego żałować, że nie powinnam, o milionach milionów rożnych innych powodów, podniosłam się na łokciach z ziemi i delikatnie zbliżyłam swoje usta do jego. Nie umiałam się całować.  Gdy poczułam, że nie odwzajemnia pocałunku, oderwałam się od niego, a szkarłatne rumieńce oblały moje policzki. Chciałam jakoś wstać, ale Potter mi to uniemożliwiał, bo opierał się o ziemię. Zamknęłam oczy i przełknęłam ślinę Jego usta złączyły się z moimi. Odzyskałam swoje życie. Zawsze należało do niego, to Al jest moim życiem.
Drzwi od łazienki się otworzyły i do pomieszczenia weszła Chloe. Różdżka już nie świeciła, ale Winters zdążyła zauważyć, że trzymałam w rękach jej zeszyt, zanim szepnęłam zaklęcie przeciwdziałające,
Nox
Dziewczyna pokiwała głową i skrzyżowała ręce.
Chciałam krzyczeć, tłumaczyć się, ale co  mogłam powiedzieć Winters?
Nic.
-Rose, nie spodziewałam się tego po tobie.- powiedziała smutnym tonem,a ja po raz pierwszy tego dnia poczułam, że ogień pod moją skórą zamienia się w sopelki lodu.

Data aktualizacji; 28.12.15

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 12

Rose
Sen nie przychodził; ostatnie wydarzenia dobijały się do wszystkich drzwi w mojej głowie. Przewracałam się z boku na bok, a natrętne myśli, wciąż nie dawały mi spokoju. Odszukałam na szafce przy moim łóżku zegarek po to, by odkryć, że było po drugiej.
Czemu dałam się pocałować temu debilowi, Malfoyowi? Czemu zachowywałam się jak Lily? Czy to możliwe, że byłam tak samo nieodpowiedzialna jak moja kuzynka? Jak mogłam ją pouczać, by nie ufała Puckeyowi, gdy sama obściskiwałam się po kątach z chłopakiem, który jak podejrzewałam, był niestabilny emocjonalnie?
Odpowiedź była prostsza niż kiedykolwiek: to był odruch.. Każdej dziewczynie się podobał, a ja nie byłam wyjątkiem. Był dla mnie miły i przekonałam się, że wcale nie jest taki jak mi się wydawało.
-Rose, jesteś taka głupia! Jak mogłaś przez trzy dni zmienić  zdanie o tym Śizgonie! Kiedyś nie potrafiłaś przestać go drażnić, a teraz padasz w jego ramiona?- mój rozum próbował przejąć kontrolę nad uczuciami. 
Och, a to ciekawe. Myślałam, że zgubiłam go podczas imprezy, z której nic nie pamiętałam. Kiedy o tym myślałam, czułam ucisk w żołądku jak przed i po napisaniu ważnego egzaminu.
Cały czas nękało mnie przeczucie, że to nie był nasz pierwszy pocałunek. To ciepło, które rozlało się po całym moim ciele było takie znajome....Jęknęłam i schowałam głowę pod kołdrę.
Jeśli jeszcze nie straciłam rozumu, byłam na najlepszej drodzę, by tego dokonać.

Rano wstałam kompletnie zaspana; zmęczone oczy i obolałe ciało nie chciały słuchać rozkazów jakieś rudej dziewuchy. Po kwadransie zwlokłam się z łóżka, ubrałam i poszłam na śniadanie.
Chloe już kończyła swój posiłek i cały czas zerkała w stronę stołu Ślizgonów. Na przemian uśmiechała się lub rumieniła.
W końcu nie wytrzymałam.
-Tak w ogóle to w rodzinie wszyscy zdrowi? Obawiam się o twoją psychikę; coś musi być z tobą nie tak.
Nawet mnie nie usłyszała.  Kiedy w końcu zorientowałam się, do kogo słała te spojrzenia, prawie  zakrztusiłam się sokiem dyniowym (uwierzcie mi na słowo, nie był to najsmaczniejszy napój, jaki piłam, a w połączeniu z takimi informacjami...to była katastrofa. Wszystko to musiało prowadzić do nieodwracalnej klęski).
Mój kuzyn był najwyraźniej w świetnym humorze i postanowił poflirtować z Winters. Siedział z dala od Malfoya i Zabiniego, więc wnioskowałam, że się do siebie nie odzywają. Trzeba było przyznać, że chłopak się szybko pocieszył po kłótni z najlepszym przyjacielem. Oczywiście Al nie odzywał się także do mnie, więc jeżeli Chloe miała zamiar spędzać z nim czas, nie będzie miała go dla mnie.
Ugh,ale od czego są  przyjaciele?
-Spotykacie się?- spytałam prosto z mostu, chociaż wiedziałam, że znów mogę nie spotkac się z odpowiedzią.
-Co?- odpowiedziała rozkojarzona dziewczyna- Nie, nie.
-Może nie, ale jesteście bezwstydni i ze sobą flirtujecie. Rozumiem, że chcesz z nim siedzieć na eliksirach, a nie ze mną, skarbie?
Chloe spojrzała się na mnie błagalnym wzrokiem.
-Proszę. Wiem, że ty się z nim pokłóciłaś...
Skinęłam głową na znak, że się zgadzam i wstałam od stołu, zostawiając zakochaną blondynkę samą. 
Choć może nie do końca...Al wstał od stołu ze spojrzeniem mówiącym, że ma ochotę zapolować na zwolnione przeze mnie miejsce.
Scorpius
Stałem pod salą do eliksirów razem z Nathanem i starałem się nie myśleć ani o Puckeyu i Lily, ani o pocałunku z Rose. Nie wierzyłem, że na serio pocałowałem tę  nieznośną kuzynkę Pottera, którą znałem od tylu lat. Nigdy za nią nie przepadałem.  Podobało mi się to, że , że nie była taka miła jak inne dziewczyny, ktore ze mną rozmawiały. 
A mimo to,  usiadła obok mnie po sprzeczce w bibliotece i po bójce się mną zajęła. Chciałem jej jakoś podziękować...Może nie wybrałem najlepszego sposobu, ale chciałem dobrze. 
Nikt nie troszczył się o mnie w taki sposób odkąd Inez... Utopiłem wzrok w tłumie, marząc o tym żeby się z nim zlać i już nigdy się z niego nie wyróżniać. Chciałem zamienić głośne życie, które kiedyś wybrałem na wieczny spokój. On nie zmuszałby mnie do podejmowania żadnych decyzji; nie tych, które mogły zranić innych ludzi.
Skrzywiłem się, gdy moje myśli zaczęły krążyć wokół Inez Arnaud. Albus był w niej zakochany. Mimo to, byłem na niego zły. Jak mógł sądzić, że nic dla mnie nie znaczyła?
Znaczyła, aż za wiele.  Każdy popełnia błędy, a ja swojego nie mogłem naprawić.
Myśląc o tym zdałem sobie także sprawę, że nie dowiem się nic od jego ojca na temat Śmierciożerców. 
-Świetnie- pomyślałem.-Może jednak będzie na tyle inteligentny, by przekazać mi niepokojące wieści?
Skończyłem swoje rozmyślania, gdy zauważyłem Macmillan ze swoją świtą.
Instynktownie spojrzałem na Nathana, a ten tylko wzruszył ramionami. To było d niego podobne.
Laura podeszła do nas,  stukając obcasami po podłodze. Dotknęła brody Nathana,a jej opanowane spojrzenie spoczęło na jego twarzy.
-Jak tam Zabini? Udało ci się już pozbierać?- spytała, zanim puściła go i wybuchła perlistym śmiechem.
Nathan odpowiedział jej  niemiłym uśmieszkiem.
-Wybacz,  byłaś tylko kolejnym epizodem w moim dzikim życiu miłosnym.
 Ciekawe, czy zdołał ją chociaż trochę zranić swoimi słowami. Laura nie wyglądała na obrażoną, ale nie miałem okazji się o tym przekonać. Po tych słowach pojawił się Profesor Slughorn i wpuścił wszystkich do środka.
Nathan i ja zajęliśmy nasze ulubione miejsca. Nasz wzrok przyciągnął Al;  zajęty rozmową z Winters, usiadł z nią w rzędzie obok.
Myślałem, że to będzie koniec dziwactw przynajmniej na tę lekcję, ale potem do klasy weszła Rose, a jedynym wolnym miejscem pozostało to obok Puckeya.
Zauważyłem jak wątpliwosci mukują jesienny pejzaż na jej twarzy. Profesor Slughorn ponaglił ją, zmuszając wszystkie liście by opadły. Nie było miejsca na zawiść; nie w tej klasie, nie tego dnia. Zajęła miejsce obok chłopaka.
Rose
Usiadłam obok bruneta i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. Nie mogłam powstrzymać lekkiego drżenia rąk. Czułam, że wlepia we mnie swoje czarne ślepia jak w ofiarę jakiej chorej gry.Gdy podniosłam wzrok, zuważyłam, że  na twarzy nie miał żadnych śladów pobicia ani zmęczenia.
- Przekaż swojemu przyjacielowi, że zafundował mi wczoraj niezłą rozrywkę- powiedział, przybierając na twarz łobuzerski uśmieszek.
Pochylił się nade mną; mogłam wyczuć jego ciepły oddech, który ogrzewał moją zimną skórę.
-Swoją drogą ciekawe gdzie nauczył się tak bić, co?
Chłopak roześmiał się tuż przy mojej twarzy; odruchowo odwróciłam wzrok.
Dziwiło mnie to, że cała moja otwartość i poczucie pewności siebie w jego obecności znikało jak kałuża po deszczu.
Może to właśnie o to chodziło? Wszystkie te panny, które na niego leciały mogły się czuć przy nim takie bezradne, takie delikatne... że nie miały wyboru i poddawały się jego zaczepkom.
-Mówisz tak, jakby bójki były dla ciebie przyjemnością.- zauważyłam, ku swojemu zdziwieniu zdecydowanym tonem.
Jeszcze szerszy uśmiech.
 Puckey z tym wyrazem twarzy nie wyglądał wcale przyjemnie. Każdy inny tak, ale nie on.
-Moje życie jest nudne. Musze sobie je jakoś urozmaicać. 
 Czułam jak moje uczucia plączą się jak kłębki wełny. Nie mogłam zaznać spokoju; Toby był jak kot, którego nie może ominąć najlepsza zabawa.
- Rozumiem, że Lily też należy do zapychaczy zbędnego czasu?- spytałam coraz bardziej wzburzona. 
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Slughorn zaczął swój wykład, a ja skierowałam wzrok w jego stronę. Wytężyłam wszystkie zmysły, by móc się skupić na lekcji i zapomnieć o obecności bruneta. Wiedziałem, że nie uda mi się tego dokonać, ale my ludzie, uwielbiamy siebie oszukiwać.
Kiedy przeszliśmy do zadania, głos Puckeya znowu rozbrzmiał niedaleko mnie.
-Wiem, co o mnie mówią.- zaczął, a ja dla odmiany skupiłam uwagę na tym co mówił. Byłam ciekawa, co wymyśli tym razem- Na prawdę nie wiesz jak to jest być w mojej skórze. Popełniłem wiele błędów, które ciągną się za mną do dziś. Nigdy nie chciałem uderzyć Evie. Szarpała mnie, wyzywała, chciałem ją uspokoić..tak wyszło.
-Tak wyszło.-powtórzyłam, czując jak przybywa mi odwagi.- Jakoś tak to można zapomnieć oddać książkę do biblioteki, a nie kogoś uderzyć.
-To się nigdy nie powtórzyło.
-Jeszcze- warknęłam, a on złapał mnie za nadgarstki.
-Kocham ja rozumiesz?
-W jego oczach było widać desperacje, a uścisk był strasznie mocny. Poczułam,że jego paznokcie wbijają mi się w skórę.
Byłam taka mały przy tym gigancie; nie potrafiłam przestać tak myśleć.
Zadzwonił dzwonek, ale Puckey wciąż mnie nie puszczał.
-Zostaw mnie i ją w spokoju.- dodał.
Już miałam coś odpowiedzieć, ale mój głos został zamknięty w słoiku przez płynący w moich żyłąch strach. Zza moich pleców dobiegł mnie głos Malfoya.
-Ją też masz zamiar pobić, Puckey?
Brunet puścił mnie i wziął głęboki oddech. Potem wstał i podszedł do blondyna. Mogłam dosłyszeć, jak szepce przechodząc obok niego.
-Ją też masz zamiar wykorzystać?

Udało mi się uniknąć rozmowy ze Scorpiusem. Wiedziałam, że powinnam była mu podziękować za pomoc, ale nie chciałam żebyśmy zaczęli rozmawiać, o tym co stało się w Pokoju Życzeń.Pewne rzeczy powinny zostać, tam gdzie się wydarzyły. Nasz pocałunek to tylko kolejna tajemnica skrywana przez magiczny pokój.
Następne lekcje  były jak płytki sen. Cały czas próbowałam się dowiedzieć od Chloe, jak to się stało, że Al zwraca na nią tyle uwagi. 
- Zobaczyłam, że Scorpius i Toby się biją. Chciałam sprowadzić pomoc, a zamiast tego natknęłam się na Albusa- wyjaśniła mi na Zakleciach.- Chciałam go wesprzeć po kłótni z przyjacielem..W końcu zapomnieliśmy o wszystkim o poszliśmy na boisko od Quiditcha.
Więcej nie udało mi się dowiedzieć, ale zakładałam, że nie opowiedziała mi najlepszej części ich spotkania. Poprosiłam ją by przekonała go, by się na mnie nie gniewał. Poczułam jak część napięcia uchodzi ze mnie jak powietrze z balonika, gdy powiedziała, że jest gotowa dla mnie walczyć. Starczyło mi, że zraziłam już do siebie Lily,zaufania  Ala nie mogłam stracić.
Kolejny dzień minął wyjątkowo spokojnie. Unikałam Scorpiusa, Tobyego, Lily oraz Ala; zupełnie jakby byli iskrami ognia, a ja kawałkiem drewienka na opał. Czułam się samotna, kiedy Chloe znikała gdzieś z Potterem, ale to dawało mi wiarę, że może niedługo wypełni swoją ,,misję''.
W piętek zamieniłam parę zdań z Evie i dowiedziałam się, że Malfoy i Albus w żaden sposób nie potrafią się dogadać na treningach przed meczem z Puchonami.
W całej szkole zaczęło być głośno z powodu zbliżającego się pojedynku. Nigdy nie rozumiałam fascynacji tym sportem. Cała ta otoczka wokół tego wydarzenia zaczynała mnie męczyć.
Byłam pewna, ze wygra Slytherin. Po co ten szum? Kiedy jednak zaczęłam dłużej o tym myśleć, zaczęłam się bać o wynik meczu, w którym w jednej drużynie grał Malfoy i Al. Może, jednak czekała mnie niespodzianka?
Miałam tylko nadzieję, że ten mecz nie pokompilkuje wszystkiego jeszcze bardziej.